Zagłębie Sosnowiec. Słowak robi różnicę

Patrik Miszak na początku roku podpisał z Zagłębiem 3-letnią umowę. Patrząc na to, jak prezentuje się wiosną, działacze i sztab szkoleniowy wiedzieli co robią parafując dość długi kontrakt.


– Trafiłem do klubu, który aktualnie walczy o utrzymanie, ale jego ambicje i możliwości są znacznie większe – powiedział w rozmowie ze „Sportem” Słowak Patrik Miszak.

– Oczywiście teraz najważniejsza jest walka o pozostanie na zapleczu ekstraklasy, ale w kolejnych sezonach Zagłębie na pewno będzie biło się o wyższe cele. Buduje się nowy stadion, zaplecze i baza treningowa już są na najwyższym poziomie. Sportowo też nie oddajemy potencjału tego zespołu. Tabela rozlicza jednak wszystko, dlatego na razie z pokorą musimy podchodzić do tematu. Co nie zmienia faktu, że przyszedłem do Sosnowca z myślą o walce o jak najwyższe cele i liczę, że zagram z Zagłębiem na nowym stadionie w ekstraklasie .

Miszak trafił do Sosnowca po długim pobycie w Niecieczy. Graczem Bruk-Betu Termaliki był od wiosny 2016 roku z krótką, półroczną przerwy na występy w węgierskiej ekstraklasie. Na boiskach polskiej ekstraklasy wystąpił w 57 meczach, zdobył 6 goli. Ostatnie dwa i pół roku występował na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Po tym, jak w połowie rundy jesiennej stracił miejsce w składzie Bruk-Betu, rozwiązał umowę z byłym już klubem i zakotwiczył w Zagłębiu.

Słowak najlepiej czuje się jako klasyczna „10”, ale w Sosnowcu przyszło mu już grać na innych pozycjach. Nie przeszkadza mu to w dobrej grze, bez względu, czy jest to bok czy środek pomocy.

– Najbardziej cieszę się z faktu, że mogę znów regularnie grać. Grywałem już na różnych pozycjach, nie mam z tym problemu, zresztą trener Moskal także ustawiał mnie w trakcie sparingów nie tylko jako „dziesiątkę”. W zależności od sytuacji i ustawienia grałem na boku pomocy, a także na pozycji numer „osiem”. Wszystko zależy od sytuacji kadrowej i ustawienia. Mamy trochę urazów, kontuzji, ale tego w piłce się nie przewidzi. Mimo tych przeciwności losu dajemy radę, w końcu wygrywamy, punktujemy i odbiliśmy się od dna.

To tylko pokazuje, że mamy silną kadrę, kto wejdzie na boisko ten wnosi sporo do gry. Trzymamy kciuki za chłopaków i liczymy, że szybko do nas wrócą – dodaje Miszak, który w pięciu pierwszych meczach w barwach Zagłębia zaliczył dwie asysty przy golach kolegów.

Pomocnik sosnowiczan ma nadzieję, że ostatnie wyniki to pierwszy krok do wyjścia z kryzysu. – Potrzebowaliśmy takiej serii, kolejnych zwycięstw. Na razie udało się wywalczyć 7 punktów z rzędu, straciliśmy tylko jedną bramkę w tym czasie, w dodatku po rzucie karnym. Już pierwszy mecz z Termaliką, fragmenty w Tychach pokazały, że mamy potencjał. Tak naprawdę zawiedliśmy w meczu z Odrą.

To był mecz do zapomnienia. Naprawdę potrafimy grać w piłkę. Zawsze jest jednak dół, gdy wydaje ci się, że wszystko idzie w dobrą stronę, ale nie ma z tego punktów. Uważam, że odpaliliśmy, ale nikt z tego powodu nie odtrąbi sukcesu. Utrzymanie w lidze to nasz obowiązek. Chcemy wywalczyć jak najwięcej punktów, by nie drżeć do końca o zachowanie ligowego bytu – dodaje piłkarz, który w Sosnowcu mieszka z żoną i córeczką.

– Dwa tygodnie temu rodzina wróciła ze Słowacji i na pewno do końca sezonu nie będziemy przekraczać granicy. Ostatni raz w rodzinnym kraju byłem na początku roku. Miejmy nadzieję, że niebawem wrócimy do normalności. Pewnie z jakimiś obostrzeniami, ale jednak normalności. Nam jako piłkarzom na pewno brakuje kibiców na stadionach.

W Niecieczy wspierała nas niewielka grupa fanów. Z opowieści kolegów wiem, że w Zagłębiu jest żywiołowy doping, że klub ma sporo fanów, że presja kibiców jest zupełnie inna niż w Niecieczy. Chciałbym już poczuć ich wsparcie i mam nadzieję, że ten moment niebawem nadejdzie. Dobrze, że w ogóle gramy, że jakoś to idzie do przodu, bo w zeszłym roku było dużo gorzej, ale gra przy pustych trybunach to nie to – kręci głową piłkarz.


Na zdjęciu: Patrik Miszak marzy o tym, by zagrać z Zagłębiem w ekstraklasie.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus