Zagłębie Sosnowiec. Matko zrobił różnicę

 

Latem po spadku z ekstraklasy szatnia Zagłębia została przewietrzona. Za usługi podziękowano wielu piłkarzom, w tym niemal wszystkim obcokrajowcom. Wyjątkami w tym gronie byli Vamara Sanogo, który wrócił do Legii Warszawa, Serb Żarko Udovicić, po którego sięgnęła Lechia Gdańsk, czy Giorgi Gabedawa. Gruzin nie chciał występować na zapleczu ekstraklasy, podobnie jak Lukas Hrosso. Po tego ostatniego sięgnęła Cracovia. Armia zaciężna w minionym sezonie się nie sprawdziła, a była liczna, bo przez drużynę przewinęło się 17 stranieri.

W klubie ostał się z tego grona jedynie Matko Perdijić. Chorwacki bramkarz do rozpoczęcia bieżących rozgrywek nie dostał jednak prawdziwej szansy. Pełnił rolę rezerwowego, często nawet trzeciego bramkarza. Kto wie jak potoczyłby się jego losy, gdyby przed startem sezonu kontuzji nie nabawili się najpierw Cezary Miszta, a następnie Krystian Stępniowski.

Perdijić rozpoczął sezon w bramce Zagłębia i trzeba przyznać, że nie zawiódł, ba – jak to się modnie mówi – zrobił różnicę. Chorwat w kilku meczach ratował Zagłębie przed stratą punktów, obronił dwa rzuty karne i udowodnił, że zna swój fach. Gdyby nie kontuzja, której nabawił się w meczu z Chojniczanką, to niewykluczone, że strzegłby bramki Zagłębia do końca rundy. Pech Perdijicia okazał się szansą dla Stępniowskiego. Szansą, którą wykorzystał, co oznacza, że zimą możemy być świadkami ciekawej rywalizacji o bluzę z numerem jeden. Jeśli dodamy do tego fakt, że swoje trzy grosze chce dorzuć młody Kacper Chorążka, to emocji w walce o miejsce w bramce sosnowiczan na pewno nie zabraknie.

Chorwat wystąpił w sumie 15 ligowych meczach. O trzy występy więcej zaliczył Stanislaw Biłenkyi, ale Ukrainiec częściej pełnił rolę dżokera. Gracz zza wschodniej granicy z dobrej strony pokazał się podczas letnich sparingów. Na boiskach I ligi już tak dobrze nie było, ale Biłenkyi’ego na pewno nie można skreślać.

Po przyjściu trenera Dariusza Dudka otrzymał szansę, ale przegrał walkę o miejsce w pierwszym składzie z Patrykiem Mularczykiem. Zapewne zimą będzie chciał udowodnić swoją wartość.

Na pewno więcej spodziewano się po Płamenie Kraczunowie. Bułgara ściągnął na Ludowy Radosław Mroczkowski. Razem pracowali w Sandecji Nowy Sącz. Gracz z Bałkanów miał być filarem defensywy i stworzyć solidny duet środkowych obrońców z Piotrem Polczakiem. Skończyło się na 9. meczach, a większość rundy piłkarz spędził w gabinetach lekarskich. Złamane żebro, kontuzje mięśniowe. Ostatnie mecze pokazały, że jeśli Bułgar solidnie przepracuje okres zimowy i ominą go kontuzje, to trener Dudek może mieć jeszcze z niego pożytek.

Anglik Carl Stewart przegrał rywalizację o miejsce w środku pola z bardziej doświadczonymi zawodnikami i jego przyszłość w klubie stoi pod znakiem zapytania. Z kolei ostatni z kwintetu obcokrajowców, Holender Quentin Seedorf, to melodia przyszłość. Siostrzeniec Clarenca Seedorfa zaczął obiecująco, ale szybko okazało się, że przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej nie jest takie łatwe. Nawet w naszej I lidze.

– Jeśli chodzi o Matko, to komentarz jest zbędny. W trudnym momencie Perdijić pokazał, że zna swój fach. Co do Stasia Bilenky’iego to na pewno piłkarz o sporych umiejętnościach, ale widać, że jeszcze nie zaaklimatyzował się w pełni w naszej lidze. Każdy potrzebuje innego okresu czasu na adaptację. Będziemy na tym pracować. Płamen musi przede wszystkim się wyleczyć. Co do Carla i Quentina to na pewno zdolni i utalentowani gracze, ale jeszcze sporo pracy przed nimi – podsumował trener Zagłębia, Dariusz Dudek.

 

Na zdjęciu: Matko Perdijić jako jedyny obcokrajowiec grający w Zagłębiu nie zawiódł oczekiwań trenerów.

Zimą do Chorwacji

Sztab szkoleniowy Zagłębia zamknął grafik przygotowań zespołu do rundy wiosennej. W planie jest m.in. zgrupowanie w Chorwacji. Tak jak rok temu sosnowiczanie pojadą do  miejscowości Medulin, gdzie w ramach Pucharu Arena Cup rozegrają 4 spotkania. W sumie czeka ich 9 sparingów. Pierwsze zajęcia zostały zaplanowane na 8 stycznia.