Zagłębie Sosnowiec. Do trzech razy sztuka

Wojciech Szumilas w tym sezonie jeszcze w wyjściowym składzie nie zagrał. Być może sztuka ta uda mu się w starciu z drużyną, w której stawiał pierwsze kroki w seniorskiej piłce. 


Szumilas to wychowanek MKS-u Lędziny, ale pierwsze kroki w dorosłym futbolu stawiał właśnie w Tychach. Dziś po raz trzeci zagra przeciwko byłemu klubowi. Jak do tej pory dwa poprzednie mecze zakończyły się wygraną tyszan – minionym sezonie GKS wygrał 2:1 zarówno w Sosnowcu, jak i na własnym terenie.

Po kontuzji nie ma śladu

W pierwszej ze wspomnianych gier to właśnie Szumilas wyprowadził Zagłębie na prowadzenie, ale rywale odpowiedzieli dwoma trafieniami i wywieźli z Ludowego komplet punktów. Drugi mecz, będący jak do tej pory ostatnią ligową potyczką obu drużyn, miał miejsce w marcu bieżącego roku. Bohaterem spotkania był wówczas golkiper Zagłębia, Michał Gliwa, który obronił dwa rzuty karne egzekwowane przez tyszan. Mimo to bramkarz sosnowiczan nie uchronił swojego zespołu od porażki, z czego był wówczas ewidentnie niezadowolony.

Wojciech Szumilas w obu tych meczach zagrał od pierwszej do ostatniej minuty. Jak będzie tym razem? Pomocnik Zagłębia podczas przygotowań do sezonu doznał urazu i dopiero niedawno wrócił do pełnej sprawności. Były gracz tyszan zaliczył jak do tej pory krótki epizod w meczu z Arką oraz niespełna kwadrans w ostatniej kolejce przeciwko GKS-owi Katowice.

– Najważniejsze, że po kontuzji nie ma już śladu. Trenuję na pełnych obrotach i walczę o powrót do składu. Rywalizacja w zespole jest duża, każdy pali się do gry. Dobrze weszliśmy w sezon, stąd nie dziwi fakt, że trener nie dokonywał zmian w pierwszej jedenastce. Mamy mocny zespół, silniejszy niż w minionym sezonie, dlatego twarda walka o miejsce w składzie nie może dziwić – podkreśla pomocnik sosnowiczan, który liczy na to, że tym razem uda mu się wygrać z byłym klubem.

I znów „święta wojna”

– Chciałbym, żeby tak się stało, bo najwyższa pora na przełamanie. Na pewno zespół będzie chciał się odegrać za wpadkę w Katowicach, bo ten sezon fajnie się dla nas zaczął i chcemy to kontynuować. Terminarz ułożył się tak, że po derbach w Katowicach mamy kolejną śląsko-zagłębiowską „świętą wojnę”. O meczu z GieKSą już nie pamiętamy, na starcie z kolejnym rywalem musimy wyjść z czystą głową. Emocji na pewno nie zabraknie, liczymy na naszych fanów, którzy od początku sezonu kapitalnie nas wspierają – dodaje Szumilas.

Dla Zagłębia dzisiejszy mecz to powrót na „własne śmieci” po trzech wyjazdowych spotkaniach. Sosnowiczanie najpierw grali w Gdyni, następnie w Opolu, a w minioną sobotę po sąsiedzku w Katowicach. Bilans tych spotkań to wygrana, remis i porażka, a więc w sumie 4 „oczka”. Gdyby nie porażka z GieKSą, można by mówić o pełni szczęścia, zważywszy że wyjazdowy triumf nad Odrą 4:1 rozbudził aspiracje nie tylko kibiców. Mecz meczowi jednak nierówny i nieco ponad tydzień po efektownym zwycięstwie sosnowiczanie musieli przełknąć gorzką „pigułkę”.

Odprawić z kwitkiem

Zimny prysznic, jaki spadł na zespół Artura Skowronka, może jednak przynieść coś dobrego, bo mecz przy Bukowej pokazał, że budowa zespołu jeszcze nie jest zakończona. Dziś przekonamy się, czy ostania porażka to tylko wypadek przy pracy, czy większa zadyszka zwiastująca dodatkowe problemy.

Zagłębie powalczy o 10. wygraną nad GKS-em Tychy w lidze. Rywal ma na koncie 11 zwycięstw, a 6 razy padł remis. Po raz ostatni sosnowiczanie pokonali lokalnego rywala 6 września 2020 roku. Wówczas na Ludowym było 3:0, a bohaterem tamtej potyczki był Filip Karbowy, strzelec dwóch goli. Trzecie trafienie dorzucił Goncalo Gregorio. Trzy kolejne mecze to triumfy tyszan, których Zagłębie będzie chciało dziś odprawić z kwitkiem.


Na zdjęciu: Wojciech Szumilas już dwukrotnie mierzył się ze swoim byłym klubem, GKS-em Tychy.
Fot. Tomasz Kudala/Press Focus