Zagłębie Sosnowiec. Spokojnie pójść za ciosem

Mimo problemów w Sosnowcu panuje optymizm przed ligowym finiszem.


Maciej Ambrosiewicz przepowiedział sobie bramkę w ostatniej kolejce, ale wytypowania wyniku dzisiejszego meczu z Arką pomocnik Zagłębia już się nie podjął. – To były takie tam żarty, choć nie ukrywam, że fajnie wyszło – mówi z uśmiechem popularny „Ambro”.

Dla gracza Zagłębia trafienie w Rzeszowie to debiutancki gol w barwach sosnowieckiego klubu. Ambrosiewicz na Stadionie Ludowym pojawił się podczas zimowej przerwy i ściągnięcie piłkarza, który w maju skończy 23 lata, było jednym z transferowych strzałów w „dziesiątkę” w ostatnim okienku. – Spokojnie, błędy też się zdarzają. Można powiedzieć, że bramką w Rzeszowie odkupiłem winy za błąd po którym straciliśmy gola w starciu z GKS-em Bełchatów – mówi w rozmowie ze „Sportem” pomocnik sosnowiczan.

Ambrosiewicz, który kilka ostatnich sezonów spędził na boiskach ekstraklasy mimo sportowego spadku jest zadowolony z pobytu w Sosnowcu.

– Czasem trzeba zrobić krok w tył, aby potem zrobić dwa do przodu. Wierzę, że tak będzie również w tym przypadku. Cieszę się, bo znów regularnie gram. Obecnie walczymy o utrzymanie w lidze, ale jestem przekonany, że w kolejnym będzie grać o zupełnie inne cele. Nie ukrywam, że chciałbym wrócić na boiska ekstraklasy. Nie można wykluczyć scenariusza, że stanie się to właśnie w barwach sosnowieckiego klubu, a grać nam przyjdzie na powstającym właśnie w mieście nowym stadionie. Zobaczymy co przyniesie życie.

Na razie zyskaliśmy trochę spokoju po wygranej w Rzeszowie, ale to jeszcze nie koniec walki o utrzymanie. Przed nami kolejny mecz, tym razem przyjeżdża do nas Arka i fajnie byłoby znów wygrać. Myślę, że złapaliśmy w końcu właściwy rytm, mimo, że mamy trochę problemów kadrowych. Tworzymy jedność w szatni i na boisku i mamy tego efekty – podkreśla Ambrosiewicz, dla którego dzisiejszy mecz będzie miał szczególne znacznie, zresztą jak każdy przeciwko Arce. Pomocnik Zagłębia urodził się w Gdyni i grał w grupach młodzieżowych Arki.

– To oczywiste, że czuję do Gdyni i do Arki sentyment. Stamtąd pochodzę, mam tam znajomych, w Arce stawiałem pierwsze piłkarskie kroki. Na boisku będę jednak myślał tylko o tym, aby wygrał mój obecny zespół. Walczymy o inne cele. Arka o ekstraklasę, my o zachowanie ligowego bytu. Oczywiście liczę, że po końcowym gwizdku tylko Zagłębie miało powody do radości – dodaje „Ambro”, który w przeszłości nie przebił się do seniorskiej drużyny Arki.

– To odległe czasy, ale często przy okazji spotkań przeciwko Arce wracam do nich. Dlaczego tak się stało? Złożyło się na to kilka czynników. Przeskok z jednej grupy młodzieżowej do kolejnej miał się wiązać się ze zmianą szkoły, a ta, którą mi zaproponowano, po prostu nie bardzo mi odpowiadała. Przede wszystkim jednak nie czułem wówczas, abym mógł w Arce otrzymać szansę na grę w pierwszym składzie.

Wtedy młodzi zawodnicy nie mieli przekonania, że w gdyńskim klubie stawia się na wychowanków. Z Arki nikt mnie oczywiście nie wyrzucał, jednak wspólnie z rodzicami podjąłem decyzję, że czas zmienić otoczenie i wyszło jak wyszło. Teraz jestem w Sosnowcu i cieszę się, że mogę grać w Zagłębiu. Na razie o utrzymanie, a w przyszłości mam nadzieję o znacznie więcej – podkreśla piłkarz sosnowieckiego klubu.

Po raz ostatni piłkarze Zagłębia podejmowali u siebie Arkę wiosną 2019 roku, gdy grali jeszcze w ekstraklasie. Sosnowiczanie wygrali wtedy 3:2, mimo że dwukrotnie przegrywali, a w 82 minucie przy stanie 2:2 nie wykorzystali rzutu karnego. Spudłował wówczas Vamara Sanogo. Ostatecznie zwycięską bramkę kilka minut później zdobył Szymon Pawłowski, dla którego było to drugie trafienie w tamtym meczu. Dziś nie zagra z powodu kontuzji, a powtórka tamtego wyniku na pewno ucieszyłaby sosnowiczan.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus