GKS Tychy wreszcie się przełamał. Mateusz Piątkowski dał wygraną

Narzekający na kadrowe problemy trener sosnowiczan Radosław Mroczkowski postanowił zaryzykować. Tak można nazwać decyzję o wystawieniu w wyjściowej jedenastce na pozycji stopera, pozyskanego w piątek, nominalnego środkowego pomocnika Tomasza Hołotę. Wprawdzie doświadczony, 28-letni zawodnik, mający na swoim koncie 143 występy w ekstraklasie oraz sezon spędzony w Arminii Bielefeld, z niejednego piłkarskiego pieca jadł chleb, ale w sosnowieckim debiucie, na nietypowej dla siebie pozycji, „udławił się”.

Po wrzutce Macieja Mańki z linii bocznej pola karnego wywodzący się z GKS-u Katowice piłkarz tak niefortunnie interweniował, że wpakował piłkę do swojej bramki. W ten sposób koszmar odżył, bo w swoim ostatnim występie na sosnowieckim boisku Hołota, niemal rok temu, jeszcze w barwach Pogoni, także zaliczył „samobója” otwierając listę strzelców w spotkaniu przegranym przez szczecinian 0:3.

Skoro zaczęliśmy od opisania problemów gospodarzy to dodajmy, że także Ryszard Tarasiewicz, miał ból głowy. Co prawda przed spotkaniem na liście kontuzjowanych tyszan widniał jedynie Keon Daniel, ale już w 7 minucie spotkania, po powietrznym pojedynku z Piotrem Polczakiem, na murawę upadł zakrwawiony Marcin Biernat. Szkoleniowiec tyszan musiał zastąpić filara swojej defensywy rezerwowym obrońcą.

Ten manewr sprawdzał się do 55 minuty, bo wtedy po zagraniu Fabiana Piaseckiego ze środka boiska, wychodzący z drugiej linii Szymon Pawłowski przejął piłkę i strzałem z 16 metra w okienko doprowadził do wyrównania. Wprawdzie tyszanie domagali się odgwizdania spalonego, sugerując, że Patryk Małecki brał udział w akcji. Sędziowie po konsultacji uznali jednak, że kapitan sosnowiczan samodzielnie sfinalizował rajd i uznali gola, narażając się na krytykę kierownika tyskiego zespołu Grzegorza Kiecoka, który został ukarany czerwoną kartką i musiał opuścić murawę. Schodząc do szatni usłyszał… okrzyk radości z tyskiej ławki, bo w 58 minucie Łukasz Grzeszczyk, ograł Tomasza Nawotkę i wpadając z lewej strony boiska w pole karne dośrodkował na długi słupek. Tam Mateusz Piątkowski wyskoczył pół metra wyżej niż Quentin Seedorf i główkując z 5 metrów ustalił wynik spotkania.

Wprawdzie sosnowiczanie, a konkretnie Pawłowski, robili wiele, żeby wyrównać, ale Konrad Jałocha nie dał się już pokonać i pierwszy raz w tym sezonie GKS, pierwszy raz od 20 kwietnia, kiedy to 3:1 wygrali w Nowym Sączu, wrócił do domu z punktami.

 

Zobacz jeszcze: Zagłębie Sosnowiec jeszcze może się liczyć w tym sezonie

Zagłębie Sosnowiec. Powrót do żywych

 

 

Zagłębie Sosnowiec – GKS Tychy 1:2 (0:1)

0:1 – Hołota, 34 min (samobójcza)
1:1 – Pawłowski, 55 min
1:2 – Piątkowski, 58 min (głową),

ZAGŁĘBIE: Perdijić – Nawotka, Polczak, Hołota, Stewart (70. Radwanek) – Szwed (57. Biłenkyj), Karbowy (38. Sinior), Pawłowski, Seedorf, Małecki – Piasecki. Trener Radosław MROCZKOWSKI.

GKS: Jałocha – Mańka, Biernat (12. Sołowiej), Kowalczyk, Szeliga – Połap (46. K. Piątek), Kristo, Steblecki (85. J. Piątek), Szumilas – Grzeszczyk, Piątkowski. Trener Ryszard TARASIEWICZ.

Sędziował: Paweł Malec (Łódź). Widzów 4000.

Żółte kartki: Małecki, Hołota i Caliński (kierownik drużyny) – Połap, Steblecki, Kowalczyk i Tarasiewicz (trener). Czerwona: Kiecok (56, kierownik GKS Tychy),

 

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem