Zapamiętam zapach krwi

Janusz PINDERA: Wciąż interesujesz się boksem ?

Przemysław SALETA: – Powiem więcej, chętnie bym jeszcze powalczył, gdyby nie kontuzjowany bark. Ten sam, który uniemożliwił mi kontynuowanie pojedynku z Tomaszem Adamkiem na Polsat Boxing Night w Łodzi, trzy lata temu. Wiem, że mam już 50 lat, ale nie czuję tego. Cały czas trenuje, a Tajlandia, gdzie mieszkam odmładza: klimat, jedzenie, uśmiechnięci ludzie, pomagają być w dobrej formie. Staram się to wykorzystywać najlepiej jak potrafię.

Ostatnio cały świat żył zakończoną sukcesem akcją ratowniczą w Tajlandii. Młodzi chłopcy i ich trener ocaleli, wydobyto ich całych z zalanej wodą jaskini. Też śledziłeś to co się tam działo ?

Przemysław SALETA: – To niesamowita historia, wszyscy o tym mówili, rozpisywały się o niej gazety, od informacji jak przebiegają poszukiwania zaginionych chłopców i ich trenera, a później na jakim etapie jest akcja ratownicza rozpoczynały się wiadomości telewizyjne. Cudem wszystko zakończyło się szczęśliwie. Imponująca była szczególnie postawa tych młodych ludzi i trenera, byłego buddyjskiego mnicha, który nad tym wszystkim zapanował, w dużej mierze dzięki technikom medytacji, których nauczył swoich zawodników.

No właśnie, to była przecież grupa młodych piłkarzy z drużyny „Dzikich Dzików”. A cała akcja przebiegała w trakcie rozgrywanych w Rosji mistrzostw świata. Oglądasz w Tajlandii przebieg mistrzowskiego turnieju ?

Przemysław SALETA: – Nie jestem kibicem piłki nożnej, nie oglądam więc mistrzostw w telewizji. Przypadkowo, będąc w restauracji, widziałem tylko pierwszą połowę meczu Polska – Japonia. Słyszałem, że nasz zespół wygrał ten mecz, ale odpadł z turnieju.

A walkę Manny’ego Pacquiao z Lucasem Martinem Matthysse będziesz oglądał ? To już w najbliższą niedzielę w Malezji. Mniej więcej ten sam czas co u Ciebie w Tajlandii …

Przemysław SALETA: – Obejrzę i jestem bardzo ciekawy w jakiej formie jest Pacquiao. Z informacji które napływają z jego obozu wynika, że znów zobaczymy młodego „Pacmana”, ale mam wątpliwości. Czas leci nieubłagalnie, nawet filipiński senator i milioner w jednej osobie, czyli Manny Pacquiao, nie jest w stanie go zatrzyma
. Z drugiej strony 39 lat, to nie jeszcze nie emerytura, zresztą w boksie to sprawa indywidualna. Jedni kończą się z dnia na dzień, inni trwają długo jak kiedyś George Foreman, a później Bernard Hopkins. Przed nami z pewnością bardzo ciekawa walka i naprawdę nie wiadomo co się wydarzy na ringu w Kuala Lumpur.

Żałujesz, że w tym roku nie dojdzie do pojedynku Deontaya Wildera z Anthony Joshuą ?

Przemysław SALETA: – Miałem nadzieję, że obie strony dojdą do porozumienia, ale nic z tego nie wyszło. I prawdę mówiąc nie wiem kto jest winien.

Na kogo byś stawiał ?

Przemysław SALETA: – Kolejny trudny temat. Obaj potrafią odpalać rakiety, ale bardziej nieprzewidywalny i potrafiący skończyć walkę pojedynczym uderzeniem jest jednak Wilder. Jak trafi czysto prawą to uśpi nawet takiego gladiatora jak Joshua. Więc chyba jemu dawałbym więcej szans.

8 września w Nowym Jorku Adam Kownacki zmierzy się w Nowym Jorku z Charlesem Martinem, byłym mistrzem wagi ciężkiej. Co sądzisz o tym pojedynku ?

Przemysław SALETA: – Martin to kawał chłopa, jest leworęczny i potrafi skontrować, a Kownacki ma spore dziury w defensywie. Ale ma też charakter do walki, odporność i zadaje ponad sto ciosów na rundę. Nie wiem czy Martin wytrzyma taką nawałnicę.

Wiem że po cichu liczyłeś na walkę Artura Szpilki z Krzysztofem Włodarczykiem, ale w tym roku na pewno jej nie będzie …

Przemysław SALETA: – Szkoda, bo to byłby medialny hit. Takie wojny, pełne złej krwi najlepiej się sprzedają.

Jeśli mówimy o krwi to sporo jej było w kwietniu w Częstochowie, na gali organizowanej przez Mateusza Borka. Siedziałeś blisko ringu, jakie wrażenia ?

Przemysław SALETA: – Jak najlepsze, obejrzałem z przyjemnością. Tomek Adamek mile mnie zaskoczył, był bardzo dobrze przygotowany, ale trochę za dużo przyjął. Inna sprawa, że zrealizował założenia taktyczne i złamał bardzo silnego Joey’a Abella. Jego długie serie i ciosy na dół naprawdę mogły się podobać. Ale nie wyciągał bym z tego zwycięstwa zbyt pochopnych wniosków. Z Anthonym Joshuą czy Deontayem Wilderem nie wygra.

Co jeszcze zapamiętasz z „Nocy Zemsty” ?

Przemysław SALETA: – A propos krwi, gdy wchodziłem na ring wręczać pas mistrza Polski wagi półśredniej Łukaszowi Wierzbickiemu czułem jej kwaśny zapach. Dawno nie widziałem tak krwawej walki i tak pokrwawionego ringu, a to był dopiero początek gali. Wierzbicki wygrał z Michałem Żeromińskim zasłużenie, a ja dałbym specjalną nagrodę cutmanowi, który poradził sobie z jego bardzo głębokim rozcięciem łuku brwiowego. Byłem przekonany, że sędzia przerwie ten pojedynek.

To wszystko jeśli chodzi o sportowe wrażenia ?

Przemysław SALETA: – Dziewczyn nie oglądałem, po prostu nie lubię kobiecego boksu, więc zrobiłem sobie przerwę. Ciekawy byłem występu Damiana Jonaka. Zimą był u mnie w Tajlandii, trenował. Można powiedzieć, że ambitnie próbował wrócić do formy, co nie było łatwe. Jak go pierwszy raz zobaczyłem po przylocie, to poznałem tylko po głosie. Ważył chyba 95 kg. No, ale Damian bardzo lubi lody. Teraz też poznałem go po głosie, bo tak schudł (śmiech). Ale z walki na walkę będzie zrzucał rdzę. W starciu z Argentyńczykiem Marcosem Cornejo zabrakło dłuższych serii, nie podstawiał odpowiednio blisko stopy pod przeciwnika, stąd te przestrzelone uderzenia. Ale on wciąż umie boksować, i jest niepokonany.

Myślałem, że będziesz na Narodowej Gali Boksu w Warszawie …

Przemysław SALETA: – Za dużo w niej było narodowego sosu, a ja tego nie lubię.

Kilka razy w roku widzimy Cię w Polsce, ale mieszkasz w Tajlandii. Co tam właściwie robisz ?

Przemysław SALETA: – Robię to co lubię. Organizuję obozy dla tych, którzy chcą poprawić swoją sprawność fizyczną. Na razie nie narzekam, są chętni, jest praca i pieniądze. Obozy Saleta Life Camp cieszą się dużym powodzeniem, ale na nich nie kończy się moja aktywność.