Kędzierzyński sposób na Europę

Kędzierzynianie po raz trzeci z rzędu najlepsi w Europie! W polskim finale pokonali Jastrzębski Węgiel, rewanżując mu się za odebranie mistrzostwa Polski.


Przed meczem wyżej stały akcje Jastrzębskiego Węgla. Niespełna dwa tygodnie temu rozbił ekipę z Kędzierzyna-Koźla w finale mistrzostw Polski. Jego przewaga była wręcz przygniatająca.

Z drugiej strony za kędzierzynianami przemawiało doświadczenie. Dla nich to był już trzeci finał z rzędu Ligi Mistrzów. A dwa poprzednie wygrali, udowadniając, że wiedzą jak poradzić sobie z ciążącą presją.

Początek spotkania należał do jastrzębian. Nie grali może tak doskonale jak o mistrzostwo Polski, ale kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Swoje w ataku robili Stephen Boyer oraz Trevor Clevenot, a na środku siatki świetnie prezentował się Moustapha M’Baye. Wśród kędzierzynian jedynie Aleksander Śliwka trzymał formę. Problemy mieli natomiast i Bartosz Bednorz, i Łukasz Kaczmarek, czyli główne „armaty” Grupy Azoty.

Wydawało się, że nowi mistrzowie Polski wygrają pewnie premierową odsłonę, bo prowadzili już 24:21. Nagle jednak stracili skuteczność. Grupa Azoty doprowadziła do remisu 24:24. Po chwili wyszła nawet na prowadzenie (26:25) i miała piłkę w górze na zwycięstwo. Bednorz nie zdołał jednak przedrzeć się przez Boyera.

Jastrzębianom sukces w pierwszej partii zapewnił Rafał Szymura. Wszedł na zagrywkę i najpierw zaserwował asa, a po chwili sprawił rywalom mnóstwo problemów i Bednorz w bardzo trudnej sytuacji przestrzelił.

Kędzierzynianie, choć końcówkę przegrali, uwierzyli, że Jastrzębski Węgiel tym razem nie jest poza ich zasięgiem. Grali coraz lepiej, przede wszystkim rozkręcił się Bednorz. Potem do jego poziomu doszlusowali Kaczmarek oraz Norbert Huber. W polu zagrywkowym przypomniał też o sobie David Smith.


Czytaj jeszcze o siatkówce:


Za to ich rywale kompletnie się pogubili. Wygrywali 11:7, by seryjnie mylić się w ataku. W pole gry ni trafiali zarówno środkowi (Jurij Gładyr), jak i skrzydłowi (Clevenot, Boyer). Słabiej też prezentował się Tomasz Fornal. Grał bardzo niepewnie i nerwowo. Nadspodziewanie często był łapany blokiem. Kilka razy został też „ustrzelony” serwisem. Jastrzębianie długo nie mieli odpowiedzi na dobrą postawę Grupy Azoty, która bezlitośnie wykorzystywała ich błędy

Kędzierzynianie każdą udaną akcją się nakręcali. I robili to bardzo skutecznie. Najpierw doprowadzili do remisu w setach, a potem poszli za ciosem, rozbijając Jastrzębski Węgiel w trzecim secie.

Na tym jednak emocje się nie skończyły. Jastrzębianie walczyli z rywalami i sobą, ale nie odpuszczali. Nie załamywali się, gdy tracili przewagę i gdy musieli gonić wynik. Heroiczna walka opłaciła się. Dotrzymywali kroku rywalom, a końcówka rozgrzała publiczność. Zarówno Grupa Azoty miała szansę na zamknięcie spotkania, jak i Jastrzębski Węgiel na doprowadzenie do tie-breaka. Kluczowa okazała się akcja Bednorza. Kędzierzynianie wygrywali 28:27 i przyjmujący mógł zakończyć mecz. Miał przed sobą pojedynczy blok, a mimo to nie trafił w pole gry. To się zemściło. Jastrzębski Węgiel dostał „drugie życie” i wykorzystał je. Doprowadził do te-breaka.
W decydującej partii od początku przewagę mieli kędzierzynianie. W pewnym momencie sięgnęła nawet trzech „oczek” (9:6). Jastrzębski Węgiel po dwóch asach Gładyra doprowadził do remisu (9:9). W końcówce ostatnie słowo należało do graczy z Kędzierzyna-Koźla. Bardzo trudną piłkę skończył Kaczmarek, potem zablokowali Clevenota, a mecz zakończył Smith atakiem z krótkiej. I zaczęło się świętowanie…

Grupa Azoty Kędzierzyn-Koźle – Jastrzębski Węgiel 3:2 (26:28, 25:22, 25:14, 28:30, 15:12)

KĘDZIERZYN-KOŹLE: Janusz (2), Bednorz (23), Smith (13), Kaczmarek (15), Śliwka (19), Huber (8), Shoji (libero) oraz Stępień, Kluth, Paszycki (1). Trener Tuomas SAMMELVUO.

JASTRZĘBIE: Toniutti, Clevenot (18), Gładyr (11), Boyer (20), Fornal (16), M’Baye (8), Popiwczak (libero) oraz Hadrava (3), Tervaportti, Szymura (3). Trener Marcelo MENDEZ.

Sędziowali: Stefano Cesare (Włochy) i Ricardo Ferreira (Portugalia). Widzów 10.447.

Przebieg meczu

I: 9:10, 12:15, 18:20, 24;25, 26:28.
II: 7:10, 15:14, 20:15, 25:22.
III: 10:7, 15:9, 20:11, 25:14.
IV: 8:10, 13:15, 20:19, 24:25, 28:30.
V: 5:3, 10:9, 15:12.

Bohater – Aleksander ŚLIWKA.


Fot. Łukasz Laskowski / PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.