Zanim powstała GieKSa (cz. I): złorzeczenia w tramwaju

Dobra postawa katowickiego GKS-u w rundzie wiosennej rozbudziła znów nadzieje fanów rześkiego 54-latka na powrót do ekstraklasy i do… lat chwały piłkarzy. Sukcesy futbolowe stolicy Górnego Śląska kojarzą się przede wszystkim z marką Górniczego Klubu Sportowego. Nie od rzeczy będzie jednak przypomnieć, że – po pierwsze – ekstraklasowa historia futbolu w Katowicach sięga daleko poza kolebkę dzisiejszego miejskiego sportowego hegemona. Wśród założycieli Ligi Państwowej był przecież 1. FC Katowice – zresztą wicemistrz kraju w inauguracyjnym sezonie rozgrywkowym. Jego potyczki o koronę z krakowską Wisłą – podszyte „elementem narodowym” – przeszły do historii nie tylko tych dwóch klubów. W latach 30. z kolei niczym meteor przemknął przez najwyższą klasę rozgrywkową Dąb Katowice: zapisał się w annałach m.in. aferą korupcyjną, związaną z (rzekomą) próbą przekupienia bramkarza Śląska Świętochłowice, a także faktem, że w jego szeregach wyrósł mistrz świata z roku 1954, Richard Hermann.

„Może by pan zszedł z moich odcisków?”

Po wojnie stolica województwa śląskiego długo nie mogła doczekać się drużyny piłkarskiej na miarę ambicji i oczekiwań swych mieszkańców. „Stalinogród jest jednym z największych miast w kraju pozbawionych klubu na szczeblu centralnym” – zauważał w połowie lat 50. (kiedy to Katowice taką właśnie nosiły nazwę) wydawany właśnie tutaj „Sport”. „Entuzjaści futbolu z Katowic chcąc zobaczyć pojedynek czołowych zespołów krajowych, zmuszeni są tłuc się wypełnionym do ostatniego miejsca tramwajem do Chorzowa, Hajduk, Bytomia. Ścisk w wagonie i liczne przystanki nie wpływają dobrze na nastrój katowiczan, toteż często słychać złorzeczenia w rodzaju: „Ależ się wlecze!” lub „Może by pan zszedł z moich odcisków?!”. No i pobożne wzdychania: „Kiedy wreszcie będziemy mieli swego ligowca…” – barwnie wprowadzali Czytelników w temat redaktorzy naszego dziennika.

Ilość przed jakością

Być może wpływ na to miała mnogość klubów. Każda właściwie dzielnica pochwalić się mogła zespołem futbolowym, częstokroć grającym nawet w… III lidze. Słowian, Kolejarz, Baildon, Konstal 22 Dąbrówka Mała, HKS Szopienice, Budowlani Ligota, Górnik Piotrowice, Naprzód Janów, Górnik 20 Katowice, Orzeł Wełnowiec, Rapid Wełnowiec, KS 06 Załęże, KS Koszutka – pod każdym z tych szyldów na przełomie lat 50. i 60. kopano piłkę; nie mówiąc już o przedstawicielach paru okolicznych osad i gmin (Górnik Murcki, Podlesianka, Górnik Kostuchna), które – w procesie rozrastania się miasta włączano w jego granice. Tak naprawdę tylko niewielka część tych klubów w 1964 weszła w struktury tworzonego właśnie GKS-u. Te, które kontynuowały samodzielną działalność, u boku potężnego górniczego sąsiada w miarę upływu lat traciły jednak na znaczeniu.

Marsz katowickiego futbolu w górę rozpoczął się za sprawą awansu Rapidu Wełnowiec do II ligi. To był „zaczyn” tworzenia Górniczego Klubu Sportowego w kształcie, jaki znamy z największych sukcesów na arenie krajowej i międzynarodowej. Nim jednak Bem, Schmidt, Anczok (Eryk), Strzelczyk czy Miller „dobili się” do zaplecza ekstraklasy, próby takowe czyniło parę klubów wymienionych wcześniej – tych również typowo dzielnicowych organizmów, opartych o lokalne talenty podwórkowe i pracowników sąsiadującego niemalże z płytą boiska zakładu patronackiego.

