Zagłębie Sosnowiec. Limit pecha wyczerpany

Mateusz Grudziński w meczu z Sandecją pokazał, że jest skuteczny nie tylko w rozbijaniu ataków przeciwnika.


Obrońca sosnowiczan w starciu z ekipą z Nowego Sącza zaliczył debiutanckie trafienie na zapleczu ekstraklasy. 20-letni defensor „odkupił” tym samym winy za kilka pechowych sytuacji z początku sezonu, po których rywale strzelali Zagłębiu bramki. Grudziński mógł mówić o sporym pechu, gdyż miał udział w trzech pierwszych golach straconych przez sosnowiczan w bieżącym sezonie. Od razu trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że w każdym z tych spotkań – z Termaliką, Odrą Opole i ŁKS-em Łódź – jak również pozostałych meczach spisywał się więcej niż poprawnie.

– Takie zagrania jak to, po którym padł gol mamy przećwiczone, pracujemy nad tym na treningach. Gol cieszy każdego piłkarza, a obrońcę szczególnie, bo choć mamy inne zadania na boisku, to pod bramką rywala jesteśmy po to, aby zdobyć bramkę. Od początku sezonu grało mi się dobrze, ale w kilku sytuacjach pechowo zagrałem, jak choćby z ŁKS-em gdy zbyt krótko wybiłem piłkę z pola karnego i rywal z tego skorzystał. Mam nadzieję, że limit pecha został już przeze mnie wyczerpany – uśmiecha się piłkarz Zagłębia.

Grudziński trafił do Zagłębia na roczne wypożyczenie z Legii Warszawa. Środkowy obrońca to dobry znajomy trenera sosnowiczan Krzysztofa Dębka. Razem pracowali w Warszawie, jak również w III-ligowej Victorii Sulejówek.

– Cieszę się, że trener obdarzył mnie zaufaniem po raz kolejny i ściągnął mnie do Sosnowca. To pierwszy klub na poziomie centralnym, w którym mogę się zaprezentować. Mam na koncie jeden ligowy występ w ekstraklasie w barwach Legii w meczu kończącym ubiegły sezon, ale to był epizod. Tak naprawdę w dorosłą piłkę wchodzę dopiero tutaj, w Sosnowcu – mówi piłkarz, który od początku sezonu tworzy parę środkowych obrońców z Lukaszem Duriszką.

– Lukasz to doświadczony gracz, bardzo mi pomaga na boisku. Zagraliśmy kilka spotkań razem i widać, że coraz lepiej się rozumiemy na boisku. Zresztą trzeba to powiedzieć o całym bloku defensywnym, który latem był tworzony z graczy, którzy przyszli. Trener w wyjściowym składzie w pierwszych meczach zostawił tylko Dawida Ryndaka, resztę bloku defensywnego tworzyli nowi gracze. Nigdy wcześniej ze sobą nie graliśmy. Oczywiście nie uniknęliśmy błędów i wpadek, ale myślę, że jak na tak krótki czas gra obronna Zagłębia wygląda nieźle. Pamiętajmy, że w kadrze jest także doświadczony Piotr Polczak, jest Kacper Radkowski. Rywalizujemy o miejsce w składzie, ale w zdrowy sposób, każdy się wspiera, mobilizuje. Fajnie, że trener dał nam się ograć, że nie było szybkich roszad w składzie po jednym czy dwóch meczach. Stabilizacja jest potrzebna, zwłaszcza w linii obronnej. Oczywiście gdy będą jakieś urazy czy kartki, albo po prostu gdy gra nie będzie zadowalała trenera, zmiany będą konieczne. Jak na przykład w meczu z Sandecją, gdy z powodu urazu nie zagrał Dawid Ryndak, a w jego miejsce wszedł Łukasz Turzyniecki – podkreśla Grudziński, który chwali sobie przenosiny do Sosnowca.


Czytaj jeszcze: Patryk Mularczyk: Można było strzelić więcej bramek

– Trafiłem do partnerskiego klubu Legii, więc musi być dobrze – mówi z uśmiechem.

– Poważnie rzecz biorąc Zagłębie to klub z tradycjami, mający grono zagorzałych kibiców. Na pewno miejsce takich klubów jest w ekstraklasie i jestem przekonany, że Zagłębie niebawem tam wróci. Mamy fajną grupę zawodników, wychodzimy na boisko po to, aby wygrywać. Potrzebowaliśmy takiego meczu jak z Sandecją. Wyraźnego zwycięstwa, gry na zero z tyłu. W pierwszych meczach graliśmy momentami naprawdę nieźle, ale brakowało postawienia kropki nad „i”. Tak było w Opolu, gdzie do przerwy powinniśmy prowadzić, a to rywal oddał jeden strzał i wygrał. Myślę, że z meczu na mecz będziemy piąć się w górę tabeli – twierdzi defensor sosnowiczan.


Fot. Pawel Berek / PressFocus