Zagłębie Sosnowiec. Kontuzja… trenera

Jakby Zagłębie miało mało problemów, to poinformowało jeszcze o urazie jednego ze… szkoleniowców. Maciej Musiał, asystent Kazimierza Moskala, na treningu podczas gry w tradycyjną siatkonogę uszkodził ścięgno Achillesa.


Musiał przejść operację, a teraz przed nim żmudna rehabilitacja. Wcześniej podobną kontuzję leczył jeden z bardziej doświadczonych zawodników drużyny ze Stadionu Ludowego, Szymon Pawłowski.

Największym atutem sosnowiczan jest obecnie… GKS Bełchatów, który od połowy listopada zdobył zaledwie 3 punkty, dlatego mimo rozczarowujących wyników mogą nadal z umiarkowanym spokojem spoglądać w I-ligową tabelę, mając 6 „oczek” zapasu. Ale takie porażki, jak ta środowa z Arką Gdynia, z którą Zagłębie prowadziło już 2:0, a przy stanie 2:1 miało rzut karny, muszą boleć podwójnie.

– Trudno mi uwierzyć, że przegraliśmy ten mecz. Na dobrą sprawę powinniśmy go w zasadzie zakończyć w pierwszej połowie. Prowadziliśmy 2:0, mieliśmy też karnego… Każdy mecz ma swój kluczowy moment. Uważam, że w tym przypadku można powiedzieć o tym karnym. Jego niewykorzystanie sprawiło, że przegraliśmy 2:3. Różnicę zrobił jeden zawodnik, mam tu na myśli Adama Deję.

Boli niesamowicie ta porażka. Oczywiście, Arka walczy o ekstraklasę, my mamy inne cele, ale nie można pozwalać sobie na swoim boisku na stratę takich bramek – mówił trener Kazimierz Moskal, a kibice pewnie zastanawiają się, czy między słupki wróci Krystian Stępniowski, jako że Szymon Frankowski został w środę zaskoczony przez Deję strzałem z niemalże połowy boiska.

Otuchy sosnowiczanom dodawał Dariusz Marzec, szkoleniowiec Arki. – Życzę Zagłębiu, by za rok, gdy już będzie wybudowany stadion, wróciło do ekstraklasy. My już wtedy będziemy tam na was czekać – zadeklarował z uśmiechem Marzec, choć do tego daleka droga, a najbardziej realne kształty ma dziś nowy obiekt, powstający na Górce Środulskiej.
(WChał)


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus