Zagłębie Lubin. Bohar idzie na wynik

Trzynaście goli zdobył w poprzednim sezonie najskuteczniejszy piłkarz Zagłębia Lubin. Był nim Filip Starzyński, którego wynik sprzed nieco ponad roku poprawił w piątek Damjan Bohar.


29-letni Słoweniec, strzelając zwycięskiego gola w starciu przeciwko ŁKS-owi Łódź, wpisał się na listę strzelców po raz czternasty w tym sezonie i śmiało może myśleć o tym, aby poprawić rezultat, który wykręcił – w sezonie 2017/18 – Jakub Świerczok. Zawodnik ten zdobył wówczas 16 bramek w rozgrywkach i jest to zdecydowanie najlepszy wynik, jaki w ostatnich latach – w pojedynczym sezonie – uzyskał gracz lubińskiego zespołu. Sympatycy „Miedziowych” śmiało zatem mogą powiedzieć, że wreszcie doczekali się skutecznego napastnika, choć – jak wiadomo – zawodnik ten nie jest klasyczną „dziewiątką”. Lepiej, aniżeli na szpicy ataku, czuje się na lewej stronie boiska. Potęguje to jedynie fakt, że wcale nie trzeba się bawić w uzurpowanie kogokolwiek, aby seryjnie zdobywać gole.


Królem strzelców w tym sezonie Damjan Bohar raczej nie zostanie, bo Christian Gytkjaer ma solidną przewagę. Duńczyk nie trafił wprawdzie do siatki w sobotnim meczu w Gliwicach, ale mimo to strzelił w bieżących rozgrywkach o sześć goli więcej od Bohara. Dla drużyny z Lubina nie to jest jednak najważniejsze. Wygrywając w piątek z ŁKS-em i – praktycznie grzebiąc tego rywala ostatecznie – lubinianie zyskali spory komfort na dalsze kolejki. Nad strefą spadkową mają już 11 punktów przewagi i tylko jakiś kataklizm może spowodować, że zespół Martina Szevelim zaplącze się w walkę o utrzymanie w ekstraklasie.

– Na pewno w końcówce meczu, kiedy przeciwnik trafił w poprzeczkę, dopisało nam szczęście. Niemniej jednak odnieśliśmy niezwykle ważne zwycięstwo. Te trzy punkty są dla nas bardzo ważne – mówił w piątek późnym wieczorem Martin Szevela. Słowacki szkoleniowiec podkreślił, że nie zawsze są mecze, w których strzela się po kilka bramek. Jak również cieszył się z tego, że jego drużyna nie straciła bramki.

– Z tego mogę być zadowolony. Ze sposobu, a jaki funkcjonowała nasza linia defensywna – powiedział Szevela. Tymczasem Wojciech Stawowy, odkąd przejął ŁKS, nie może o grze swojej drużyny wypowiadać się w superlatywach. W piątek prowadził zespół po raz piąty i poniósł czwartą porażkę. Łódzki zespół pod wodzą tego szkoleniowca strzelił – w pięciu spotkaniach – zaledwie jednego gola.

– Minimalizm i kalkulacja kosztowały nas utratę gola. Kiedy przesypia się całą pierwszą połowę, to nie da się pomóc szczęściu. Po przerwie, mimo gry w osłabieniu, prezentowaliśmy się lepiej. Graliśmy tak, jak powinniśmy grać, gdy na boisku było nas jedenastu – powiedział szkoleniowiec ŁKS-u. Który dodał, że jego zespół na każdy mecz wychodzi z szatni zdeterminowany. Ale po pierwszym gwizdku sędziego drużyna zmienia swoje oblicze. Efekty są następnie widoczne gołym okiem. A ich wymiar powoduje, że w kolejnym sezonie oglądać będziemy zespół z Łodzi na zapleczu ekstraklasy.


Zobacz jeszcze: Relacja z meczu Zagłębia Lubin z ŁKS-em Łódź