Zapraszamy na stadiony. Ostatnie życzenie dla prezesa

Pożegnanie Marcina Jaroszewskiego z Zagłębiem to coś, z czym należało się liczyć od dłuższego czasu.


Trudno było oprzeć się wrażeniu, że prezes gaśnie, a to, co działo się w klubie, było jego odbiciem. Przez większość swojej 8-letniej prezesury – niegryzący się w język, przekonany o wielkiej wartości sosnowieckiej ekipy, wręcz bezczelny, ale jednocześnie mrużący oko wtedy, kiedy trzeba i rozumiejący, że pracuje poniekąd w branży rozrywkowej. Takie było też Zagłębie – bezczelne, wygrywające wiele meczów w szalony sposób, niepatyczkujące się z nikim, aż wreszcie świętujące awans do ekstraklasy, do której droga wiodła przez wiele lat spędzonych na poziomie rozgrywkowym nr 3. Po szybkim spadku z elity coś się jednak skończyło.

Jaroszewski sam przyznawał, że powinna być wprowadzona kadencyjność prezesów, że chyba pełni swoją funkcję zbyt długo. Tak jak on mógł sprawiać wrażenie wypalonego, tak nijaki stawał się zespół i klub, nadto przywiązany do niektórych „swoich” nazwisk, czy rozwiązań, zaś prezydent Arkadiusz Chęciński stał w rozkroku między wolą odświeżenia spółki a brakiem pomysłu na powierzenie jej komuś mniej zaufanemu, komuś bardziej z zewnątrz. Jestem szalenie ciekaw efektów zmian, a Marcinowi Jaroszewskiemu życzę, by za rok z należytym dystansem i szczerą radością wszedł na nowy stadion. Już w roli kibica i pełen prawdziwej, a nie toksycznej miłości do Zagłębia i jego spraw.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus