Zagłębie Sosnowiec: Cel uświęca… nudę

Zagłębie Sosnowiec pokonało wówczas 3:0 znajdującą się w tamtym momencie w głębokim kryzysie szczecińską Pogoń, która dziś punktów ma już dwa razy więcej od sosnowiczan, a z którą przyjdzie im raz jeszcze w tym roku zagrać. W – nomen omen – pogoni za czystym kontem w meczu ligowym, trener Valdas Ivanauskas w porównaniu do tamtego spotkania pozmieniał 50 procent linii defensywnej Zagłębia, przede wszystkim jednak – ukształtował nowe oblicze sosnowieckiej drużyny w destrukcji. To słowo nie jest tu przypadkowe: trochę w myśl zasady „cel uświęca środki”, opiekun Zagłębia dokonał również… destrukcji emocji – przynajmniej w piątkowym meczu.

– Jesteśmy zadowoleni, że zagraliśmy na zero z tyłu, a to nie zdarza się nam zbyt często – w krótkim zdaniu Litwina zawiera się sens pracy wykonanej przez jego podopiecznych podczas treningów, a także – w trakcie piątkowego spotkania. – Pracowaliśmy mocno nad tym, żeby poprawić naszą grę w tyłach i w meczu z Piastem było widać, że pod tym względem jest lepiej – podkreślał Michael Heinloth, w końcówce spotkania przy Okrzei najbardziej przytomny defensor Zagłębia, najskuteczniej kasujący wszelkie próby gliwickich dograń w „szesnastkę”.

Osiągając tak wyczekiwany cel – czyli „zero” po stronie strat – sosnowiczanie (na razie?) poświęcili  na rzecz jego realizacji to, za co (przynajmniej od czasu do czasu) byli chwaleni: pewną fantazję i kreatywność w grze ofensywnej. – Z Piastem pokazaliśmy, że stać nas na solidną grę w defensywie. Trzeba jednak myśleć nie tylko o tyłach, ale też o tym, żeby stwarzać sobie bramkowe sytuacje pod bramką przeciwnika – to jeszcze raz niemiecki obrońca beniaminka. [Żarko Udoviczić] – patrząc na I połowę z boku (czyli z ławki rezerwowych) używał mniej skomplikowanych słów. – Nudno było… – mówił wprost. – Brakowało w naszej ekipie kogoś, kto brałby na siebie odpowiedzialność za grę w ofensywie.

W tym ostatnim kontekście plan na grudzień, o którym zgodnie mówili w piątek sosnowiczanie – remisy na wyjeździe, wygrane u siebie – może był niełatwy w realizacji…

 

 

Rozmowa Adama Godlewskiego z Piotrem Stokowcem