Omłot zamiast odwetu. Zagłębie Sosnowiec ośmieszone przez Lecha

W meczu Zagłębie Sosnowiec – Lech Poznań po raz pierwszy w tym sezonie – i bardzo możliwe, że po raz ostatni – Zagłębie zagrało rzadko stosowanym na polskich boiskach systemem 3-6-1. To efekt totalnej rozsypki formacji ataku. Vamara Sanogo jest kontuzjowany, Alexander Cristovao został dyscyplinarnie odsunięty od zespołu, a Junior Torunarigha za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt. W tej sytuacji – zgodnie z naszymi przedmeczowymi przewidywaniami – „na szpicy” został ustawiony szybki jak wiatr Konrad Wrzesiński.

Ofiara impetu

Poprzednie starcie obu zespołów zakończyło się dla sosnowiczan bardzo boleśnie. Przy Bułgarskiej polegli z kretesem, przegrywając 0:4. Początek wczorajszego meczu zwiastował srogi rewanż, bo Zagłębie ruszyło na wyżej notowanego rywala z ogromnym impetem. Jego ofiarą już po kilku minutach został bramkarz gości, Jasmin Burić. Doznał kontuzji, wskutek której opuścił murawę na noszach.

 

Początek końca

Incydent ten poprzedziła świetna akcja gospodarzy. Do prostopadłego podania Sebastiana Milewskiego idealnie wystartował Wrzesiński, stanął oko w oko z Buriciem i strzelił wprost w niego, a chwilę potem zderzył się z nim – w efekcie eliminując go z dalszej gry. W tym okresie spotkania sosnowiczanie mieli miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki – 80:20. Nie zakończyło się to jednak otwarcie wyniku, mimo że dwukrotnie dogodną okazję miał ku temu Bartłomiej Babiarz. Najpierw jednak dogrywał do środka, zamiast uderzać, a potem po jego strzale sprzed pola karnego nad poprzeczką.


Kiedy jednak w doliczonym czasie pierwszej odsłony Wrzesiński trafił w zewnętrzną stronę słupka… Lech prowadził już  2:0. Najpierw półwolej sprzed „szesnastki” Roberta Gumnego, potem „główka” z piątego metra Christiana Gytkajera i… w zasadzie było po meczu.

 

Festiwal egzekutorów

W przerwie spotkania trener Valdas Ivanauskas próbował reanimować drużynę mentalnie, ale zaraz po wznowieniu gry stało się jasne, że nie dał rady. Lech kontynuował egzekucję w sposób konsekwentny i metodyczny. Zagranie ze skrzydła po ziemi, strzał bez przyjęcia i gol – tak to mniej więcej wyglądało. Dwukrotnie Dawida Kudłę pokonał Joao Amaral, a debiutanckie bramki w ekstraklasie zaliczyli Tymoteusz Klupś i Filip Marchwiński.

W gościnie Lech wygrał po raz pierwszy od 5 sierpnia tego roku. Ostatnim rywalem pokonanym przez poznaniaków na własnym terenie był Śląsk Wrocław. Wczoraj tylko przez niewiele ponad kwadrans wydawało się, że fatalna passa „Kolejorza” nie skończy się na Stadionie Ludowym…

Filip Marchwicki w meczu Zagłębie Sosnowiec - Lech Poznań
Filipowi Marchwińskiemu można pozazdrościć debiutu w Lotto Ekstraklasie
Credit: Lukasz Sobala / Press Focus

 

Zagłębie Sosnowiec – Lech Poznań 0:6 (0:2)

0:1 – Gumny, 22 min (asysta Kostewycz),

0:2 – Gytkjaer, 41 min (głową, asysta Gumny),

0:3 – Klupś, 50 min (asysta Gytkjaer),

0:4 – Amaral, 58 min (asysta Klupś),

0:5 – Amaral, 79 min (asysta Makuszewski),

0:6 – Marchwiński, 87 min (asysta Makuszewski).
ZAGŁĘBIE S.: Kudła – Jędrych, Polczak, Cichocki – Heinloth (76. Kumor), Milewski (64. Rzonca), Babiarz, Pawłowski, Vokić (61. Banasiak), Mraz – Wrzesiński. Trener Valdas IVANAUSKAS.
LECH: Burić  (9. Putnocky) – Gumny, Janicki, Vujadinović, Kostewycz – Makuszewski, Tiba, Trałka, Amaral (82. Wasielewski), Klupś (71. Marchwiński) – Gytkjaer. Trener Adam NAWAŁKA.
Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

Żółte kartki: Polczak (37. faul), Wrzesiński (70. faul) – Gumny (82. faul).

 

 

Waldemar Fornalik nie szczędzi słów krytyki pod adresem sędziów