Zapraszamy na stadiony. Niech żyje lokalność

Pamiętając trudy, znoje i uzyskiwane nieraz w mękach jednobramkowe zwycięstwa Ruchu Chorzów w 3 lidze – tak niedawno, ledwie wiosną 2021 roku – trudno było mi w ostatnich dniach oswoić się z widokiem tabeli zaplecza ekstraklasy po 9 kolejkach, której tenże Ruch przewodził.

Nie mam wątpliwości, że to stan tymczasowy i „Niebieskich” czekają jeszcze znacznie trudniejsze chwile, ale pułap, z którego przystąpią do dzisiejszej „Świętej Wojny” z sosnowieckim Zagłębiem, to takie docenienie przez los piłkarskiej normalności. Prezes Seweryn Siemianowski mówi wprost, że już w 2 lidze płacowo jego klub plasował się w dolnej części stawki, teraz jest na jej szarym końcu.

Przy Cichej latem doszło niemalże do rewolucji, ale jedno się nie zmieniło: to nadal drużyna swojskich chłopaków, tak jak w tych niedawnych III-ligowych czasach, którzy doceniają miejsce, w jakim się znaleźli, a trener Jarosław Skrobacz – w końcu Ślązak – bez trudu mógłby wystawić na boisko śląską jedenastkę. Przypadek Ruchu dowodzi, że nawet działając z mocno ograniczonym budżetem da się skompletować niezłą drużynę, którą będą lubić kibice, bez tego okrągłego gadania o potrzebnie aklimatyzacji itd.

Na drugim biegunie 1 ligi znajduje się Podbeskidzie. Estonia, Haiti, Hiszpania, Bułgaria, Argentyna, Francja, Turcja, Kamerun – to ojczyzny zawodników, którzy ostatniej niedzieli zagrali w bielskich barwach i zasłużenie dostali w trąbę od… Ruchu. Niech żyje lokalność!


Fot. Rafał Rusek/PressFocus