Zapchany stadion ŁKS

Nie ma dnia bez ciekawego meczu na stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego!


Tytuł nie sugeruje bynajmniej, że frekwencja na nowym stadionie ŁKS jest stuprocentowa, bo tylko raz, podczas otwierającego jego działalność meczu ŁKS z Chrobrym Głogów wszystkie miejsca na widowni były zajęte. Chyba nigdy i nigdzie w Polsce się nie zdarzyło, by w ciągu pięciu dni na jednym obiekcie rozegrano aż sześć (!) meczów najwyższej rangi. Nawet podczas mistrzostw Europy, bo przecież wtedy nie grano codziennie.

Jest na co popatrzeć!

W środę na stadionie imienia Władysława Króla, niewątpliwie najnowocześniejszym w tej chwili w Polsce, gościła Liga Mistrzów: Dynamo Kijów grało „u siebie” z samą Benfiką. W czwartek i w niedzielę w eliminacyjnym turnieju Ligi Mistrzyń rywalizować będą mistrzynie Polski, Belgii, Finlandii i Litwy, czyli SMS Łódź, Anderlecht, KuPS Kuopio i Gintra Szawle. W piątek w takim towarzystwie przyjdzie z kolei rywalizować o punkty w I lidze zespołom ŁKS i Ruchu, które akurat ze swoją historią i tradycją kompleksów niższości wobec Dynama, Benfiki i Anderlechtu mieć nie muszą. Do tego dodać trzeba jeszcze obowiązkowe wtorkowe treningi Dynama i Benfiki przed pucharowym meczem, trudno więc się dziwić, że administrator stadionu nie zgodził się już na „zapoznawczy” z tym obiektem mecz łódzkich mistrzyń z SMS z APLG Gdańsk w ekstraklasie pań w miniony weekend, który rozegrano na Widzewie.

– Dajcie odetchnąć murawie – woła załamany tym nadmiarem szczęścia groundkeeper z ŁKS i na pewno nie zmartwiło go to, że wrześniowy mecz Ukraina – Szkocja w Lidze Narodów odbędzie się w Krakowie, a nie w Łodzi.

Szczupła kadra

Historia polskiej ekstraklasy pokazuje, że każdy (z wyjątkiem Legii, którą tylko raz udało się rywalom „spuścić” na sezon z ligi w 1936 roku) ligowy potentat musi wcześnie czy później przejść swój czyściec. Wystarczy spojrzeć na aktualną tabelę I ligi, gdzie w ścisłej czołówce sąsiadują ze sobą (tak jak w ekstraklasowej tabeli wszech czasów) zespoły krakowskiej Wisły, Ruchu i ŁKS. Nazwy drużyn nie oznaczają oczywiście automatycznie, ze poziom meczu ŁKS z chorzowianami będzie wysoki, ale nie sposób nie zauważyć, że ranga tego meczu jest duża, bo zwycięzca (a Ruch także w przypadku remisu) zostanie liderem tabeli, przynajmniej przez 24 godziny. Piątkowy mecz odbędzie się dokładnie w 114 rocznicę powstania Łódzkiego Klubu Sportowego.

Po czterech kolejnych zwycięstwach ŁKS został zatrzymany w niedzielę w Rzeszowie. Mecz ze Stalą był wyrównany, szans bramkowych dla obu drużyn nie brakowało, a Stal wygrała zaledwie po bramce samobójczej. Chodzę na mecze bez mała 70 lat, ale takiego gola jeszcze nie widziałem. Marek Dziuba strzelił kiedyś „samobójczo” w słupek własnej bramki, a potem tłumaczył się, że chciał, żeby rogu nie było. Bartosz Szeliga go przebił: strzelił gola samobójczego z dobitki, bo gdy pierwszy raz odbita przez niego piłka zmierzała do bramki, to bramkarz ŁKS ten „strzał” obronił. Tracący równowagę obrońca po raz drugi trącił piłkę i bramkarz już nie dał rady jej zatrzymać.

ŁKS dysponuje obecnie szczupłą kadrą. Konkurencji o miejsce w składzie nie ma żadnej: w sześciu meczach grało 17 zawodników plus jeszcze czterech po kilkanaście minut. Liderują najstarsi i najbardziej doświadczeni. Kapitan zespołu Maciej Dąbrowski nie pomylił się jeszcze ani razu na środku obrony, w ataku wszystko wisi na strzałach Pirulo (trzy gole) i wątłych jeszcze barkach 18-letniego Mateusza Kowalczyka, który nie tylko dwa razy trafił do bramki rywali, ale i pokazał się z dobrej strony jako zawodnik kreatywny, tworzący okazje kolegom. Trener i kibice w dalszym ciągu czekają na przebudzenie się piłkarzy ściągniętych w przerwie letniej (Biel, Balongo, Ochronczuk, Kort) i łudzą się, że może coś trafi się jeszcze na rynku transferowym przed zamknięciem okienka z końcem sierpnia.

ŁKS grał z Ruchem już 128 razy w samej tyko ekstraklasie, ale meczów tych drużyn nie było w piłkarskim kalendarzu od 28 kwietnia 2012 roku (2:2 w Chorzowie), a w Łodzi od 5 listopada 2011 (4:0 dla Ruchu po golach Piotra Stawarczyka, Rafała Grodzickiego, Arkadiusza Piecha i Pawła Abbotta). Grał w obu wtedy jeszcze „młody Ecik”, a dziś już 35-letni weteran Łukasz Janoszka. Później oba kluby mijały się w swojej wędrówce na dno i powrocie na wyższe piętra ligowej drabiny, a teraz nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by razem wróciły do ekstraklasy.


Na zdjęciu: Jedno jest pewne – nowy i piękny stadion ŁKS jest wykorzystany!
Fot. Adrian Mielczarski/PressFocus.pl