Zagadki nie tylko na skrzydłach

CO WIADOMO

1. Nie będzie pozwu dla Macieja Szczęsnego. Mimo że były reprezentacyjny golkiper wystrzelił ślepakami w kierunku selekcjonera Jerzego Brzęczka, który – rzekomo – miałby wystawiać Arkadiusza Recę w tym celu, aby Wisła Płock (z której trafił do reprezentacji) uzyskała od Atalanty Bergamo dodatkowy bonus, PZPN – jak ustalił „Sport” – nie skieruje sprawy na ścieżkę prawną. – Nie zajmujemy się głupotami. W przeciwnym przypadku do sądu musielibyśmy chodzić prawie codziennie. A na to szkoda czasu – można usłyszeć na szczytach związkowych władz. Swoją drogą, Szczęsny-senior wyjątkowo nie zadbał o komfort syna Wojtka na kolejnym zgrupowaniu…

2. Krzysztof Piątek to nie… Zbigniew Boniek. Obecny prezes PZPN do reprezentacji wchodził z buta, z miejsca atakując pozycję jednego z liderów. A przynajmniej nie przejawiając wielkiej ochoty na bezwarunkowe podporządkowanie się Kazimierzowi Deynie. Napastnik AC Milan nie ma podobnego charakteru, a w każdym razie nie ma takiego nastawienia. Piątek jest grzecznym, skromnym i miłym młodym człowiekiem, który bardzo mocno stąpa po ziemi. Nie brakowało obaw, że po oszałamiającej karierze, którą w krótkim czasie zrobił w Serie A, Krzysiek zakocha się w sobie z wzajemnością. Tymczasem on uznaje hierarchię i dominację Roberta Lewandowskiego. Co dobrze rokuje ich boiskowej współpracy. I atmosferze w kadrze.

3. Gole zdobywamy, gdy na boisku są dwaj skrzydłowi. W eliminacjach Euro 2020 selekcjoner Brzęczek oba rozegrane mecze rozpoczynał w ustawieniu z Piotrem Zielińskim na lewym skrzydle, w roli oszukanego skrzydłowego. I nasza drużyna w tym schemacie prezentowała się niczym… ptak ze złamanym skrzydłem. Dawała się zdominować rywalom, którzy w obu przypadkach w pierwszych połowach atakowali groźniej od biało-czerwonych, oddając więcej celnych strzałów od naszego zespołu. A przypadku nie ma także zapewne w tym, że wszystkie trzy zdobyte dotąd w drodze na mistrzostwa Europy gole przez Polaków padły wówczas, gdy na boisku znajdowała się para klasycznych, szybkich skrzydłowych. Wniosek wydaje się zatem oczywisty…

4. Bez Macieja Rybusa nie ma harmonii na skrzydłach. Było to widoczne już jesienią, ale spotkania z Austrią i Łotwą dobitnie potwierdziły, że największym nieobecnym w kadrze budowanej przez Brzęczka jest obrońca Lokomotiwu Moskwa. Pomijając fakt, że – pozbawiony rytmu meczowego w Serie A – Arkadiusz Reca cofnął się w rozwoju, za naszymi skrzydłowymi powinien być ustawiany dobrze broniący lewonożny defensor. OK, Zieliński jest obunożny, ale nie jest skrzydłowym. Natomiast Rybus powinien wpłynąć na zwiększenie nie tylko różnorodności, ale i jakości dośrodkowań; również ze stałych fragmentów. Czego poprawnie spisujący się w defensywie prawonożny Bartosz Bereszyński nie jest w stanie zapewnić.

5. Trener U-21 może spać spokojnie. Czesław Michniewicz przygotowuje kadrę młodzieżową do występu w czerwcowych MME, ale w marcu – podczas przedostatniego zgrupowania – nie miał do dyspozycji powołanych do pierwszej reprezentacji Szymona Żurkowskiego i Roberta Gumnego. Obaj utalentowani piłkarze w spotkaniach z Austrią i Łotwą spędzili jednak na boisku w sumie 0 (słownie: zero) minut. Wyszło więc na to, że obecnie Brzęczkowi nie są do niczego potrzebni, przegrywają bowiem rywalizację nie tylko z piłkarzami z wyjściowej jedenastki, ale także rezerwowymi numer 22 i 23. Czyli kadra jest ustabilizowana. Może na tym etapie to nawet… lepiej, w czerwcu powinni już bowiem uniknąć wędrówek między jedną a drugą kadrą, i w spokoju przygotować się do turnieju we Włoszech i San Marino. Stawka rywalizacji na Półwyspie Apenińskim będzie bowiem wysoka, i bliska trenerowi… Brzęczkowi – awans do turnieju olimpijskiego. Jesienią zastrzyk świeżej krwi drużynie narodowej będzie jednak nieodzowny.

