Zagłębie Sosnowiec. Muszą się pozbierać

Zagłębie nie poszło za ciosem i po remisie i zwycięstwie w trzecim meczu pod wodzą Artura Skowronka zostało na Stadionie Ludowym zastopowane przez Resovię.


Niedosyt w Sosnowcu. Meczem z jedenastką z Rzeszowa sosnowiczanie nieco zmazali dobre wrażenie po spotkaniach z Koroną Kielce i ŁKS-em Łódź. Zagłębie tak naprawdę wzięło się do roboty dopiero w drugiej połowie, gdy rywal prowadził już 1:0 po bramce strzelonej w doliczonym czasie gry przed przerwą.

Zabrakło wykończenia

Ekipa prowadzona przez trenera Skowronka miała więcej z gry, przeważała, oddała także więcej strzałów, ale nie potrafiła sobie wypracować klarownych sytuacji po bramką rywala, który po przerwie mądrze i skutecznie się bronił. Bardzo aktywni byli w środku pola Maciej Ambrosiewicz oraz Wojciech Szumilas. Obaj środki kilkukrotnie strzałami z dystansu próbowali zaskoczyć golkipera rywali. Tym razem mniejsze zagrożenie ze strony Zagłębia było jednak po akcjach oskrzydlających.

– Zabrakło nam wykończenia. Mieliśmy sporo strzałów, ale żaden z nich nie przyniósł nam gola. Rywal strzela nam po stałym fragmencie gola i wyjeżdża z kompletem punktów. Szkoda, bo zwłaszcza w drugiej połowie byliśmy zespołem lepszym, prowadziliśmy grę, ale cóż z tego, skoro nie ma bramek, a więc tego co w piłce najważniejsze. Trzeba szybko wziąć się w garść i myśleć o kolejnym meczu – podkreśla kapitan Zagłębia Maciej Ambrosiewicz.

W niedzielne popołudnie jednym z głównych „aktorów” I-ligowego pojedynku był VAR. Najpierw po decyzji arbitrów przy ekranach monitorów anulowana została bramka dla gości, a w końcówce drugiej części odwołany został rzut karny dla Zagłębia po faulu na Maksymilianie Banaszewski. W obu przypadkach przed tymi zdarzeniami sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonych.

– To był mecz pełen stykowych kontrowersji. Można powiedzieć, że w jednym i drugim VAR dał i zabrał. Ta liga pokazuje, że o każdy punkt trzeba walczyć. Mimo porażki nie mam pretensji do zespołu. Widać było, że zespół chciał punktów, chciał korzystnego wyniku. Bardzo wierzę w tą drużynę, w tych chłopaków. Ten zespół ma potencjał i jestem przekonany, że go pokażemy w dłuższej perspektywie – mówi Artur Skowronek.

Szkoleniowiec Zagłębia nie ma zamiaru roztkliwiać się nad niedzielną porażką, ani oglądać się za siebie.

– Jestem człowiekiem, który wie, że trzeba szybko się pozbierać i iść dalej. Zawiedliśmy, ale teraz chcemy i musimy zrobić wszystko, aby zbudować mocne fundamenty. Potrzebujemy więcej impulsów i więcej pracy. Przed nami trudne mecze, zresztą w tej lidze każdy jest taki. Powiedziałem piłkarzom, że wyjątkowych ludzi poznaje się w trudnych sytuacjach i ja na to teraz czekam – dodaje szkoleniowiec sosnowiczan.

Fatalny bilans w domu

W Sosnowcu nadal więc muszą czekać na domowe przełamanie. Potyczka z Resovią była szóstym meczem w tym sezonie w roli gospodarza, w którym Zagłębie nie zdołało wygrać u siebie. Jeśli doliczymy do tego mecz z Górnikiem Łęczna z ostatniej kolejki minionego sezonu zakończony porażką sosnowiczan 0:1, to okazuje się, że na wygraną na Stadionie Ludowym Zagłębie czeka już prawie pięć miesięcy! Po raz ostatni ekipa z Sosnowca wygrała bowiem u siebie 22 maja ubiegłego roku. Wówczas po golach Michała Masłowskiego, Szymona Sobczaka oraz wspomnianego wcześniej Ambrosiewicz pokonała 3:0 GKS Jastrzębie. W siedmiu kolejnych meczach sosnowiczanie ponieśli aż pięć porażek i dwukrotnie udało im się zremisować. W owych siedmiu meczach gracze z Ludowego zdobyli na własnym stadionie zaledwie trzy gole. Kolejna szansa na przełamanie będzie miała miejsce 24 października. Wówczas na Ludowy zawita Podbeskidzie Bielsko-Biała.


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus