Zapomnieli o laniu

Po laniu, jakie zawiercianom sprawił w ostatniej kolejce Cerrad Czarni Radom, ich trener, Mark Lebedew, przeciwko GKS-owi zdecydował się na dwie zmiany. Od pierwszej akcji na boisku byli atakujący Grzegorz Bociek (za Mateusza Malinowskeigo) oraz środkowy Marcin Kania (zamiast Łukasza Swodczyka). Zwłaszcza pierwsza roszada była udana. Bociek był bardzo skuteczny. W ataku popisywał się potężnymi bombami i jego „artyleryjski” pojedynek z Karolem Butrynem był ozdobą spotkania.

Gospodarze derbowe starcie z ekipą z Katowic rozpoczęli źle. Pierwszy set przegrali praktycznie na własne życzenie. Od stanu 9:9 dyktowali warunki. Po atakach Bartosza Gawryszewskiego ze środka oraz Marcina Walińskiego i Boćka na skrzydłach Piotr Gruszka, trener GieKSy, musiał prosić o przerwę. Bez skutku. Jego podopieczni wciąż wydawali się być przytłoczeni animuszem gospodarzy i głośnym dopingiem ich fanów. Warta prowadziła już 21:14. Wydawało się, że nic złego nie może się jej stać. Przyjezdni w tym sezonie już nieraz pokazali, że nie ma dla nich straconych sytuacji. Nawet jak się nie układa, walczą do końca. I te walory zaprezentowali w Zawierciu. Sygnał do odrabiania strat dał Tomas Rousseaux. A potem nastąpił koncert na zagrywce Bartłomieja Krulickiego. Gdy miejscowym wreszcie udało się skutecznie odebrać jego serwis na tablicy wyników było tylko 21:20. I zdenerwowani uciekającą szansą na szybki sukces, w końcówce kompletnie się pogubili. Grali bardzo nerwowo, co przekładało się na ich dokładność. Michał Masny, rozgrywający Warty, zamiast skupić się na gubieniu bloku rywali, biegał za piłką, by w ogóle ją podbić. Mimo problemów miejscowi mieli dwie piłki setowe, ale je zmarnowali. Gdy katowiczanie otrzymali taką szansę, nie wypuścili jej z rąk.

Zmarnowanie takiej przewagi wybiłoby nie jedną drużynę z uderzenia. Zawiercianie wytrzymali napięcie. Wprawdzie na początku każdego z setów górą byli przyjezdni – 13:10 w drugiej partii, 4:2 w trzeciej i 7:5 w czwartej – ale czym bliżej było końca, tym ich przewaga była coraz większa. Katowiczanie łatwo jednak pola nie oddali. Twardo walczyli o każdy punkt. Nie mieli jednak wystarczających argumentów. Skuteczny Butryn oraz trzymający równy poziom Dominik Depowski i Rousseau to było zbyt mało.

Najwięcej emocji było w ostatniej, czwartej odsłonie. Przy stanie 22:21 dla Warty, goście mogli wyrównać. Mieli dwie piłki w górze. Popełnili jednak fatalne błędy. A Warta ma doświadczonych zawodników, którzy takich wpadek nie wybaczają. Z zimną krwią je wykorzystali i za trzecią piłką meczową zakończyli spotkanie. W roli egzekutora wystąpił niezawodny Bociek.

Dodajmy, że na początku trzeciego seta kontuzji doznał Kamil Semeniuk, który od początku sezonu prezentował wysoką formę. Kulejąc opuścił boisko i już nie pojawił się na nim. Na razie nie wiadomo, jak poważny jest uraz. Okaże się to po badaniach lekarskich.

Aluron Virtu Warta Zawiercie – GKS Katowice 3:1 (25:27, 25:22, 25:18, 25:23)

ZAWIERCIE: Masny (3), Waliński (16), Gawryszewski (7), Bociek (21), Semeniuk (9), Kania (7), Koga (libero) oraz Dosanjh, Swodczyk, Żuk (6), Malinowski. Trener Mark LEBEDEW.

KATOWICE: Fijałek (1), Depowski (13), Krulicki (8), Butryn (19), Rousseaux (10), Kohut (8), Mariański (libero) oraz Woch, Sobański, Krzysiek (6), Ogórek (libero). Tener Piotr GRUSZKA.

[Sędziowali] Marcin Weiner (Mysłowice) i Jacek Broński (Murowana Goślina). Widzów 1500.

Przebieg meczu
I: 10:9, 15:11, 20:13, 24:25, 25:27.
II: 7:10, 15:14, 20:19, 25:22.
III: 10:9, 15:12, 20:17, 25:18.
IV: 10:9, 13:15, 20:18, 25:23.
Bohater – Michał MASNY.