Zagłębie Sosnowiec zagrało bez kalkulacji

Nie było uwertury ani żadnego prologu. Oba zespoły od pierwszych sekund zabrały się ostro do roboty. Po 15 sekundach mogła paść pierwsza bramka, bo dwa podania otworzyły drogę do strzału dla Fundambu, który jednak strzelił niecelnie.


Nie upłynęła jeszcze pierwsza minuta, a Krystian Nowak sfaulował w dogodnej sytuacji Goncalo Gregorio. Po strzale z wolnego Miłosz Mleczko złapał piłkę, więc pozornie nic się nie stało i nie warto by było o tym incydencie wspominać, ale upłynęło jeszcze parę minut, a żółta kartka Nowaka zaczęła ważyć znacznie więcej.

Na razie Zagłębie nie dało się zamknąć na swojej połowie i przejęło inicjatywę. W 6 minucie po rzucie rożnym w słupek swojej bramki trafił… Marcin Robak, co jeszcze raz potwierdza obserwację, że napastnik nie powinien się szwendać po własnym polu karnym, bo tam też piłka go szuka. W 13 minucie z kolei miał miejsce fakt, który stał się punktem zwrotnym meczu i sprawił, że Widzew przestał być faworytem.

Nowak próbował zatrzymać Patryka Małeckiego, ciągnąc go lekko za koszulkę, ale cwaniak natrafił na jeszcze większego cwaniaka, który doskonale wiedział, jak się w takiej sytuacji zachować. Gdy tylko Małecki poczuł „ciepło ręki” rywala, przewrócił się, a sędzia nie miał innego wyjścia, jak pokazać Nowakowi drugą kartkę i wyrzucić go z boiska.

Mało tego – za gwałtowne protesty żółtą kartkę zobaczył też Robak, a Małecki tą jedną akcją wyeliminował z gry dwóch piłkarzy Widzewa, bo trener słusznie uznał, że w sytuacji, gdy zapowiadało się na agresywną, fizyczną walkę, bardziej od finezji i techniki wątłego Fundambu w ofensywie przyda się 188 cm wzrostu Michała Grudniewskiego na środku obrony.

Enkeleid Dobi miał rację: po bramką Widzewa gotowało się co chwila, a Tanżyna, Grudniewski i bramkarz Mleczko mieli co robić, chociaż strzałów akurat dużo nie było. Widzew zrewanżował się w pierwszej połowie tylko groźnym strzałem Mateusza Michalskiego, z którym Patryk Stępniewski poradził sobie z dużym trudem.

Trzeba zaatakować jeszcze bardziej energicznie – uznał w przerwie trener Krzysztof Dębek i zamiast obrońcy Turzynieckiego wprowadził na boisko Szymona Pawłowskiego (jego brak w wyjściowym składzie był niespodzianką). W 61 minucie goście strzelili wreszcie, w piątym wyjazdowym meczu, pierwszą bramkę poza Sosnowcem w tym sezonie. Po dośrodkowaniu Dawida Gojnego z rzutu rożnego najwyżej do główki skoczył Joao Oliveira!

Widzew nie miał więc już czego bronić, a trener Dobi zdecydował się na kolejny ryzykowny manewr: zamiast dwóch asów Robaka i Możdżenia rzucił na stół walety: Karola Czubaka i Bartłomieja Poczobuta. No i co? Już w 70 minucie właśnie po akcji z Czubakiem wyrównującą bramkę zdobył Patryk Mucha.

To było jednak wszystko, co grając przez ponad 75 minut w dziesiątkę łodzianie mogli wyciągnąć z tego meczu. W ostatnich minutach przewaga Zagłębia była przygniatająca: w 88 minucie Filip Karbowy z rzutu wolnego trafił w słupek, w pierwszej doliczonej – znakomitą okazję miał Goncalo Gregorio. Skończyło się na 1:1, ale goście zasłużyli na wygraną, a bilans 16-6 w strzałach i 10-4 w rzutach rożnych mówi wyraźnie o ich przewadze.


Widzew Łódź – Zagłębie Sosnowiec 1:1 (0:0)

0:1 – Oliveira (61 min., głową, po podaniu z rzutu rożnego), 1:1 – Mucha (70 min., asysta Czubaka)

Widzew: Mleczko – Kosakiewicz, K. Nowak, Tanżyna, Becht (75. Stępiński) – Michalski, Mucha, Możdżeń (69. Poczobut), Fundambu (17. Grudniewski), Kun (75.Mąka) – Robak (69. Czubak). Trener Enkeleid Dobi.

Zagłębie: Stępniewski – Ryndak, Dżuriszka, Grudziński, Gojny – Turzyniecki (46. Pawłowski), Oliveira (74. Szwed), Mularczyk (81. O. Nowak), Maia, Małecki (74. Karbowy) – Gregorio. Trener Krzysztof Dębek.

Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów ok. 9000

Żółte kartki: Nowak, Robak, Becht – Turzyniecki, Dżuriszka

Czerwona kartka – Nowak (13 min., po drugiej żółtej za faule)

Piłkarz meczu – Daniel Tanżyna


Fot. zaglebie.eu