Zagłębie Sosnowiec po rundzie. Wywrotka na rozbiegu

Przy Kresowej na powrót do krajowej elity czekano bardzo długo – równe 10 lat. Kiedy upragniony awans udało się wywalczyć, w rozradowanym obozie nikt nie brał pod uwagę czarnych scenariuszy. Wierzono, że to musi się udać…

Grzeczni w gościnie

Na razie udaje się średnio, by nie powiedzieć, że wcale. Dopiero po kilkunastu tygodniach w Sosnowcu przyznano, że klub nie był gotowy do rywalizacji w najwyższej klasie rozgrywkowej nie tylko sportowo, ale i mentalnie. Rywale zbierali już co kolejkę punkty, podczas gdy Zagłębie cieszyło się jeszcze z awansu. Dobre dni miały przyjść lada moment, po zapłaceniu frycowego.

Zamiast dobrych dni, były jednak tylko dobre momenty. Sosnowiczanie wygrywali… średnio co dziesiąty mecz. Złożyło się to ledwie na dwa triumfy, bo kolejek w zeszłorocznej fazie zmagań rozegrano „tylko” 20. Liczba triumfów na obcym terenie? Zero. Każda inna drużyna w gościnie po komplet punktów sięgnęła przynajmniej raz.

Litewska odsiecz

Pierwsze przesilenie nastąpiło na początku października. Zagłębie zostało rozbite w Gdańsku (1:4), co oznaczało wydłużenie serii spotkań bez wygranej do dziewięciu. Na domiar złego pocztą pantoflową zaczęły krążyć plotki, jakoby na Wybrzeżu doszło do nocnej bójki między trenerem Dariuszem Dudkiem a dyrektorem sportowym, Robertem Stankiem. Atmosfera wokół klubu zrobiła się wyjątkowo gęsta i wymagała radykalnego posunięcia.
Obaj zainteresowani zdementowali pogłoski na temat rzekomego spięcia.

Uczynił to również prezes Marcin Jaroszewski, równocześnie przedstawiając nowego szkoleniowca zespołu. Został nim Litwin Valdas Ivanauskas. W debiucie na Stadionie Ludowym wygrał z Miedzią Legnica 3:1, mimo że straty trzeba było odrabiać już w drugiej minucie spotkania. To był jednak jego jedyny jak na razie triumf. Kiedy obejmował drużynę, do bezpiecznego miejsca w tabeli traciła dwa punkty. Teraz już sześć. Lokata bez mian – ostatnia.

Nigdy nie spadnie

Cztery kolejne domowe mecze pod wodzą Litwina zakończyły się porażką. Sosnowiczanie stracili w nich w sumie aż 15 goli. Kiedy wydawało się, że największą traumą półrocza będzie przegrana 1:4 z Jagiellonią Białystok, zdarzyło się koszmarne 0:6 z poznańskim Lechem. Mimo to cztery dni później ten sam beniaminek dwukrotnie wychodził na prowadzenie w konfrontacji z Legią Warszawa, broniącą mistrzowskiego tytułu.

Jaką drużynę zobaczymy po zimowym antrakcie? Na to pytanie odpowiedź pozostaje nieznana. Ale jeśli w okolicach Stadionu Ludowego zapytamy dzisiaj, kiedy Zagłębie spadnie z ekstraklasy, usłyszymy od razu, że nigdy…

 

Na zdjęciu: Zagłębie ma problem. Piłkarze jesienią schodzili z murawy zwykle z mocno zafrasowanymi minami…

NA PLUS

Vamara Sanogo
Bez dwóch zdań najjaśniejsza postać beniaminka. Zanotował jesienią osiem trafień, czyli dokładnie tyle, ile król strzelców poprzedniego sezonu – Carlitos. A przy sobie nie miał przecież tej klasy piłkarzy, na jakich mógł liczyć legionista. Najlepsza wiadomość dla kibiców z Kresowej? Francuski snajper nigdzie się nie wybiera.

NA MINUS

Proteza defensywy
Aż 45 goli straconych oznacza dramatyczną średnią na mecz – 2,25. Z tak dziurawą formacją obronną ekstraklasy żadnym sposobem uratować się nie da. Nikt nie kwestionuje tezy, że za destrukcję odpowiada 11 zawodników przebywających na murawie. Ale tu największą trwogę budziła postawa defensorów.

LICZBY

7 PUNKTÓW, na 12 zdobytych, na swoje konto zapisać może trener Dariusz Dudek zwolniony po 11 kolejkach bieżącego sezonu.
9 RZUTÓW karnych przeciwko Zagłębiu podyktowali sędziowie w zeszłorocznej fazie rozgrywek. Aż cztery z nich sprokurował Piotr Polczak.

Słowacy oficjalnie

Zgodnie z naszymi zapowiedziami z Zagłębiem związali się dwaj piłkarze mistrza Słowacji, Spartaka Trnawa. 32-letni Martin Toth i 29-letni Lukasz Greszszak podpisali półroczne kontrakty z opcją prolongaty o rok w przypadku zachowania miejsca w ekstraklasie. Ten pierwszy to środkowy obrońca, ten drugi – defensywny pomocnik. Obaj jesienią występowali w fazie grupowej Ligi Europy.