Zagłębie Sosnowiec. Są obrońcy, nie ma obrony

Wygrany na inaugurację rundy wiosennej mecz z Miedzią nieco zamazał ten stan rzeczy. Pięć bramek straconych w starciu z Puszczą jasno uwidacznia, że z sosnowiecką obroną jest źle, bardzo źle…

Pamiętacie kultową scenę z filmu „Psy”, gdy Franz Maurer zwrócił się do przesłuchującego go senatora Wencla ze słynnym tekstem „Czasy się zmieniają, ale Pan zawsze jest w komisjach”? Jak to się ma do Zagłębia? W Sosnowcu zmieniają się obrońcy, ale obrony jak nie było, tak nie ma.

Zimą klub ze Stadionu Ludowego zakontraktował Litwina Markasa Benetę oraz Kacpra Łopatę. Ten pierwszy miał rozwiązać problem z obsadą prawej strony obrony, drugi zwiększyć rywalizację na środku defensywy, a zarazem rozwiązać problem z młodzieżowcem w składzie. Obaj znaleźli się w wyjściowym składzie na pierwszy wiosenny mecz z Miedzią Legnica. Partnerem Łopaty na środku defensywy był niespodziewanie Rafał Grzelak, który w sparingach grał głównie na lewej stronie obrony. Czwartym do brydża był w tej sytuacji Wojciech Słomka, który wystąpił na lewej obronie.

Zagłębie w Legnicy wygrało i nie straciło bramki, ale trzeba obiektywnie przyznać, że gdyby nie fura szczęścia – słupek i poprzeczka po strzałach gospodarzy i dobra postawa w bramce Krystiana Stępniowskiego – to wynik mógł być zgoła odmienny. Piłkarze linii defensywnej nie ustrzegli się błędów, blado, zwłaszcza w I połowie, wypadł Litwin Beneta. Trener Dariusz Dudek chwalił Wojciecha Słomkę, ale były gracz Wisły Kraków lepiej spisywał się w ofensywie. Zresztą po zakończonym meczu piłkarze nie kryli, że błędy były i trzeba pracować nad ich wyeliminowaniem. Mówił o tym także na łamach „Sportu” Rafał Grzelak, który w meczu z Puszczą pauzował za żółte kartki. Przeciwko ekipie z Niepołomic zastąpił go na środku obrony Piotr Polczak, piłkarz, do którego po minionym sezonie przywykła łatka pechowca, gracza, który ściąga na sosnowiecką obronę nieszczęścia całego świata. Nie inaczej było po sobotnim meczu, ale wskazanie jako głównego winowajcy doświadczonego piłkarza to przesada.

Tak naprawdę były gracz m.in.: Cracovii i GKS-u Katowice był zamieszany, zresztą do spółki z Łopatą, w stratę pierwszego gola. W pozostałych przypadkach swoje na sumieniu mają Beneta i Słomka, ale trzeba obiektywnie przyznać, że z asekuracją kolegów z linii pomocy też było kiepsko – patrz strata bramki numer trzy. Kuriozum to bramka numer dwa dla gości, kiedy przy rzucie rożnym filigranowy Bartłomiej Babiarz krył wyższego od siebie Jewhena Radionowa. Nic dziwnego, że napastnik gości nie miał trudności z wygraniem tego pojedynku i pokonał Stępniowskiego. Zwalanie całej winny na Polczaka, a zarazem teorie, że gdyby na boisku był Grzelak wynik pewnie byłby inny, są mocno naciągane. Obrona Zagłębia nie stanowi monolitu i to jest fakt bezsporny. Jeśli ta sytuacja szybko nie ulegnie poprawie, to nawet skuteczność Hiszpana Rubio, który w sobotę zdobył dwa gole dla Zagłębia, nie pomoże. Stara piłkarska zasada mówi przecież, że wygra ten, kto zdobędzie więcej bramek. Ciężko jednak wygrać, gdy traci się w meczu pięć bramek, w dodatku z drużyną, która w poprzednich 21 spotkaniach zdobyła ich zaledwie szesnaście!

Skoro mecze sparingowe nie scementowały defensywy, trener Zagłębia Dariusz Dudek nadal będzie musiał działać na żywym organizmie i zarazem liczyć na takie mecze jak ten w Legnicy, gdzie dwunastym zawodnikiem było szczęście. Trudno dziś wyrokować jak będzie wyglądała obrona Zagłębia w meczu z GKS-em Tychy. Na pewno za kartki wypada Słomka, wraca z kolei Grzelak. W odwodzie są Kacper Radkowski i Holender Quentin Seedorf. Przed trenerem Dudkiem ciężkie zadanie. Obrońcy teoretycznie są, ale kiedy stworzą oni obronę trudno wyrokować. Może na efekty trzeba będzie czekać do kolejnego okresu przygotowawczego i…kolejnych transferów.