Zagłębie Sosnowiec. (Nie)wymuszona zmiana

Było prawo Bosmana, mamy casus Smolenia. O zmianie wykonanej w 15 sekundzie meczu Zagłębia z Sandecją pewnie jeszcze długo będzie się mówiło na rodzimym, piłkarskim podwórku.


Patologiczna sytuacja. Takie głosy słychać najczęściej po zdarzeniu, które miało miejsce na początku poniedziałkowego meczu w Sosnowcu. Otóż niespodziewanie dla wszystkich, którzy interesują się sytuacją piłkarskiego Zagłębia, w wyjściowym składzie na mecz z Sandecją w meczowym protokole pojawił się Kacper Smoleń. To utalentowany zawodnik sosnowiczan, który jesienią przebojem wdarł się do pierwszego zespołu Zagłębia. Niestety, 19-latek zimą zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i ten sezon miał mieć już z głowy. Stąd pojawienie się piłkarza w wyjściowym składzie na ligowy mecz już na początku maja dawało mocno do myślenia. Sytuacja wyjaśniła się błyskawicznie. Smoleń nie brał nawet udziału w rozgrzewce. Na boisku się pojawił, ale już po 15 sekundach opuszczał plac gry, a w jego miejsce na murawie pojawił się Szymon Sobczak, który cały czas intensywnie przygotowywał się do gry. Po co więc całe to zamieszanie?

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku o kasę z programu Pro Junior System, który nagradza finansowo kluby za wystawianie młodzieżowców. Punkty jednak liczą się tylko wtedy, gdy zawodnik zgromadzi w I lidze minimum 10 spotkań i 450 minut. O ile w przypadku Smolenia minuty się zgadzają – jesienią nazbierał ich 468, lecz brakuje mu meczów, bo jesienią zagrał w siedmiu. Pewnie gdyby nie kontuzja, Smoleń bez problemu „podkręciłby” licznik. Z drugiej strony szkoda pieniędzy, które w tej sytuacji mogłyby przepaść…

– To była bardzo mocno przemyślana decyzja i wiedzieliśmy, że będzie wylana masa krytyki za tę zmianę – tłumaczył po meczu decyzję o niecodziennej zmianie szkoleniowiec Zagłębia, Artur Skowronek.

– Przyjmujemy ją, bo to jest prawda. Nie powinno się tak funkcjonować, ale była to wspólna decyzja klubu. Kacper Smoleń zaliczył dla nas sporo meczów i minut, dzięki którym możemy dźwigać klubowy budżet. To był po prostu temat dla pieniędzy, dla klubu. Nie mogłem jako trener zrobić tej zmiany w ostatniej minucie i czegokolwiek więcej ryzykować. Kacper nie był gotowy na 2-3 minuty w końcówce. Też ryzykowaliśmy, bo straciliśmy zmianę.

Przygotowywaliśmy Kacpra i całe jego otoczenie na tę sytuację. Drużyna była też przygotowana, bo to dekoncentruje. Rozmawia się o rzeczach, których nie powinno być. Mamy pod tym kątem bardzo świadomy zespół. Przyjmuję na siebie całą krytykę, bo w ostateczności to ja zrobiłem. Takie są po prostu przepisy. To była być może decyzja na wagę kilkuset tysięcy złotych dla klubu.

Wizerunkowo Zagłębie na niecodziennej zmianie na pewno straciło. Nagłówki portali internetowych grzmią o patologicznej sytuacji. Na pewno klub z Sosnowca nie rozegrał tego najlepiej i niesmak pozostanie, ale z drugiej strony jak głosi łacińskie przysłowie pecunia non olet, czyli pieniądze nie śmierdzą. Być może byłoby lepiej gdyby przepisy PZPN były bardziej elastyczne. Smoleń wyrobił minutowy limit, a że dopadła go kontuzja… Nie broniąc klubu z Sosnowca można jednak zapytać przewrotnie, czy nie mniej patologiczną sytuacją jest wystawianie hurtem młodzieży, a takie sytuacje miały miejsce i z góry skazywanie się na porażkę tłumaczoną ogrywaniem młokosów?

Dorzucając łyżkę dziegciu do sosnowieckiego „kociołka” – czy nie lepiej było ogrywać przez cały sezon np.: młodego Mateusza Popczyka niż ładować kasę w wynalazki typu Alex Tanque, który zamiast rozdawać karty w I lidze, został „gwiazdą” rezerw występujących w okręgówce, czy po raz kolejny stawiać na odgrzewany kotlet, czyli Vamarę Sanogo…

To tak pod rozwagę przed kolejnym sezonem.


Na zdjęciu: Kacper Smoleń (z lewej) miał najkrótszy epizod w Fortuna 1 Lidze.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus