Zagra przeciwko swoim

Kamil Zapolnik trafił do Zabrza w ostatnim dniu letniego okienka transferowego z pierwszoligowego GKS-u Tychy. Piłkarskiego abecadła piłkarz uczył się jednak na Podlasiu, we Włókniarzu, a potem Jagiellonii Białystok, gdzie występował w zespole juniorów i Młodej Ekstraklasy. W pierwszym zespole Jagi nie dane mu było jednak wystąpić .

Po odejściu stamtąd występował w trzecioligowej Olimpii Zambrów, a potem na zapleczu ekstraklasy – w Wigrach Suwałki i ostatnio w tyskim GKS-ie.  Teraz dostał wreszcie swoją szansę w najwyższej klasie rozgrywkowej, w której zadebiutował w poniedziałek w remisowym meczu z Zagłębiem Sosnowiec, gdzie wystąpił od pierwszej minuty u boku Igora Angulo.

Udany debiut

– Myślę, że wyglądało to dobrze, a z każdym kolejnym krokiem będzie jeszcze lepiej. W przerwie meczu w Sosnowcu trener nami wstrząsnął i w drugiej połowie nasza gra mogła się podobać. A gdybyśmy mieli jeszcze więcej czasu, to moglibyśmy ten mecz wygrać – ocenia zremisowane 1:1 spotkanie na Stadionie Ludowym Zapolnik.

Nowego napastnika „górników” pytamy o porównanie ekstraklasy z I ligą. – Na pewno jest więcej taktyki, ale lepiej się wstrzymać z ocenami, bo to dopiero początek. W Górniku obowiązuje inny styl niż w Tychach. Chcemy wysoko odbierać piłkę, a to kosztuje więcej sił. Ale mnie ten styl odpowiada. W meczu w Sosnowcu czułem się bardzo dobrze, a myślę, że i piłkarsko nie wyglądało to najgorzej. Z debiutu do końca nie jestem jednak zadowolony, bo nie wygraliśmy, na dodatek na początku spotkania miałem sytuację, której nie wykorzystałem. Jednak pierwsze koty za płoty. Trzeba patrzeć w przód – podkreśla piłkarz.

– Kamil z marszu wszedł z I ligi do ekstraklasy i w meczu w Sosnowcu pokazał, że może być ważną częścią drużyny. Mam nadzieję, że wkrótce będzie wywierał jeszcze większe piętno na zespole niż było to w jego premierowym spotkaniu. Takim piłkarzom warto dawać szansę – mówi szkoleniowiec Górnika Marcin Brosz.

Być jak Kądzior

W Zabrzu życzyliby sobie, żeby Zapolnik był tak efektywny, jak inny z graczy pochodzących z Białegostoku, którzy grali w Górniku. Chodzi oczywiście o Damiana Kądziora. Podobnie jak Zapolnik, Kądzior też nie dostał swojej szansy w Jadze, żeby potem przez Wigry trafić do Górnika, w którym w poprzednim sezonie należał do najlepszych, a teraz ma już za sobą debiut w reprezentacji Polski. Obaj piłkarze są z tego samego rocznika 1992, więc grali ze sobą razem w Białymstoku. – Kiedy już pokazała się informacja, że jestem piłkarzem Górnika, Damian pogratulował mi i stwierdził, że to dobry wybór – tłumaczy Zapolnik.

Nie będzie sentymentów

Przed nowym napastnikiem 14-krotnego mistrza Polski mecz z Jagiellonią, gdzie w grupach juniorskich i młodzieżowych spędził cztery lata. – Na pewno będzie to dla mnie szczególny mecz, ale – ujmując sprawę w cudzysłowie – jestem już za stary, żeby myśleć o jakichś sentymentach i szczególnym przeżywaniu tego spotkania. Podejdę do niego jak do każdego, a moje prywatne odczucia pójdą na bok. Może przed meczem będzie jakaś okazja do wspomnień przeszłości, spotykając trenerów, z którymi w starych czasach pracowałem, ale na moją postawę na boisku to nie wpłynie – mówi  Zapolnik.

W sztabie szkoleniowym Jagiellonii jest jego trener sprzed lat, z drużyny juniorów, Dariusz Jurczak. – W kadrze nie ma już jednak żadnych piłkarzy z mojego rocznika – dodaje. Być może jutro uda mu się uczcić mecz ze swoim były klubem bramką. Zapolnik, podobnie jak jego koledzy, liczy jednak przede wszystkim na zwycięstwo u siebie z wicemistrzem Polski. W końcu punkty są najważniejsze