Zagłębie Sosnowiec. Powrót rutyniarza

39-letni Matko Perdijić po prawie dwuletniej przerwie ponownie zagrał o ligowe punkty.


Chorwat wrócił do bramki Zagłębia po prawie dwóch latach nieobecności. W tym czasie grał głównie w rezerwach sosnowieckiego klubu oraz zaliczył jeden występ w rozgrywkach Pucharu Polski.

Miał być rezerwowym

15 sierpnia 2020 roku Perdijić bronił sosnowieckiej bramki w meczu z Unią Janikowo. W lidze ostatni raz wystąpił 26 października 2019. Na początku meczu z Chojniczanką Chojnice doznał jednak kontuzji i już w ósmej minucie musiał opuścić plac gry. Trenerem Zagłębia był wówczas Dariusz Dudek, a Chorwat zaliczył jesienią sezonu 2019/2020 w sumie 15 spotkań. Taką serią nie mógł się poszczycić ani wcześniej ani później, a przypomnijmy, że Perdijić w Sosnowcu gra od jesieni 2015 z krótką przerwą na wypożyczenie w sezonie 2016/2017 do Polonii Bytom. Przed wspomnianym sezonem 2019/2020 Perdijić miał być podobnie jak w latach ubiegłych zmiennikiem, ale zarówno Cezary Miszta, jak również Krystian Stępniowski byli kontuzjowani i do bramki wszedł chorwacki golkiper. Perdijić doskonale wywiązał się z zadania. Bronił bez zarzutu, a na dodatek obronił dwie „jedenastki”. Stawiał na niego zarówno Radosław Mroczkowski, jak również jego następca, wspomniany Dariusz Dudek. Po meczu z Chojniczanką do składu już nie wrócił. Za rządów Krzysztofa Dębka, który „zluzował” Dudka zaliczył jedynie mecz w rozgrywkach PP. Po przyjściu Kazimierza Moskala nadal był tylko zmiennikiem. Latem jego kontrakt z klubem został przedłużony o rok, choć gdy do zespołu ściągnięto z Zagłębia Lubin Kamila Bielikowa wydawało się, że Chorwat do bramki Zagłębia raczej nie wróci. 20-latek miał rywalizować o miejsce w składzie z Szymonem Frankowskim, a Perdijić miał być dla nich kimś w rodzaju kolegi-nauczyciela. Ponadto wszyscy w klubie podkreślali ważną rolę Chorwata w szatni, który potrafił rozładować napiętą sytuację, jak również sprawić, że było w niej wesoło.

W pierwszych kilku meczach bronił Bielikow. Prezentował się przyzwoicie, ale nie uniknął błędów. Po pięciu meczach zastąpił go Frankowski. Prochu nie wymyślił, z nim w bramce Zagłębie przegrało 1:2 z GKS-em Tychy i był to w sumie szósty mecz, w którym sosnowiczanie dali sobie strzelić co najmniej jedną bramkę. Bielikow i Frankowski mieli także rozwiązać problem z obsadą młodzieżowca w składzie, ale od kiedy miejsce w wyjściowej jedenastce wywalczył Wojciech Kamiński można było sięgnąć po Perdijicia. I tak też się stało w meczu ze Skrą. 39-letni rutyniarz wszedł do bramki Zagłębia i wykonał swoją robotę bez zarzutu. Nie dał się pokonać rywalom, a do tego doskonale kierował sosnowiecką defensywą, co zresztą po meczu przyznał szkoleniowiec Zagłębia.



– Matko Perdijić dał nam to co chcieliśmy czyli pewność z tyłu, doświadczenie i podpowiedzi. W starciu ze Skrą było z tym dużo lepiej niż wcześniej. Jego dyspozycja nie budzi zastrzeżeń, nie obawiałem się, o to, że długa przerwa wpłynie negatywnie na jego grę – powiedział Kazimierz Moskal.

Pytanie tylko czemu Perdijić musiał tak długo czekać na kolejną szansę? Zagłębie niemal co rundę ściągało do Sosnowca kolejnego golkipera – przy okazji trzeba zadać sobie pytanie czemu przez ostatnich kilkanaście lat nie udało się wychować żadnego bramkarza pod ręką czyli w grupach młodzieżowych – a tymczasem miało go na miejscu. Perdijić mimo wielu lat spędzonych w Sosnowcu w sumie zagrał nieco ponad dwadzieścia ligowych spotkań, z czego w większości prezentował się więcej niż przyzwoicie, patrz jesień 2019. Czy jesień 2021 będzie ostatnim akcentem w jego przygodzie z futbolem? Patrząc na to jak zaprezentował się w ostatnim meczu wcale nie musi to być jego ostatni ligowy akcent…


Na zdjęciu: Matko Perdijić wszędzie gdzie gra daje drużynie pewność siebie w tyłach.
Fot. Tomasz Kudała/Pressfocus.pl