Śląska klątwa bohaterów

Główny architekt triumfu w Bielsku-Białej dostał ofertę nie do odrzucenia ze stolicy i pożegnał się z drużyną – bez świadomości, że rozstanie w praktyce będzie dla niej oznaczać osierocenie. Z kolei autorzy zwycięskich bramek z Zabrza i Chorzowa szybko stali się w Sosnowcu… banitami. Poniżej krótka retrospekcja zdarzeń, których finał okazał się zupełnie inny od wyczekiwanego.

Dyrygent i figuranci

Latem 2016 roku sosnowiecki zespół objął Jacek Magiera, który otwierał tym samym dziewiczy rozdział szkoleniowej kariery. Nigdy wcześniej nie prowadził seniorskiej ekipy samodzielnie. Prezes klubu, Marcin Jaroszewski, tłumaczył, że „drugi raz nie można zrobić pierwszego wrażenia”. W tym upatrywał nadziei na dobry start sezonu pod wodzą „Magica”. I nie pomylił się. Zagłębie od samego początku I-ligowych rozgrywek poczynało sobie bardzo skutecznie i wydawało się, że jest murowanym kandydatem do awansu.

Dobra passę Magiery dostrzegła jednak Legia Warszawa, która miała akurat wakat na stanowisku pierwszego trenera i postanowiła… wykupić swego niedawnego pracownika. Takiej oferty młody szkoleniowiec nie miał prawa odrzucić. Po wyjazdowym zwycięstwie nad Podbeskidziem Bielsko-Biała 5:4 uścisnął każdemu z osobna dłoń i powiedział „do zobaczenia w ekstraklasie”.

Tyle że jego życzenia nie udało się zrealizować. Do końca roku przy Kresowej panowało w zasadzie bezkrólewie. Jarosław Araszkiewicz w roli head-coacha był tylko figurantem. Przyjechał do Sosnowca tuż przed swym pierwszym meczem o punkty, nie kojarząc nawet wszystkich zawodników. Wytrwał na stanowisku 10 dni. Krótko po nim pojawił się w klubie Piotr Mandrysz – wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że to początek wojny, której pierwszą ofiarą stanie się on sam. Wskutek narastającego konfliktu z duetem rutyniarzy – kapitanem Sebastianem Dudkiem i Krzysztofem Markowskim – został zdymisjonowany pod koniec listopada. W Sosnowcu miał być trenerem na lata, a nie przepracował nawet dwóch miesięcy…

Kapitan i niewdzięcznik

Dudek i Markowski nie wyszli jednak z tego klinczu cało. Kiedy wiosną 2017 roku zespół nadal gubił punkty, kontrakty obu zawodników zostały rozwiązane. Na początku kwietnia kapitańska opaska powędrowała na ramię Michała Fidziukiewicza, co wyraźnie mu posłużyło. Kilka dni potem to on zdobył bramkę na 2:1 w wyjazdowym boju z Górnikiem Zabrze. Trafienie z samej końcówki spotkania okazało się zwycięskie.

Po tym triumfie ekipa z Sosnowca zasiadła na fotelu lidera i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Finał tamtego sezonu doskonale jednak pamiętamy. Do krajowej elity awansowali ostatecznie z drugiego miejsca zabrzanie, a Zagłębie uplasowało się tuż za ich plecami. Fidziukiewicz? Okazał się jednym z tych zawodników, którzy na finiszu zmagań zawiedli najbardziej. Przy Kresowej miejsca dla niego już nie było.

Dopiero po jakimś czasie wyszło na jaw, że popularny „Fidziu” zaraz po objęciu funkcji kapitana zaproponował, by nie podbiegać do kibiców po strzelonych golach. Nie na żarty podpadł jednak wtedy, gdy dwa tygodnie przed wygaśnięciem umowy z Zagłębiem pozował do zdjęć z szalikiem… GKS-u Tychy. W Sosnowcu uznano to za potwarz i wstrzymano wypłatę ostatniej pensji zawodnika. Nad ugodą w tej sprawie prawnicy obu stron pracowali długimi tygodniami.

Mesjasz i brutal

I historia najnowsza – złoty gol Alexandra Christovao na stadionie w Chorzowie, strzelony ubiegłej wiosny. Złoty w dosłownym znaczeniu, bo zapewniający Zagłębiu awans do ekstraklasy po długich 10 latach wyczekiwania. Zwycięstwo przy Cichej 1:0 oznaczało wyrównanie osiągnięcia Górnika Zabrze z poprzedniego sezonu, czyli zaliczenie sześciu zwycięstw z rzędu w końcowej fazie zmagań.

Snajper rodem z Angoli – wówczas noszony na rękach – nie mógł przypuszczać, że ten sam rok zakończy w szatach banity. A tak się właśnie stało wskutek jego bezmyślnego zachowania w grudniowej potyczce z Pogonią Szczecin. Po brutalnym faulu na młodym Sebastianie Walukiewiczu został wyrzucony z boiska, a następnie surowo ukarany finansowo przez klub i przesunięty do drużyny rezerw. Dodatkowo Komisja Ligi nałożyła na niego 10 (!) meczów dyskwalifikacji. W styczniu czarnoskóry snajper rozwiązał z Zagłębiem kontrakt za porozumieniem stron.

***

Czy przytoczone tu perypetie to rzeczywiście klątwa, czy tylko splot nieszczęśliwych okoliczności? Piłkarze z Kresowej nie zamierzają się głowić nad tym pytaniem. Wśród nich jest przynajmniej 18 chętnych, by w sobotnie popołudnie zapracować w Zabrzu na miano bohatera…

 

Na zdjęciu: Michał Fidziukiewicz to jak na razie ostatni piłkarz, który zdobył zwycięską bramkę dla Zagłębia na obiekcie przy Roosevelta…