Zagrają w derbach Łodzi po trzech latach

Dziś w Łodzi mecz, na który czekają fani nie tylko w tym mieście.


Historia piłkarskiej ekstraklasy rozpoczęła się od łódzkich derbów: w pierwszej kolejce inauguracyjnego sezonu 1927 ŁKS wygrał z Klubem Turystów 2:0. Widzew się wtedy nie liczył, był nawet wraz z Cracovią we frakcji, która sprzeciwiała się powołaniu ligi. Jedyny związek tego meczu ze współczesnością, to fakt, że boisko Turystów znajdowało się przy ul. Wodnej. To teraz teren opanowany przez kibiców Widzewa i pewnie dlatego pamiątkowy głaz umieszczony w tym miejscu jest często dewastowany i pomazany…

Jedni dobrze, drudzy źle

Piłkarska rywalizacja dwóch najważniejszych obecnie klubów w Łodzi rozpoczęła się jednak rok wcześniej. Dziś, gdy futbolowe archiwa zostały dokładne prześwietlone przez dokumentalistów i historyków, wiemy już, że po raz pierwszy w oficjalnym meczu drużyny ŁKS i Widzewa spotkały się 7 marca 1926 roku w okręgowej rundzie rozgrywek o Puchar Polski (ŁKS wygrał 3:0). Licząc mecze ligowe (na różnych poziomach rozgrywek) i pucharowe, obie te drużyny grały ze sobą 73 razy, a do tego bilansu doliczyć by można było jeszcze kilka meczów półoficjalnych, jak na przykład symboliczne spotkanie rozegrane 11 listopada 1945 roku, czy też mecze o puchar łódzkich redakcji.

Od 1975 roku rozpoczęła się „era nowożytna” tej rywalizacji, która jednak ostatnio miała aż trzyletnią przerwę. Sezon 2016/17 był ostatnim do tej pory derbowym sezonem w Łodzi, ale także pierwszym – i daj Boże jedynym – w III lidze. Tak nisko łódzki futbol nigdy w historii nie upadł…

ŁKS szybciej wydostał się z niebytu. Może nawet za szybko – efektowny sus z III ligi do ekstraklasy w ciągu trzech sezonów zakończył się katastrofą, bo ŁKS spadł z ekstraklasy z hukiem. Widzew z kolei utknął w II lidze, skąd wyczołgał się z najwyższym trudem. Oba zespoły rozpoczęły nowy sezon skrajnie różnie: ŁKS wygrał dwa mecze, w których strzelił siedem goli, Widzew dwukrotnie przegrał, tracąc siedem bramek. Widać było, że w ŁKS piłkarze zacisnęli zęby i postanowili szybko odzyskać stracone pozycje, grając efektownie i widowiskowo.

Widzew natomiast nadal nie otrząsnął się z traumy końca sezonu i chociaż w spotkaniu z Chrobrym w Głogowie nadawał przez znaczną część meczu ton grze i miał więcej szans bramkowych, to jednak zawodnicy atakowali ze spuszczonymi głowami i bez przekonania do tego, co robią. Echa okrzyków „Widzew grać, k… mać!” z meczu ze Zniczem, który skończył się wielką awanturą, jeszcze odbijają się od pustych trybun stadionu. Może się więc zdarzyć, że po kolejnych nieudanych zagraniach widownia nie stanie się „dwunastym zawodnikiem”, a wręcz przytłaczającym ciężarem, którego ten i ów w zespole może nie udźwignąć.

Będą zmiany

Wydaje się, że trener Enkeleid Dobi nie ma innego wyjścia, jak dokonać kilku istotnych zmian w składzie. W bramce zagra chyba – zamiast roztrzęsionego Wojciecha Pawłowskiego – Miłosz Mleczko, dla którego będzie to bardziej stresujący mecz niż lipcowy debiut w ekstraklasie w zespole Lecha w meczu przeciwko Lechii (przypomnieć warto, że 21-letni bramkarz to wychowanek Stadionu Śląskiego i Ruchu).

Krystian Nowak jest już na tyle zdrowy po kontuzji, że można na niego liczyć w obronie, a w ataku Marcina Robaka powinien wspomóc Karol Czubak, który po przyjściu z Bytovii na razie nie pokazał się jeszcze z dobrej strony. Są w klubowej kadrze, ale raczej bez szans na miejsce w wyjściowej jedenastce, Daniel Mąka i Mateusz Michalski, jedyni w obu zespołach, którzy grali we wspomnianych III-ligowych derbach (2:2 i 0:0) i zdobyli nawet bramki dla Widzewa.

W ŁKS grali wtedy między innymi Patryk Bryła i Kamil Juraszek i oni mają już swoje derby za sobą, bo tydzień temu pokonali Widzew w barwach Chrobrego. W ŁKS problemów kadrowych nie ma, a poważnym atutem może okazać się silna ławka, bo Jakub Tosik, Łukasz Sekulski i Dragoljub Srnić, którzy weszli do gry w trakcie meczu ze Stomilem, mogą – każdy z osobna – wpłynąć na losy meczu. Kibice nie śmieją się już z nieporadności Samu Corrala, a Pirulo (obaj zdobyli po dwie bramki w tym sezonie) coraz dokładniej biega po boisku po śladach Dani Ramireza.

Mają wspólnego sponsora!

Mimo że Widzew sprzedał dokładnie 16 401 karnetów, mecz będzie mogło obejrzeć tylko 5 600 widzów. Zamknięte pozostaną dwa sektory (kara za awantury po meczu ze Zniczem) i – decyzją wojewody – sektor dla kibiców gości, którym na stadionie ŁKS zainstalowano telebim. W losowaniu szansę na bilet ma więc co trzeci chętny. O problemach z kibicami chciałoby się pisać jak najmniej, ale cóż – takie czasy.

W przeddzień meczu doszło do spotkania prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej z prezesami ŁKS i Widzewa Tomaszem Salskim i Martyną Pajączek. Nie tylko mówiono o współpracy i „zgodzie”, ale i przedstawiono konkret – wspólnego sponsora, jakim została firma Columbus Energy („ dostawca usług na rynku nowoczesnej energetyki w Polsce, szczególnie w zakresie fotowoltaiki i odnawialnych źródeł energii” – jak się przedstawia), która wspierać będzie oba łódzkie kluby. A pani prezydent Zdanowska wybiera się na mecz ze specjalnym derbowym szalikiem z herbami obu klubów.


Na zdjęciu: Ostatnie derby Łodzi miały miejsce w maju 2017 roku. Będzie ciekawie!

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus