GKS Tychy. Zakaz przychodzenia do klubu

Po porażce z Koroną piłkarze GKS-u Tychy mieli dwa dni na zresetowanie.


Przełożenie z soboty na 29 października wyjazdowego meczu z Radomiakiem ma dla GKS-u Tychy bardzo istotne znaczenie. Po pierwsze powołany do reprezentacji U19 Jan Biegański może spokojnie przygotowywać się do meczów z duńskimi rówieśnikami, zaplanowanych przez trenera młodzieżówki Jacka Magierę na 8 października o godzinie 15.00 w Kołobrzegu i 12 października o 13.00 w Świnoujściu.

Po drugie Damian Nowak po chorobie będzie miał czas na wyleczenie i spokojne wejście w treningi, a Szymon Lewicki, przewrócony do treningów z pierwszą drużyną, będzie mógł pokazać Arturowi Derbinowi, że wykorzystał czas dwutygodniowego „zesłania do rezerw” na zrozumienie jak powinien walczyć o miejsce w I-ligowej jedenastce tyszan. Tym bardziej, że okienko transferowe zostało już zamknięte i zmianie barw nie można już myśleć, a jest potrzebny zespołowi, z którego po feralnym zderzeniu z Adamem Marciniakiem na gdyńskim boisku na kilka tygodni z gry wypadł Dawid Kasprzyk.

Wróci Szymura

Wreszcie po trzecie sztab szkoleniowy GKS-u ma trochę czasu na doprowadzenie do tego, żeby zawodnicy po rozegraniu trzech spotkań w ciągu 8 dni, złapali trochę świeżości. Jednocześnie trzeba znowu przebudować środek obrony, z którego po czerwonej kartce w meczu z Koroną Kielce wypadł Łukasz Sołowiej. Wielkiego problemu z obsadą zwolnionej pozycji nie ma, bo w kadrze jest przecież trzech stoperów i razem z Nemanją Nediciem znowu może zagrać Kamil Szymura. W takim ustawieniu środkowi obrońcy grali w pierwszych trzech kolejkach, a dokładnie dwa i pół meczu, bo 12 września, w 48 minucie spotkania z Sandecją, wychowanek MOSiR-u Jastrzębie został ukarany czerwoną kartką i wypadł z jedenastki.

Brakuje punktu

Dłuższa przerwa w grze skłania także do refleksji nad tym co już się wydarzyło i pozwala także na zastanowienia się nad tym, czy 6 punktów zdobytych w trzech ostatnich meczach to dużo czy mało. Pewnie gdyby ktoś 10 dni temu stwierdził, że tyszanie w meczach z Sandecją u siebie, Arką w Gdyni i Koroną na swoim boisku, dwa razy wygrają, a raz przegrają, kibice przyjęliby to za dobry bilans. Uwzględniliby w nim jednak porażkę w Gdyni, a po zwycięstwie z niepokonanym w czterech pierwszych kolejkach spadkowiczem z ekstraklasy, apetyt został mocno rozbudzony.

– Za dobre osiągnięcie uznałbym wtedy chyba 7 punktów – mówi Krzysztof Bizacki. – Liczyłbym, że w Gdyni zremisujemy, ale w meczach z Sandecją i Koroną u siebie stawiałbym na zwycięstwa. Tym bardziej, po wygranej z Arką porażka z drużyną z Kielc bardzo boli i dlatego analizujemy ją bardzo dokładnie.

Muszą się otrząsnąć

Trener Derbin na pytanie czy przed tymi trzema meczami rozegranymi w 8 dni 6 punktów przyjąłby jako dobry wynik użył odpowiedzi… wymijającej. – Nie kalkuluję w ten sposób. Dla mnie każdy najbliższy mecz jest najważniejszy, a punkty liczę dopiero po ostatnim gwizdku. Po tych trzech meczach mamy 6 punktów, a ja czuję niedosyt szczególnie z tego powodu, że kibice, którzy przyszli zobaczyć w akcji drużynę, która wygrała w Gdyni i w meczu z Arką pokazała się w Gdyni z bardzo dobrej strony, opuścili trybuny zawiedzeni naszą grą i wynikiem. Musimy się z tego otrząsnąć i wrócić do tego co najlepsze w naszej grze. Dlatego w poniedziałek zawodnicy, którzy rozegrali najwięcej minut w tych trzech ostatnich meczach otrzymali zakaz przychodzenia do klubu. Mieli się zresetować. Przyszli tylko ci którzy grali mało i mieli trening uzupełniający.

Interwencja parabramkarska

Nowy tydzień pracy zaczął się więc tak naprawdę od wtorku, na który sztab szkoleniowy tyszan zaplanował dwie sesje treningowe. A kibice od soboty zastanawiają się nad tym czy ich humory byłyby lepsze gdyby mecz z Koroną sędziował inny arbiter, a nie Mateusz Złotnicki. Chodzi oczywiście o jego dwie decyzje – czerwona kartka dla Łukasza Sołowieja i nie podyktowanie rzutu karnego po kontakcie piłki z ręką Wiktora Długosza w polu karnym kielczan.


Czytaj jeszcze: Wdzięczność po senegalsku

O ile przy faulu stopera trudno znaleźć okoliczności łagodzące wymiar kary, bo zatrzymany nieprzepisowo napastnik wychodził na czystą pozycję i było to nieprzepisowe zagranie przerywające realną szansę na zdobycie bramki, to w przypadku zdarzenia z 90 minuty zdania są podzielone. Analizując jednak na chłodno to wydarzenie trzeba stwierdzić, że ręka obrońcy Korony była naturalnie ułożona i brakowało celowości zagrania piłki ręką, która była poniżej linii barków. Te czynniki powodują, że decyzję arbitra należy uznać za słuszną. W tym przypadku brak umiejętności technicznych, bo na ich karb należy złożyć to, że przyjmując piłkę lecącą po murawie zawodnik Korony nastrzelił sobie rękę, zadziałał na korzyść piłkarza. I nie można porównywać tego zdarzenia z sytuacją z 39 minuty meczu ŁKS – Resovia, bo w Łodzi Mateusz Geniec próbując zablokować piłkę w sytuacji podbramkowej – „interwencją parabramkarską” jak nazywa to przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN Zbigniew Przesmycki – zagrał piłkę rękę uniesioną ponad linię barku i dlatego Grzegorz Kawałko wskazał na „wapno”.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus