Zagłębie postawiło się faworytowi, ale szczęścia zabrakło

Po raz drugi w tym sezonie piłkarze Zagłębia przywożą z Łodzi punkt i tak jak po jesiennym meczu z Widzewem nie byli zadowoleni, tak i teraz żałują, że z ŁKS nie wygrali.


Ostatni zespół w tabeli był równorzędnym partnerem zespołu ze ścisłej czołówki i tylko świetna gra bramkarza Arkadiusza Malarza sprawiła, że mając więcej okazji do strzelenia gola Zagłębie zaledwie zremisowało.

Wygląda na to, że zaczyna się właśnie charakterystyczny dla decydującej fazy rozgrywek „wyścig żółwi” w czołówce, bo – paradoksalnie – dzięki bezbramkowym remisom i po meczach, po których od kibiców (gdyby byli) należały się gwizdy, ŁKS i GKS Tychy zmniejszyły dystans do prowadzącej dwójki. Pozycji Zagłębia cenny skądinąd remis w Łodzi nie poprawił.

Sosnowiczanie mogli w Łodzi czuć się zagrożeni tylko przez chwilę na początku meczu i na początku drugiej połowy. W 4 minucie Krystian Stępniowski obronił strzały Łukasza Sekulskiego i Antonio Domingueza po rzucie rożnym, a w 51 – nie dali mu rady Piotr Gryszkiewicz i Carlos Moros. Szansę na bramkę łodzianie mieli jeszcze w 79 minucie, ale tylko do momentu, gdy sędzia po konsultacji z asystentem (w I lidze VAR-u nie ma) zmienił decyzję o przyznaniu karnego za faul Lukasza Dżuriszki na Łukasza Sekulskim i uznał, że to Sekulski faulował.

Znacznie więcej pracy miał Arkadiusz Malarz. W pierwszej połowie najbardziej zagrażał mu aktywny pod bramką Szymon Sobczak, który przegrał z nim „sam na sam” w 32 minucie, po przerwie – Szymon Pawłowski i Michał Masłowski.

Malarz, który w paru poprzednich meczach (z derbami włącznie) nie zawsze swoimi interwencjami pomagał drużynie, tym razem nie pomylił się ani razu, nie mając przy tym wsparcia od obrońców, którzy często chaotycznie wybijali piłki na oślep spod swojej bramki.

O tym, co trener Mamrot myślał o grze swojego zespołu, świadczy fakt aż trzech zmian w przerwie. Niewiele to pomogło, bo poza Sekulskim ŁKS nie ma w tej chwili napastnika (Corral i Ricardinho są kontuzjowani). Zmiany nic nie wniosły, bo rywal grał pewnie i nieustępliwie, a nie bez znaczenia był zapewne fakt powrotu do defensywy Piotra Polczaka, który zagrał dopiero czwarty raz od lipca ubiegłego roku, a pierwszy od listopada. Linia obrony Zagłębia nie popełniła błędu i zatrzymała ataki ŁKS przy niewielkich stratach własnych, jaką jest czwarta żółta kartka Dawida Gojnego, wykluczająca go z kolejnego meczu.

„Mecz stał na słabym poziomie” – powiedział kiedyś na konferencji prasowej po wygranym meczu ŁKS z Górnikiem w Zabrzu ówczesny trener łodzian Wojciech Łazarek. „Jak to, przecież ŁKS grał bardzo dobrze” – zaprotestowali śląscy dziennikarze. „Tak? A ja czytam w gazetach, że jak gospodarze nie wygrywają, to znaczy, że mecz był bardzo słaby”. Mając w pamięci reprymendę, jaką udzielił przed laty żurnalistom Mistrz Trenerskiego Fachu, poziomu meczu nie będę oceniał. Lepiej skupić się na pozytywach i bić brawo tym, którzy nie przestraszyli się faworytów i blisko byli sukcesu.

„Punkt niewiele wnosi, ale gra daje podstawy do optymizmu przed dwoma kolejnymi meczami na swoim boisku” – mówił trener Kazimierz Moskal. – „W Opolu byłem bardzo niezadowolony, teraz jednak zespół grał na miarę swoich możliwości. Nie było widać różnicy miejsc między drużynami”. „Trzeba się cieszyć z remisu” – trener Mamrot z kolei surowo ocenił grę swojej drużyny. Nowy trener ŁKS jeszcze nie wkupił się w łaski łódzkich kibiców, którzy tęsknią za… Kazimierzem Moskalem. Owacje na jego cześć odbijają się echem od pustych trybun jeszcze od czasu, gdy dwa lata temu wprowadzał on ŁKS do ekstraklasy.


ŁKS Łódź – Zagłębie Sosnowiec 0:0

ŁKS: Malarz – Dankowski (46. Wolski), Moros, Dąbrowski, Klimczak – Pirulo, Rozwandowicz, Dominguez (75. Tosik), Trąbka (46. Rygaard), Janczukowicz (46. Gryszkiewicz) – Sekulski (82. Nawotka). Trener Ireneusz Mamrot.

Zagłębie: Stępniowski – Turzyniecki, Dżuriszka, Polczak, Gojny – Szwed (64. Korzeniecki), Ambrosiewicz, Masłowski, Miszak, Seedorf (59. Pawłowski) – Sobczak (87. Gregorio). Trener Kazimierz Moskal.

Sędziował Artur Aluszyk (Szczecin).

Żółte kartki: Dankowski, Moros, Dominguez, Rozwandowicz, Pirulo – Sobczak, Gojny.

Piłkarz meczu Arkadiusz Malarz.


Fot. twitter.com/LKS_Lodz