Zagłębie Sosnowiec. Ze skutecznością na bakier

Piłkarze Zagłębia po raz ostatni bramkę „z gry” zdobyli ponad miesiąc temu.


Początek sezonu nie wskazywał na to, że sosnowiczanie będą mieć problemy ze zdobywaniem bramek. Na inaugurację Zagłębie wygrało 2:1, w trzeciej kolejce z kolei rozgromiło na wyjeździe Odrę Opole aż 4:1. Niestety, im dalej w las…

Po 10. kolejkach sosnowiczanie mają na koncie 10 bramek. Mniej bramek strzelili jedynie gracze pozostającej bez zwycięstwa w bieżącym sezonie Resovii Rzeszów oraz Sandecji Nowy Sącz, a także piłkarze Skry Częstochowa.

Rozbierając na czynniki pierwsze dorobek strzelecki Zagłębia trzeba dodać, że tylko pięć goli padło bezpośrednio z akcji. Cztery trafienia to wykorzystane „jedenastki”, a całość dopełnia „samobój” w meczu ze Stalą Rzeszów. Oczywiście nie negujemy w tym momencie rzutów karnych, bo to przecież element piłkarskiego abecadła. Problem w tym, że z siedmiu rzutów karnych aż trzy piłkarze Artura Skowronka. Trzecim kolejnym „pudłem” był karny wykonywany w miniony piątek przez Maksymiliana Rozwandowicza w starciu z Ruchem Chorzów. Wcześniej spudłowali z jedenastu metrów Szymon Sobczak oraz Marek Fabry. W meczu z Niebieskimi pomocnik sosnowiczan przestrzelił gdy na murawie był jeszcze Słowak Fabry, potencjalny wykonawca „jedenastki”. Na ławce rezerwowych przebywał z kolei Sobczak, który ma co prawda na koncie w tym sezonie jeden nie wykorzystany rzut karny, ale poza tym trzykrotnie zamienił rzut karny na bramkę.

Dla „Sopla” był to trzeci ligowy mecz z rzędu gdy rozpoczynał go na ławce rezerwowych. Zastępujący go Słowak Fabry po raz kolejny nie zrobił różnicy. Co bardziej złośliwi kibice dowcipkowali, że więcej zagrożenia pod bramką rywala stwarza Mateusz Bodzioch gdy zapędzi się pod bramkę rywala po stałym fragmencie gry, a przecież warunki fizyczne obaj mają podobne…

Żarty, żartami, ale Zagłębie ma problem. Po raz ostatni sosnowiczanie zdobyli bramkę „z gry” 10 sierpnia. Wówczas do bramki rywali trafił Maksymilian Banaszewski, a ekipa z Sosnowca pokonała 1:0 GKS Tychy. W pięciu kolejnych meczach piłkarze ze Stadionu Ludowego zdobyli tylko dwie bramki, z czego jedną, z rzutu karnego zdobył w przegranym 1:2 meczu z Chrobrym Głogów, Szymon Sobczak. Potem był wspomniany wcześniej gol samobójczy w wygranym 1:0 meczu ze Stalą Rzeszów.

Mecz z Ruchem był już trzecim spotkaniem wyjazdowym, w którym gracze Zagłębia nie zdołali wpisać się na listę strzelców.

– Można teraz gdybać co by było, gdybyśmy do szatni schodzili przy stanie 1:1. W drugiej połowie mieliśmy przewagę, prowadziliśmy grę, ale niestety zabrakło tego co najważniejsze w futbolu, czyli bramek. Szczęście na pewno nie było z nami. Dwie poprzeczki, przestrzelony karny, do tego kontuzja Sebastiana Boneckiego…Musimy szybko się pozbierać, popracować nad skutecznością i odegrać się w kolejnym meczu – podkreśla Dawid Ryndak, obrońca Zagłębia.

Wspomniany Bonecki, który doznał urazu barku i czeka go operacja, w tej rundzie już nie zagra. W trakcie meczu z Ruchem zastąpił go na murawie Michał Masłowski. Do gry w środku pola pali się także Wojciech Szumilas. Ten z kolei zameldował się na placu gry w ostatnich minutach i to po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki. Wcześniej w poprzeczkę trafił właśnie pechowiec Bonecki. To w tej sytuacji „Bony” był faulowany.

Zmian w składzie zapewne będzie więcej, bo obrona Zagłębia ponownie był była monolitem. Swoje na sumieniu ma zwłaszcza Bodzioch, który stanowi większe zagrożenie w ofensywie niż wprowadza spokój „w tyłach”. Zastanawiająca jest w związku z tym nieobecność w składzie Oleksieja Bykowa. Ukrainiec dał dobrą zmianę w meczu z GKS-em Tychy, potem co prawda dostał „czerwień” za akcję ratunkową w meczu z Puszczą Niepołomice, ale patrząc na postawę sosnowieckiej defensywy niemal na pewno zasłużył na kolejną szansę. Taką jaką dostali Bodzioch czy Dominik Jończy, którzy także nie ustrzegli się błędów…


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus