Zagłębie Sosnowiec znów wywołało palpitacje serca. Emocji nie zabrakło również w Tychach

Następny1 z 3
Użyj strzałek ← → do nawigacji

Trzeba mieć stalowe nerwy, by obserwować grę hokeistów Zagłębia Sosnowiec, którzy u trenerów wywoływali przyśpieszone bicia serca. Po pierwszych 20 minutach prowadzili 3:0, ale ostatecznie odnieśli nikłe zwycięstwo 4:3. Najważniejszy jest komplet punktów, bo przecież sosnowiczanie zaliczyli dwie porażki z rzędu. Po tej wygranej ich sytuacja się nieco poprawi. Jednak przede wszystkim muszą poprawić swoją grę, by myśleć o walce o wyższe miejsce.

Po przegranych  z Jastrzębiem (0:5) i w Toruniu (4:5) oraz kłopotach zdrowotnych zawodników trener Marcin Kozłowski dokonał roszad w poszczególnych formacjach. Ten manewr miał zmobilizować ich do aktywniejszej gry oraz wyzwolić dodatkowe pokłady ambicji. Gospodarze w I tercji zagrali błyskotliwie, ale zdobyli aż trzy gole z dużą pomocą… Tomasza Fuczika. Przy dwóch z nich mógł się zdecydowanie lepiej zachować i jedynie uderzenie Damiana Słabonia było precyzyjne i trudne do obrony. Gospodarze grali zbyt nerwowo i chaotycznie, ale potrafili wykorzystać słabość czeskiego golkipera.

Goście od czasu do czasu próbowali zagrozić bramce Rafała Radziszewskiego, ale ten nie miał zbyt wiele strzałów. W 19 min Szymon Marzec nie wykorzystał sytuacji sam na sam, zaś chwilę potem goście zdobyli gola, ale sędziowie go nie uznali. Niefortunny wcześniej strzelec przejeżdżał przez pole bramkowe, gdy Paweł Popow umieścił krążek w siatce.

W przerwie między tercjami w gdańskiej szatni musiało dojść do ostrej reprymendy, bo w kolejnej odsłonie zobaczyliśmy inny zespół gości. Od pierwszego gwizdka zaatakowali i mieli cały czas inicjatywę. Przede wszystkim akcje były przemyślane i „Radzik” miał sporo pracy. Goście obie bramki zdobyli w przewadze, bo w tym elemencie zdecydowanie lepiej prezentowali się niż gospodarze. Gdy do końca kary Filipa Stoklasy była minuta, w końcu Aleksandr Gołowin znalazł sposób na pokonanie sosnowieckiego golkipera. Marek Kaluża w boksie kar przesiedział zaledwie 28 sek. gdy Petr Polodna ładnym strzałem zdobył drugiego gola. W szeregach gospodarzy było coraz większe zdenerwowanie zarówno na lodzie, jak i w boksie. Trener Marcin Kozłowski miał prawo się irytować, bo jego podopieczni zupełnie oddali inicjatywę gościom, którzy byli bliscy wyrównania.

Już na początku III tercji gospodarze zdobyli gola, ale goście szybko odpowiedzieli. I przyjezdni mieli szansę na wyrównanie. Na 1:48 min do końca do boksu kar powędrował Stoklasa. Goście wycofali bramkarza i grali 6 na 4. Na 40 sek. przed syreną Gołowin sfaulował Horzelskiego i w rezultacie gospodarze utrzymali nikła przewagę do samego końca.

– Od II tercji mieliśmy przewagę, ale ostatecznie nie potrafiliśmy udokumentować jej golami, a okazji ku temu było wiele. Ten mecz nam się źle ułożył, ale czasami tak to bywa. Wykorzystaliśmy dwie przewagi, ale to za mało – powiedział po meczu kapitan gości, [Jan Steber.]

 

ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC – LOTOS PKH GDAŃSK 4:3 (3:0, 0:2, 1:1)

1:0 – Bucenko – Bernacki – Stoklasa (7:09), 2:0 – Orechin – Korczocha (8:52), 3:0 – Słaboń – Garszyn – Orechin (15:58), 3:1 – Gołowin – Jełakow (26:08, w przewadze), 3:2 – Polodna – Vitek – Steber (34:14, w przewadze), 4:2 – Stoklasa (40:46), 4:3 – Pastryk – Rożkow – Tesliukiewicz (41:28)

Następny1 z 3
Użyj strzałek ← → do nawigacji