NIEWIADOME

1. Dlaczego piłkarze zlekceważyli Łotyszy? Mecz w Wiedniu udało się wygrać fartem, zatem niedostateczna koncentracja przed pierwszym w obecnych kwalifikacjach spotkaniem na Stadionie Narodowym jest trudna do wytłumaczenia. Nasi reprezentanci zdają sobie sprawę, że nie funkcjonują dobrze w wyjściowym ustawieniu zaproponowanym przez selekcjonera Brzęczka, a mimo tego oczekiwali, że notowany ponad 120 pozycji niżej w rankingu FIFA rywal w ogóle nie podejmie walki. Choć z góry można było zakładać, że przeciwnicy, dla których Lotto Ekstraklasa wydaje się ziemią obiecaną, będą gryźli trawę. Czyżby obecny trener biało-czerwonych – w przeciwieństwie do poprzednika – nie przykładał właściwej wagi do przygotowania mentalnego?

2. Kto powinien rządzić w środku pola? Od początku kadencji Brzęczek zapowiadał, że ma nie tylko pomysł na – wreszcie – właściwe wykorzystanie Zielińskiego w drużynie narodowej, ale także sposób na wydobycie z Piotra pełni potencjału. Dotąd jednak to nie kadra kręci się wokół gracza SSC Napoli, tylko 25-letni pomocnik krąży po różnych sektorach boiska w poszukiwaniu tego najlepszego dla siebie. Kadra na tym nie zyskuje, bo pod nieobecność Ziela w centrum Mateusz Klich, ani tym bardziej Grzegorz Krychowiak, nie są w stanie poprowadzić gry. A może wreszcie – zważywszy także na fakt, że obecny selekcjoner jest właściwie skazany na grę dwoma napastnikami – najwyższa już pora, aby obsadzić Piotra, i to już na stałe, na pozycji numer 8?

3. Czemu służą taktyczne eksperymenty? Już w lutym na specjalnie zwołanej na Stadionie Narodowym konferencji selekcjoner obiecywał, że na początku eliminacji kadra będzie bazowała na tym, co wypracowała jesienią. Także dlatego, że nie ma czasu na kolejne próby. Tymczasem, choć w dwóch najlepszych ubiegłorocznych występach pod kierunkiem Brzęczka – w Bolonii i Guimaraes – zespół był ustawiony z dwoma skrzydłowymi, a ćwiczył także wariant bez bocznych pomocników, wczesną wiosną wybrał opcję z jednym skrzydłowym. Czyli de facto nowy. Efekty były jednak dwa razy na tyle niesatysfakcjonujące, że wracał bazowy schemat. Czyżby zatem szef kadry tak mocno wierzył w siłę naszych indywidualności, że założył, iż warto na testy poświęcić nawet po kilka kwadransów w meczach o punkty? Bo ten alternatywy wariant wreszcie zaskoczy? Oby tym razem się nie mylił…

4. Czy można było uniknąć epidemii? Po meczu w Wiedniu, gdzie Arkadiusz Milik został zdjęty już po pierwszej połowie, selekcjoner poinformował, że napastnik SSC Napoli zmagał się w dni poprzedzające rywalizację z Austriakami z wirusem. Należy zatem zadać dwa istotne pytania: czy był w ogóle sens wystawiać zagrypionego piłkarza? A także: czy bardziej właściwym miejscem w jego stanie była, zamiast boiska, izolatka? Słowem, czy to nie Milik był źródłem epidemii, która nawiedziła kadrę przed meczem z Łotwą? Wnioski przydadzą się trenerowi Brzęczkowi i medycznej części jego sztabu przed kolejnymi seriami w kwalifikacjach – za każdym razem dwumeczowymi. I kończonymi rywalizacją z silniejszym rywalem od Łotwy.

5. Dlaczego trawa była za śliska? Mecz z Łotwą nie ułożył się od początku po myśli polskich piłkarzy również dlatego, że – jak ujął to Kamil Glik – jeździli (w domyśle na czterech literach) po położonej na Stadionie Narodowym nawierzchni. Goście także mieli z tym problem, ale – jako mniej techniczny i nastawiony wyłącznie na kontrataki zespół – znaleźli się w nieco uprzywilejowanej sytuacji. Delegat UEFA nie zgłosił co prawda zastrzeżeń do murawy, a jej producent zagrzmiał nawet w mediach, żeby piłkarze wzięli się za grę, i nie wygadywali głupot. Logiczne wydaje się jednak, że w zaistniałej sytuacji warto wziąć pod uwagę zdanie zawodników. Jeśli bowiem jako gospodarze nie zadbamy o komfort reprezentantów w ich twierdzy, to będzie – delikatnie określając – słabe świadectwo operatywności. Zarówno dla zarządców PGE Stadionu Narodowego, jak i dla PZPN.

 

Na zdjęciu: Krzysztof Piątek (nr 23) ani myśli podważać gwiazdorskiego statusu Roberta Lewandowskiego…