Zagłębie Sosnowiec. Zmagania z czasem

Rozmowa z Jarosławem Rzeszutką, napastnikiem Zagłębia Sosnowiec.


Gdy usłyszał pan w Tychach: nie, to sosnowiecki klub był jedyną opcją?

Jarosław RZESZUTKO: – Tymi sprawami zajmował się menedżer. Miałem tylko jedną prośbę, by drużyna była blisko domu. I tak też się stało. Szybko doszliśmy do porozumienia i chyba obie strony są zadowolone ze współpracy. Patrząc z perspektywy czasu, dokonałem właściwego wyboru, bo trafiłem na grupę ludzi ambitnych i mam na myśli zarówno sztab szkoleniowy, jak i zawodników.

Gra Zagłębia w sezonie zasadniczym była znacznie lepsza niż… wyniki. W czym tkwił problem?

Jarosław RZESZUTKO: – Nasza gra na początku była więcej niż przyzwoita, ale brakowało punktów. Traciliśmy bramki w najmniej oczekiwanych momentach i zbyt łatwo, zaś sami musieliśmy na nie ciężko pracować. Jako drużyna docieraliśmy się i niepowodzenia wszystkich nas frustrowały. Z kolei w listopadzie i grudniu mieliśmy kilka kontuzji i wypadło nam pięciu kluczowych napastników. Próbowaliśmy się pozbierać, ale traciliśmy punkty. Kiedy już wszyscy wrócili, zespół w piątej rundzie sezonu zasadniczego i teraz w play offie gra zdecydowanie lepiej. Mocno się postawiliśmy GKS-owi i rywalizacja jeszcze jest nieskończona. Nie ma taryfy ulgowej i tak też będzie w czwartek. Jestem mocno o tym przekonany.

Pańskie 17 goli i 9 asyst to dobry wynik?

Jarosław RZESZUTKO: – Pewnie mogło być więcej bramek czy podań i zawsze towarzyszy mi uczucie niedosytu. Niemniej do czasu kontuzji wszystko nieźle się układało. Byłem sprowadzany do zespołu jako jeden z liderów i chciałem się z tej roli jak najlepiej wywiązać. W każdym meczu starałem się dać impuls do lepszej gry; raz się udawało, innym razem było nieco gorzej. Formacja, w której zacząłem grać, zupełnie się rozpadła i pozostałem sam.

Oskar Jaśkiewicz przeniósł się do Szwecji, zaś Bartek Bychawski zrezygnował ze względów rodzinnych. Damian Piotrowicz uległ kontuzji i miał długą pauzę. Z kolei Martin Przygodzki gra już w słowackim klubie. Warto o tych problemach mówić, bo przecież miały wpływ na postawę drużyny. Trenerzy sporo się natrudzili, by zespół mógł lepiej funkcjonować. I tak było aż mnie dopadła kontuzja.

Kiedy zaczęło panu dokuczać kolano? Czy była groźba operacji?

Jarosław RZESZUTKO: – 18 lutego podczas meczu z Unią w Oświęcimiu (4:5 po dogrywce – przyp. red.) kolano się rozsypało. Więzadła krzyżowe oraz poboczne zostały mocno naciągnięte, jeden z przyczepów był naderwany. Nastąpiło zmęczenie materiału, bo za mną wiele sezonów. Na szczęście uniknąłem ingerencji chirurga-ortopedy, ale sporo pracy mieli i jeszcze mają fizjoterapeuci. Staram się jak najszybciej dojść do pełnej sprawności i dla mnie liczy się każda godzina rehabilitacji.

Chciałbym pomóc kolegom w ostatnich meczach z GKS-em, ale nie wiem czy zdrowie mi pozwoli. To strasznie stresujące, gdy stoję obok boksu i nie mogę nic zrobić. „Sklejanie” kolana wymaga czasu. Tom, czy zagram w „Satelicie”, pewnie zadecyduje się na kilka godzin przed meczem. Zobaczymy co powie lekarz oraz jak się będę czuł. Zapewniam, że nic nie będę robił na siłę.

Wprawdzie sezon jeszcze się nie skończył, ale jak pan ocenia poziom rywalizacji?

Jarosław RZESZUTKO: – Na pewno nie było pewniaków, bo zespoły niżej notowane próbowały szukać punktów z silniejszymi i czasami się to udawało. Oczywiście, w końcu tabela się tak ułożyła jak się miała ułożyć. Pięć najlepszych drużyn zostało na czołowych miejscach. Było zdecydowanie więcej meczów wyrównanych i to na pewno było budujące. Proszę spojrzeć na ćwierćfinałowe mecze play offu, które są twarde i zacięte. To nic, że przegrywamy z GKS-em 1-3, ale nie chcemy zakończyć tego sezonu. Mnie to się marzy nawet półfinał, bo wówczas byłbym już całkowicie zdrowy.

Ciekawie może być w parze Cracovii z GKS-em Tychy, choć moi byli koledzy są w dobrej sytuacji. Natomiast znam trenera Rudolfa Rohaczka, który może tyszanom przygotować jakąś niespodziankę. Ponadto zespół jest podbudowany zdobyciem Pucharu Kontynentalnego i może być ciekawie. Ćwierćfinałowa rywalizacja, moim zdaniem, jeszcze trochę potrwa i będę miał okazję wystąpić!

Czy w przyszłym sezonie zobaczymy pana w tym samym miejscu pracy?

Jarosław RZESZUTKO: – Dalej chciałbym uczestniczyć w tym sportowym projekcie, bo ambitny sztab trenerski starał się wydusić z każdego z nas jak najwięcej i w dużej mierze się to udało. Jestem na tak, ale obie strony muszą wyrazić aprobatę. Zobaczymy, ale jestem dobrej myśli.


Na zdjęciu: Jarosław Rzeszutko doznał kontuzji w najważniejszym momencie sezonu, ale nie rezygnuje…

Fot. Rafał Rusek/PressFocus