Gdy sędzia wzywa milicjantów…

W 1948 druga liga piłkarska jeszcze nie funkcjonowała. Postanowiono jednak, że rozgrywki regionalne zakończą się wyłonieniem drużyn, które – w skomplikowanym systemie barażowym – powalczą o awans do pierwszej oraz dwóch grup drugiej ligi. Na Górnym Śląsku (który wówczas w strukturze administracyjnej i futbolowej nie obejmował np. Bytomia, Zabrza czy Gliwic, a więc terenów przed wojną leżących po drugiej stronie granicy) mistrzowie trzech grup klasy A stoczyli pierwszy etap bojów barażowych. Wygrał je Baildon Katowice, choć w kontrowersyjnych okolicznościach. Decydujący mecz z Naprzodem Janów skończył się już w 55 min, kiedy to sędzia Drabikowski „zawezwał na boisko dwóch milicjantów i w ich asyście odgwizdał koniec zawodów”. Gra ostra i brutalna – jak opisywał sprawozdawca – zaogniła się jeszcze w 50 min, gdy padł gol dla Baildonu. Sfaulowano jednak przy okazji obrońcę Naprzodu, Kopańskiego, a bramkarzowi Matusiakowi, leżącemu na ziemi, Krężel wykopał piłkę z rąk! „Dwóch ciężko kontuzjowanych zawodników z Janowa zniesiono z boiska, sędzia jednak bramkę uznał” – raportował „Sport”. Napastnik Naprzodu, Stawowy, dwukrotnie karany za kopnięcie rywala, nie uznał decyzji arbitra nakazującego mu opuszczenie murawy. Pomocnik Kocurek „znieważył czynnie sędziego liniowego” – ale też nie chciał zejść z boiska. Stąd wzięła się wspomniana decyzja rozjemcy o zakończeniu gry przed czasem. Bywało więc – jak widać – gorąco…

Baildon w półfinałach eliminacji centralnych zajął w swej grupie 3. miejsce – za plecami Szombierek i Pomorzanina Toruń. Nie dało mu to prawa dalszej gry o ekstraklasę, pozwoliło jednak zakwalifikować się do nowo utworzonej II ligi. Po 1. FC i Dębie stał się więc trzecim klubem z Katowic, który wywalczył prawo gry na szczeblu centralnym.

Pod batutą uczestnika MŚ!

Baildon miał w swych szeregach kilku zdolnych piłkarzy i jedną autentyczną gwiazdę: Ewalda Dytkę (na zdjęciu) – przedwojennego piłkarza Dębu, uczestnika igrzysk 1936 w Berlinie i słynnego meczu z Brazylią w finałach MŚ 1938; w 1948 Dytko był magazynierem w hucie Baildon. A kto był w kadrze II-ligowca obok niego? Trzej bramkarze o imieniu Rudolf: Szyb (rachmistrz na kop. Wujek), Gondzik (maszynista w Baildonie) i Pilot (robotnik w hucie). W gronie obrońców wyróżniał się Maks Pawłowski (kowal), również – jak Dytko – przedwojenny ligowiec Dębu, który wtedy… strzegł jego bramki! Prócz niego za defensywę odpowiadali Teodor Kowacz (urzędnik w hucie Baildon) i Jerzy Trąbka (majster w hucie). Reszta drużyny też w większości związana była z tym przedsiębiorstwem. Engelbert Kuczmera (magazynier), Alfred Poloczek (robotnik), Wilhelm Pohl i Teodor Orszulik (tokarze), Maksymilian Szymura (rewizor), Leon Loch (urzędnik), Józef Cichy i Leon Cebula (maszyniści), Rajnold Dreszer (rewizor). Z „zewnątrz” przychodzili na treningi jedynie Paweł Szpałek (konduktor PKS) oraz Paweł Krężel (buchalter w Centrali Zaopatrzenia Hutnictwa). Pieczę trenerską sprawował nad zespołem Karol Dziwisz – postać również niepoślednia. Pięciokrotny przedwojenny mistrz Polski w barwach Ruchu, dwukrotny reprezentant kraju; jeden z siedmiu braci związanych z futbolem w roli piłkarza (sześciu) lub działacza.

W II lidze katowiczanie spisywali się więcej niż przyzwoicie: w 1949 zajęli piąte miejsce w grupie południowej, rok później – drugie (!) w grupie wschodniej. Koło sportowe przy hucie Baildon – któremu podlegała drużyna – było jednak mocno zadłużone i odgórną decyzją zrzeszenia metalowców (w zrzeszeniowych strukturach funkcjonował wówczas cały sport) zostało wycofane z rozgrywek II ligi. Zastąpił je inny „branżowy” klub, Stal Starachowice…

(ciąg dalszy nastąpi)