Żal po stadionie, czyli zamieszanie w Bytomiu

Tym razem nie w katakumbach domku klubowego przy Olimpijskiej, ale w Sali Lustrzanej Urzędu Miejskiego w Bytomiu odbyło się wczoraj spotkanie związane z „roszczeniami finansowymi firmy S-Sport – wykonawcy przebudowy stadionu Polonii Bytom, który niedawno odstąpił od realizacji umowy, wobec spółki Bytomski Sport”.

Bardzo mocne słowa

Nowo wybrany prezydent miasta, Mariusz Wołosz, w kampanii zapowiadał transparentność działań, mając obok siebie wiceprezydenta odpowiedzialnego w mieście m.in. za sport, Adama Frasa, skarbnik miasta, Ewę Tomczak, oraz prezesa spółki Bytomski Sport, Sławomira Kamińskiego.

I zaraz na początku, prawie na dzień dobry, padły bardzo mocne słowa: – Firma wykonawcza S-Sport wypowiedziała umowę na realizację prac i wezwała do zapłaty spółkę Bytomski Sport, mimo że zakres przeprowadzonych prac nie został należycie udokumentowany.

Mocne słowa

W mojej ocenie zachodzi podejrzenie wyłudzenia nienależnych środków, a działalność poprzednich zarządów nosi znamiona działalności na szkodę spółki, a tym samym miasta i mieszkańców – w sposób stonowany, ale stanowczy stwierdził prezydent Wołosz.

Tu konieczna jest informacja, że roszczenia S-Sportu opiewają na ponad 7 milionów złotych, co określono wczoraj jako „rachunek za zdewastowanie stadionu Polonii Bytom” i jednoznacznie poinformowano, iż nie ma możliwości prawnych, by umowa z S-Sportem na modernizację stadionu mogła jeszcze być odnowiona.

Zasadność kontroli

Ponieważ nie wszyscy obecni musieli być w temacie, do ad remu przeszedł prezes Kamiński, który przypomniał to, co mówił (wraz z Mariuszem Kosiarzem, szefem od inwestycji spółki BS) w grudniu, na wspomnianej już konferencji w „krzywym domku” przy Olimpijskiej.

Pisaliśmy już o tym na naszych łamach, więc przypomnijmy, że BS miał (i ma) bardzo wiele zastrzeżeń co do właściwego realizowania inwestycji, a zwłaszcza dotrzymywania (tzn. niedotrzymywania) terminów zapisanych w umowie i wadliwej dokumentacji.

– Mimo opisywanych kłopotów, poprzedni zarząd Bytomskiego Sportu nie zdecydował się na wypowiedzenie umowy. Zamiast tego 29 października ubiegłego roku podpisał aneks do umowy, którym wydłużył terminy pośrednie – czym de facto pozbawił się możliwości naliczenia kar umownych dla wykonawcy.

Zasadność tych działań jest teraz przedmiotem kontroli w spółce BS, a po opublikowaniu jej wyników chcemy zawiadomić organy ścigania w zakresie działania na szkodę spółki – podsumował Sławomir Kamiński.

Z sali padło jeszcze m.in. pytanie o wartość prawną słynnego już aneksu, podpisanego po wypowiedzeniu umowy – pierwszym, bo wypowiedzenia były dwa (!) – i innych newralgicznych dokumentów. Tu wiążące słowo ma należeć do prawników.

Odmienne stanowisko

A zupełnie niedaleko od Urzędu Miejskiego – dwa przystanki tramwajem – jeszcze przed południem rozpoczęła się konferencja prasowa zwołana przez S-Sport, mająca być odpowiedzią na zarzuty Bytomskiego Sportu, przede wszystkim te wyartykułowane w zębcu przy stadionie.

Dyrektor S-Sportu, Adam Kaczyński, w towarzystwie architekta, Tomasza Wielocha, odniósł się do tamtej konferencji punkt po punkcie. A mógł to zrobić, bo dysponował wideonagraniem grudniowego spotkania, które prezentował na zasadzie zarzut-stopklatka-odpowiedź, przy czym odpowiedzi popierane były skanami stosownych dokumentów, rysunków technicznych czy zdjęć.

Trzeba by mieć pamięć Bobby Fischera i Garri Kasparowa razem wziętych, żeby te liczby, daty, papiery rzetelnie Czytelnikom przedstawić, ale dyrektor był stuprocentowo przekonany do swoich racji, które oczywiście były zupełnie odmienne od racji BS-u. Ponieważ nie było tajemnicą, że bodaj wszyscy obecni byli wcześniej w Urzędzie Miejskim, musiało w końcu paść pytanie o roszczenia S-Sportu.

Gotowi na wszystko

– Nasza firma poświęciła rok pracy, poniosła szereg kosztów, utraciła w tym czasie wiele korzyści. Roszczenia to są normalne procedury, zwłaszcza gdy odstępuje się od umowy z winy zamawiającego. Chcemy swoje odzyskać – skwitował Adam Kaczyński.

Odpowiadając na kolejne kwestie, stwierdził, że pierwsze wypowiedzenie umowy nie ma mocy prawnej, ale nie chciał się wdać w dyskusję dlaczego nie ma, i potwierdził, iż aneks do umowy zawiera przesunięcie terminów pośrednich, choć nie dotyka terminu zakończenia prac.

Gotowi na wszystko

Niejako to wszystko reasumując, dyrektor S-Sportu mocno podkreślił, że on i jego firma są gotowi na wszystkie ewentualności, na przykład na sprawy sądowe, ale też na kontynuowanie budowy.

Na hasło, że druga strona nie widzi możliwości prawnych na dalszą współpracę, stwierdził, że prawo nie ma tu nic do rzeczy – to kwestia przystąpienia do rozmów i znalezienia kompromisu, czyli po prostu dogadania się…

I tu niżej podpisany, poniesiony euforią, zaproponował trójstronne spotkanie: nowych władz miasta i spółki, byłych władz miasta i spółki i S-Sportu, który miałby wystąpić z taką inicjatywą i zaproszeniem. Zanim zszedłem na ziemię przeszyła mnie okropna myśl: takie spotkanie to chyba tylko w sądzie. Obym się mylił!

Jacek Błasiak

7
PONAD tyle milionów złotych żąda firma S-Sport od spółki Bytomski Sport.