Zagłębie Sosnowiec. „Karbo” wraca na Ludowy

Przeciwko Zagłębiu Sosnowiec w barwach Chojniczanki zagra dziś „stary znajomy”.


Filip Karbowy trafił do Sosnowca po spadku Zagłębia z ekstraklasy w sezonie 2018/2019. Latem 2019 roku podpisał z klubem dwuletnią umowę. Debiutował w meczu inaugurującym sezon 2019/2020 z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tamten pojedynek rozpoczął na ławce rezerwowych, na murawie zameldował się od pierwszej minuty II połowy. Aż do momentu zwolnienia we wrześniu trenera Radosława Mroczkowskiego występował w pierwszym składzie.

Sytuacja zmieniła się, gdy szkoleniowcem został Dariusz Dudek, który jesienią 2019 roku dał pograć Karbowemu zaledwie minutę w meczu z Sandecją Nowy Sącz.

– Przychodziłem do Sosnowca w trudnym momencie, wiadomo jak to jest po spadku. To miał być zespół, w którym rutyna i młodość się mieszały. Zaczęliśmy od remisu z Bielskiem, potem niestety przyszły dwie porażki, ale po wygranej z Miedzią wydawało się, że łapiemy właściwy rytm. Niestety, graliśmy w kratkę, trener Mroczkowski po krótkim czasie odszedł, a w jego miejsce przyszedł Dariusz Dudek, u którego na początku nie grałem. Taka była decyzja szkoleniowca, ja ją szanowałem, choć nie zgadzałem się z nią. Zimą solidnie pracowałem i na początku rundy zagrałem w wyjściowym składzie. Niestety, potem wybuchła pandemia – wspomina były gracz Zagłębia.

W oczekiwaniu na wznowienie rozgrywek w Zagłębiu doszło do zmiany szkoleniowca. W miejsce Dudka klub zakontraktował Krzysztofa Dębka, z którym Karbowy spotkał się podczas pobytu w Legii Warszawa. Obaj pracowali m.in.: w zespole rezerw. Moment od wznowienia rozgrywek w czerwcu 2020 roku to bezsprzecznie najlepszy okres Karbowego w Zagłębiu. U trenera Dębka „Karbo” grał w pierwszym składzie, strzelił cztery bramki, w tym w meczu decydującym o pozostaniu sosnowiczan w I lidze.

– Trener Dębek mi ufał i nasza współpraca wyglądała naprawdę fajnie. Tak się potoczyło, że musieliśmy grać o utrzymanie, choć plany przed ligą były zupełnie inne. W ostatnim ligowym meczu graliśmy z Wigrami w Suwałkach, a więc z klubem, z którego trafiłem do Zagłębia. Strzelałem wówczas karnego przy stanie 0:0, a wcześniej spudłował „jedenastkę” Fabian Piasecki. Trafiłem, potem był jeszcze karny wykonany przez Szymona Pawłowskiego i ligę uratowaliśmy wierząc, że w kolejnym sezonie pójdziemy w górę. Niestety, tak się nie stało – opowiada pomocnik broniący dziś barw Chojniczanki.

Nowy sezon Karbowy rozpoczął na ławce rezerwowych. Sytuacji nie zmienił nawet fakt, że w wygranym 3:0 meczu z GKS-em Tychy po wejściu na murawę zdobył dwie bramki. – Z tego co pamiętam chyba tylko w jednym meczu trener Dębek dał mi szansę od pierwszej minuty. Co najgorsze ponownie rozpoczęliśmy źle sezon, szybko potraciliśmy punkty i rywale znów nam odjechali. Potem trenera Dębka zastąpił Kazimierz Moskal, u którego odzyskałem miejsce w składzie.

Niestety, pod koniec rundy doznałem kontuzji i do gry wróciłem dopiero wiosną. Podobnie jak sezon wcześniej do końca drżeliśmy przed spadkiem. Utrzymaliśmy się na kolejkę przed końcem, w przedostatnim meczu zdobyłem jedną z bramek w wygranym meczu z Puszczą i to był mój ostatni akord w Zagłębiu. Po zakończeniu sezonu mój kontrakt nie został przedłużony, trener Moskal, w sumie czwarty szkoleniowiec z którym współpracowałem w Sosnowcu, nie widział dla mnie miejsca w zespole i tak zakończyła się moja przygoda z Zagłębiem.

Na pewno oczekiwania były większe, ja także obiecywałem sobie więcej po tym transferze. Z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że tutaj trafiłem, poznałem wielu fajnych ludzi, udało się rozegrać kilka niezłych spotkań, na pewno zapamiętam na długo bramkę zdobytą ze Stomilem Olsztyn – dodaje Karbowy, który zasłynął w Sosnowcu przede wszystkim dzięki mocnym uderzeniom z dystansu. Niemal wszystkie bramki dla Zagłębia, w było ich w sumie 8 w 46 meczach ligowych zdobytych zostało właśnie w ten sposób.

– Trudno mi dziś racjonalnie powiedzieć dlaczego mając taki potencjał w tamtym okresie walczyliśmy tylko o utrzymanie. Zresztą w minionym sezonie Zagłębie też było nisko w tabeli. Ja w każdym razie do Sosnowca zawsze będę wracał z sentymentem – podkreśla piłkarz, który po odejściu z Zagłębie trafił do Chojnic. Latem wraz z kolegami świętował awans na zaplecze ekstraklasy.

– Czasem tak jest, że trzeba zrobić krok w tył, aby zrobić dwa na przód. Do Sosnowca jedziemy po porażce 2:3 z Podbeskidziem w meczu, którego nie musieliśmy przegrać. W Sosnowcu łatwo nie będzie, ale na pewno postawimy się Zagłębiu – zapewnia Karbowy, który we wspomniany meczu wpisał się po raz pierwszy w tym sezonie na listę strzelców.


Na zdjęciu: Filip Karbowy słynie z soczystych uderzeń z dystansu.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus