Zaległości bez litości

Katowiczanie odnieśli najwyższe zwycięstwo, odkąd spadli z zaplecza ekstraklasy, ale pozostali na 6. miejscu w II-ligowej tabeli.

Korzystając z „pucharowego weekendu” GieKSa nadrobiła zaległości sprzed dwóch tygodni, odnosząc najwyższe zwycięstwo, odkąd spadła do II ligi. Już trzy minuty po pierwszym gwizdku uzyskała rzut karny (niewykorzystany; Marcin Urynowicz trafił w słupek), a dopiero trzy minuty przed gwizdkiem ostatnim zakończyła kanonadę.

Obraz katastrofy

Oddając szacunek drużynie Rafała Góraka, nie sposób jednak nie stwierdzić, że tak słabo dysponowanego rywala przy Bukowej nie widziano od dawien dawna. W porównaniu z drużyną, która w lutym zremisowała tu 2:2, w piątek Błękitni przypominali co najwyżej… przebierańców. Na ich obronę nadmieńmy, że od 16 do 21 października przebywali na kwarantannie, poprzedni mecz rozegrali 20 dni temu.

To pewnie w jakimś stopniu przyczyniło się do tego, że nie potrafili nadążyć za katowiczanami, przegrywali pojedynki, popełniając przy tym sporo indywidualnych błędów. Obrazu katastrofy dopełnia fakt, że po dwóch czerwonych kartkach kończyli spotkanie w dziewiątkę, mogąc tylko prosić o litość sędziego, który skrócił ich męki, doliczając do podstawowego czasu tylko symboliczne 60 sekund.

Filip robił, co chciał

Tym, który był względem gości z zachodniopomorskiego szczególnie bezwzględny, był Filip Kozłowski. Napastnik sprowadzony latem z Elany Toruń był klasą samą dla siebie. Konsekwentnie szukał sobie miejsca poza światłem bramki, z prawej strony pola karnego, bezlitośnie ogrywając tam czy to Jakuba Ostrowskiego, czy – zwłaszcza – Bartosza Sitkowskiego.

Dorobek Kozłowskiego to wypracowany rzut karny oraz 2 gole, w tym ten otwierający listę strzelców. Powinien też mieć na koncie co najmniej jedną asystę – „na sumieniu” kolegę ma tu zwłaszcza Krystian Sanocki, który był wczoraj bardzo nieskuteczny. Mimo zmarnowanej „jedenastki” trudno było mieć pretensje do Urynowicza. Jemu także ładną asystę „ukradł” Sanocki. Wcześniej „Uryn” doczekał się bramki nr 7, minimalnie pomylił się też z rzutu wolnego, to po faulu na nim drugą żółtą kartkę ujrzał Ostrowski.

Błąd po setce

Mawia się, że uroczystości przed pierwszym gwizdkiem przynoszą pecha, ale zaprzeczył temu Adrian Błąd. Najpierw odebrał z rąk dyrektora Roberta Góralczyka pamiątkową koszulkę za 100 występów w GieKSie, a potem strzelił gola i dwukrotnie asystował Kozłowskiemu.
Katowiczanie pozostali na 6. miejscu w tabeli, ale odrobili część strat do czołówki.


GKS Katowice – Błękitni Stargard 5:0 (3:0)

1:0 – Kozłowski, 10 min (głową), 2:0 – Urynowicz, 26 min, 3:0 – Błąd, 43 min, 4:0 – Kozłowski, 62 min, 5:0 – Kościelniak, 87 min.

GKS: Mrozek – Wojciechowski, Jędrych, Kołodziejski, Rogala – Gałecki, Urynowicz (72. Kurbiel) – Kiebzak (66. Pavlas), Błąd (67. Stefanowicz), Sanocki (56. Kościelniak) – Kozłowski (72. Szwedzik). Trener Rafał GÓRAK.

BŁĘKITNI: Rzepecki – Theus, Ostrowski, Kujawa, Sitkowski – Starzycki (46. Mosakowski), Krawczun, Polkowski (81. Rajch), Kaczmarek (60. Karmański), Bochnak (78. Ryk) – Brzeziański (81. Cywiński). Trener Tomasz GRZEGORCZYK.

Sędziował Paweł Kukla (Kraków). Żółte kartki: Jędrych – Ostrowski, Karmański, czerwone: Ostrowski (70, druga żółta), Karmański (84. druga żółta).
Piłkarz meczu – Filip KOZŁOWSKI.




Na zdjęciu: Radość Adriana Błąda, bezradność stargardzian – tak było wczoraj przy Bukowej.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus