Zagubieni i bezbronni…

Potrzeba odrobina szaleństwa gdy w Final Six przychodzi rywalizować z Rosją oraz USA – tak pisaliśmy przed imprezą w Lille. Tego elementu nie było, ale zanotowaliśmy kiepski występ biało-czerwonych i z tak renomowanymi rywalami nie mieliśmy nic do powiedzenia. Biało-czerwoni byli zagubieni oraz bezbronni, bo nie byli przygotowani motorycznie do walki z tak „mocarzami” .

Jeden zwycięski set – to wielce wymowne zestawienie po tym turnieju i pewnie teraz trener Vital Heynen ma poważny ból głowy jak zestawić kadrę przed wrześniowymi mistrzostwami świata w Bułgarii oraz we Włoszech.

Trener przewidział

Heynen po zakończeniu fazy interkontynentalnej i awansie Final Six miał powody do zadowolenia, ale przed wyjazdem do Lille mocno podkreślał: – nie oczekujmy cudów. Nie spodziewaliśmy zwycięstw, bo znaliśmy wartość obu rywali. Niemniej nie spodziewaliśmy, że ani jeden element gry nie funkcjonował tak jakbyśmy sobie życzyli. W polu zagrywki byliśmy zupełnie zagubieni i asy serwisowe w obu meczach mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. O przyjęciu zapomnieliśmy z chwilą pierwszych piłek rywala i w tej sytuacji atak trzeba było również wykreślić z tego zestawu.

Blok w pierwszej części rozgrywek był mocno stroną, a tymczasem w Lille niemal nie istniał. Jakub Kochanowski, niewątpliwie środkowy nr 1 w tym sezonie, w Final Six snuł się po parkiecie, bo już nie miał sił na skuteczne akcje. Bartłomiej Lemański, kolejny środkowy o nieprawdopodobnych możliwościach, w meczu z USA zamiast zaatkować zdecydował się na kiwkę i nawet nie podjął żadnej próby zatrzymania blokiem rywali.

Jedyny wygrany

Trener Heynen przez całą imprezę rotował składem i tak też było w Lille. W meczu z Rosją atakującym naszej ekipie był Bartosz Kurek, który wcześniej prezentował się przeciętnie. Jednak tutaj pokazał się z dobrej strony był rzeczywiście strzelbą nr 1. W meczu z USA stanął w kwadracie dla rezerwowych, a jego miejsce zajął Damian Schulz. Nie mógł błyszczeć skoro, bo rozgrywający go zupełnie nie wsparli. Fabian Drzyzga ani jednej piłki nie wystawił wzorowo. I w tej sytuacji Schulz próbował się ratować kiwkami, ale tego nie oczekujemy od atakującego. Amerykanie wcale nie zachwycili w tym spotkaniu, ale mimo wszystko odnieśli dość łatwe zwycięstwo. W I secie wygranym przez amerykańskich siatkarzy popełnili aż 13 błędów własnych, ale znacznie lepiej prezentowali się w ataku. Natomiast biało-czerwonych ogarnęła niemoc, bo przecież o tym świadczy 24% skuteczność. Kiedy Matthew Anderson i Taylor Sander zdobyli dwa zwycięskie punkty w I odsłonie amerykańska ekipa mocno odetchnęła. Ta partia miała kluczowe
znaczenie w tej potyczce. Mieliśmy wrażenie, że nasi siatkarze po jej zakończeniu wywiesili białą flagę i siatkarze USA już nie trafili na żaden opór. Trener, bodaj po raz pierwszy podczas przerw czuł się również bezradny i więcej analizował akcję w komputerze niż udzielał rad siatkarzom.

Biało-czerwoni niewiele zwojowali w tym Final Six, ale taki scenariusz można było przewidzieć. Natomiast nikt z nas nie spodziewał się, że porażki będą w takim stylu. Siatkarze teraz udają się na zasłużone urlopy i 29 lipca 15-osobowa kadra spotka się na zgrupowaniu w Zakopanem. Wówczas rozpoczną się przygotowania do wrześniowych mistrzostw świata w Bułgarii oraz we Włoszech.

 

USA – POLSKA 3:0 (28:26, 25:17, 25:18)

USA: Christensen (4), Anderson (15), Holt (5), Patch (12), Sander (14), Smith (8), E. Shoji (libero) oraz McDonnell (1), Russell. Trener John SPERAW.
POLSKA: Drzyzga, Szalpuk (6), Lemański (2), Schulz (13), Kwolek, Kochanowski (4), Zatorski (libero) oraz Muzaj, Łomacz, Śliwka, Bednorz (6). Trener Vital HEYNEN.
Sędziowali: Nasr Shaaban (Egipt) i Denny Cespedes (Dominikana). Widzów 4500.

Przebieg meczu
I: 9:10, 15:14, 19:20, 28:26.
II: 10:4, 15:10, 20:13, 25:17.
III: 10:6, 15:9, 20:12, 25:18.
Bohater – Matthew ANDERSON.