Zagłębie Sosnowiec. Nieszczęścia chodzą parami

O sporym pechu może mówić Rubio. Napastnik rodem z Hiszpanii nie tak wyobrażał sobie pierwszy sezon spędzony na polskich boiskach…

Piłkarz Cracovii, wypożyczony zimą do Zagłębia, od mocnego uderzenia rozpoczynał zarówno rundę jesienną w barwach Pasów jak i wiosenną w ekipie z Sosnowca, ale w obu przypadkach aspekty pozasportowe sprawiły, że młodszy brat świetnie znanego nad Wisłą Carlitosa nie mógł jak na razie rozwinąć skrzydeł.

24-letni Hiszpan do Polski trafił latem ubiegłego roku. Przed rozpoczęciem bieżącego sezonu został piłkarzem Cracovii. W ekipie Pasów zadebiutował w meczu Ligi Europy przeciwko FC DAC 1904 Dunajska Streda. Ligowy debiut w krakowskim zespole zwieńczył golem, potem zdążył jeszcze zaliczyć jeden mecz w ekstraklasie. Kolejne występy zablokowała nagła choroba. Hiszpan z zapaleniem opon mózgowych wylądował w szpitalu.

– Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak groźna może to być choroba – wspominał [Rubio], który pod koniec ubiegłego roku wrócił do składu zespołu Michała Probierza i zaliczył występ w meczu Pucharu Polski przeciwko Rakowowi Częstochowa. Zimą brał udział w przygotowaniach krakowskiego zespołu do rozgrywek ekstraklasy, ale sztab szkoleniowy Cracovii uznał, że będzie lepiej jeśli piłkarz odbuduje formę w I lidze.

I tak Hiszpan wylądował w Sosnowcu. Zagłębie długo szukało napastnika, który wzmocniłby konkurencję w ataku i dobrze na tym wyszło, bo już pierwsze mecze pokazały, że Rubio to prawdziwy król pola karnego.

– Nie będziemy ściągać nikogo na siłę. Albo znajdziemy odpowiedniego gracza albo będziemy grać tym składem, który mamy – mówił przed jego wypożyczeniem Dariusz Dudek, trener sosnowiczan. Rubio trafił na Ludowy dosłownie „za pięć dwunasta”, w ostatnim tygodniu przed startem ligi. W pierwszym meczu z Miedzią Legnica zagrał niespełna pół godziny, w kolejnym – z Puszczą Niepołomice – wszedł do gry od początku drugiej połowy. Debiut przed sosnowiecką publicznością wypadł doskonale, bo Rubio dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, wykorzystując zamieszanie pod bramką rywali, ponadto był bardzo aktywny w poczynaniach ofensywnych zespołu. Mimo dwóch goli Hiszpana Zagłębie uległo Puszczy 3:5.

W kolejnym meczu ligowym z GKS-em Tychy Rubio miał w końcu zagrać od pierwszej minuty, ale tym razem Hiszpan i cały sportowy świat przegrał z pandemią koronawirusa.

– Po meczu z Puszczą byłem z jednej strony zły, że przegraliśmy, a z drugiej strony zadowolony z przyjęcia mnie przez kibiców i oczywiście dwóch goli, bo przecież napastnik jest od tego, aby gole strzelać. Szkoda, że nie pomogły w zdobyciu punktów, ale był to ważny moment dla mnie. Fajnie się to wszystko zaczynało układać, wkomponowałem się w zespół, cieszyłem się, że polubili mnie kibice, koledzy z drużyny. Dostałem w Sosnowcu kredyt zaufania i chciałem go jak najszybciej spłacić, ale podobnie jak na początku przygody z Cracovią znów pojawiły się problemy. Tym razem takie, na które nie mamy żadnego wpływu. Koronawirus pokrzyżował nam plany, ale wierzę, że uda się dograć sezon. Dla mnie wyjątkowo szalony – podkreśla Hiszpan, który dotychczas w bieżącym sezonie w barwach Cracovii i Zagłębia zaliczył w rozgrywkach różnego szczebla 6 spotkań – wszystkie w roli rezerwowego i strzelił w nich trzy bramki.

Hiszpan, podobnie jak pozostali piłkarze Zagłębia, bez problemów zgodził się w dobie walki z koronawirusem na obniżkę wynagrodzeń. Co ciekawe, nie była to pierwsza w tym sezonie zgoda na obcięcie pensji…

– Rubio niedawno zrzekł się sporych pieniędzy przechodząc do nas z Cracovii, by po miesiącu zrzec się kolejnych…- podkreślał w momencie informacji o obniżce wynagrodzeń w Sosnowcu prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus