Zamurować bramkę

Zmian kadrowych w Lechii brakuje, dlatego problemy do rozwiązania wciąż pozostają te same.


Tak jak przy okazji ostatnich okienek transferowych, Lechia stara się budować kadrę na piłkarzach, którzy już w Gdańsku są. Stabilność drużyny ma przynieść efekt w postaci wydostania się z dolnej połowy tabeli. W praktyce gdańszczanie dokonali zaledwie kilku wzmocnień. Pozyskano Jakuba Bartkowskiego z Pogoni Szczecin oraz Kevina Friesenbichlera z RFS Ryga, który powraca do pomorskiego klubu po ośmiu latach. – Tęskniłem za tym pięknym miastem, za niesamowitym stadionem i jego atmosferą. Nie mogę się już doczekać, aby dołączyć do drużyny, poznać ją na nowo i zacząć treningi – powiedział austriacki napastnik, który ma wspomóc Flavio Paixao i Łukasza Zwolińskiego w strzelaniu bramek.

Misją drużyny na najbliższe miesiące jest przede wszystkim poprawa gry w defensywie. Lechia jesienią straciła aż 30 bramek – najwięcej spośród wszystkich ekstraklasowych ekip. Przed takim zadaniem stanie Marcin Kaczmarek, który we wrześniu został trenerem drużyny. Miał do wykorzystania cały okres przygotowawczy i posiada mniej więcej taką samą kadrę, która w zeszłym sezonie wywalczyła awans do eliminacji Ligi Konferencji Europy. Więc teoretycznie szkoleniowiec powinien sobie poradzić z największymi bolączkami drużyny. Podczas okresu przygotowawczego Lechia testowała kilka różnych ustawień w defensywie, między innymi z Kristersem Tobersem, czy Henrikiem Castegrenem w środku obrony. Wątpliwym pozostaje stwierdzenie, czy te roszady przyniosły pożądany efekt, bo Lechia przegrała wszystkie swoje mecze podczas obozu w Turcji.

To dziwi najbardziej – Lechia na pierwszy rzut oka dokonała rozsądnego ruchu, sprowadzając na prawą obronę Bartkowskiego, ale wciąż nie ma nikogo, kto wzmocniłby centrum bloku defensywnego, a to właśnie z tą pozycją gdańszczanie mieli największy problem. Do Gdańska nie przychodzą słabi zawodnicy, a raczej ci sprawdzeni, ale nie na te pozycje, które są najbardziej „potrzebujące”. Jesienią odnaleźć na boisku nie potrafił się Mario Malocza, a tak naprawdę nie ma dla niego żadnego rozsądnego zastępstwa, poza Tobersem, który raz gra w obronie, a raz w drugiej linii.

Największym plusem Lechii przed rundą wiosenną jest fakt, że z zespołem nie pożegnał się nikt z ważnych piłkarzy, tworzących trzon wyjściowej jedenastki. W bramce wciąż będzie bronił Duszan Kuciak, w pomocy będzie grał Maciej Gajos, a o atak zadba niezniszczalny Flavio Paixao. Doświadczenie tych graczy z pewnością przyda się w walce o lepsze miejsce na koniec sezonu niż 14, które drużyna trenera Kaczmarka zajmuje po jesiennych zmaganiach.

Realnie rzecz biorąc, Lechia musi wziąć się do roboty, bo od strefy spadkowej dzieli ją tylko punkt. Drużynę z Gdańska pocieszać może fakt, że zespoły za jej plecami, takie jak Miedź Legnica, czy Korona Kielce zmagają się z jeszcze większymi problemami i są po prostu drużynami słabszymi pod względem jakości piłkarskiej. Jednak w ekstraklasie wszystko się może wydarzyć, a do 1. ligi spadają trzy kluby, więc ekipa z Pomorza musi mieć się na baczności.

CZY WIESZ, ŻE…

Odkąd w 2015 roku Kevin Friesenbichler opuścił Lechię Gdańsk, piłkarz grał w trzech różnych krajach. Wrócił do swojej ojczyzny, później rundę spędził w Niemczech, a ostatnie dwa lata grał w RFS Ryga. Najwięcej goli w tym czasie zdobył dla Austrii Wiedeń, w której spędził nie całe cztery sezony. Natomiast sporym uznaniem cieszył się szczególnie w stolicy Łotwy. W poprzednim sezonie dla drużyny RFS-u zagrał w 32 ligowych potyczkach i zdobył 8 bramek. Co ciekawe, był dopiero czwartym najlepszym strzelcem swojej drużyny – pod tym względem wyprzedził go między innymi znany z polskich boisk Deniss Rakels. Zaznaczmy, że to nie pierwszy raz, gdy Lechia sięga po kogoś z ligi łotewskiej. W jej kadrze wciąż znajduje się Kristers Tobers, który dołączył do pomorskiej drużyny z FK Lipawa.


Na zdjęciu: W niedzielnym meczu z Wisłą Płock Flavio Paixao zagra po raz 300 w ekstraklasie!

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus