Zagłębie Lubin. Robiący różnicę

Zagłębie nie miało w swoich szeregach kogoś takiego, jak Josue, więc przegrało mecz. Mimo tego „Miedziowi” patrzą w przód z optymizmem.


Legia nie zagrała wybitnego spotkania, ale najważniejsze jest dla niej to, że udało się zgarnąć komplet punktów. Ekstazy w Warszawie nie było, bo świadomość wagi spotkania nawet dla mistrzów Polski była w pewnym stopniu paraliżująca. – Graliśmy zbyt nerwowo i nie na tym poziomie, na jakim potrafimy, ale nie mam żadnych słów krytyki dla drużyny, bo rozumiem, jaka jest sytuacja – mówił Aleksandar Vuković.

Inaugurując 2022 rok „Wojskowi” wiedzieli, że podchodzą do gry zajmując… ostatnie miejsce w tabeli. A wszystko to za sprawą wcześniejszego zwycięstwa nad Jagiellonią Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, która nie zamierza składać broni. Tym bardziej ciekawie zapowiadają się więc nadchodzące coraz większymi krokami dwa spotkania „Słoni” z Legią. Oczywiście jest to efekt zaległości, jakie z racji pucharów mają mistrzowie Polski, a które w przypadku meczu z Niecieczą nie zostały uregulowane.

– Schodzę z meczu zły, wściekły, bo nie zasłużyliśmy na ten rezultat – przyznał natomiast rozgoryczony Piotr Stokowiec. Trener Zagłębia dostrzegł jednak optymizm w grze swoich zawodników i tak jak jego warszawski vis-a-vis przyznał, że to rywale… nie stwarzali żadnych sytuacji. – Ale głowy do góry, bo tak grające Zagłębie będzie wygrywać – obiecywał Stokowiec i brzmiało to wiarygodnie. Rzeczywiście bowiem przez większość pierwszej połowy „Miedziowi” nie pozwalali niemrawej Legii na wiele, przez co okazji podbramkowych było jak na lekarstwo – z obydwu stron.

Ale „Wojskowi” w przeciwieństwie do Zagłębia mieli w swoich szeregach Josuego, który swoim ponadprzeciętnym talentem zrobił różnicę, dając zespołowi dwa gole przed przerwą. Kogoś takiego Zagłębie nie miało, choć rzecz jasna swoją lewą nogą czujność Artura Boruca próbował sprawdzać Patryk Szysz. Ustrzelił nawet jednego gola przy niezrozumiałym braku interwencji legijnego golkipera, lecz oblężenie, jakie zafundowało gościom po przerwie Zagłębie, nie dało dalszych efektów.

Raczej w koszulce „Wojskowych” nie zobaczymy już natomiast drugiego z wirtuozów, Luquinhasa. – Wydaje mi się, że jego transfer jest dość blisko. Ale jeśli w przyszłym tygodniu, który będzie decydujący, do niego nie dojdzie, wtedy wszystko będzie możliwe. Na tę chwilę wygląda to tak, że „Luquiego” niestety nie będzie z nami – zdradził kulisy transferu Brazylijczyka Vuković. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że w połowie stycznia Serb uczynił z Luquinhasa… kapitana Legii. Coraz więcej wskazuje na to, że pomocnik nie poprowadzi kolegów z opaską ani razu. Klub zarobi na nim 3 mln euro, a 25-latek trafi do NY Red Bulls.


Fot. Tomasz Folta/Pressfocus