Zapraszamy na stadiony. Wióry lecą…

Coraz częściej jesteśmy świadkami meczów, w których nie bierze się jeńców. Wiadomo, że piłkarze z krwi i kości niechętnie odstawiają nogę, ale tzw. ambicja powinna mieć granice… zdrowego rozsądku.


Tymczasem w minionej (wtorkowo-czwartkowej) kolejce niektórzy piłkarze byli do przesady nadgorliwi, a wiadomo, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc mieliśmy „wysyp” kontuzji. Niektóre były przypadkowe, choć nie wszystkie…

W meczu Zagłębia Sosnowiec z GKS-em Tychy pech dopadł dwóch piłkarzy gospodarzy. W powietrznym pojedynku z Krzysztofem Wołkowiczem ucierpiał Dominik Jończy, który doznał złamania kości nosowej z przemieszczeniem. Więcej szczęścia miał Maksymilian Rozwandowicz, który po starciu z Nemanją Nediciem został zniesiony na noszach, ale „tylko” założono mu kilka szwów na rozcięty łuk brwiowy.

Kacper Duda z Wisły Kraków „wyeliminował” Adriana Błąda, który doznał kontuzji stawu skokowego. Nie ukrywał swojego oburzenia po meczu z ŁKS-em Łódź trener Puszczy Niepołomice Tomasz Tułacz, który stracił swojego najlepszego snajpera (3 bramki), Lucjana Klisiewicza.

– Jestem zbulwersowany sytuacją, w której doświadczony zawodnik popełnił brutalny faul na naszym młodym piłkarzu – powiedział niespełna 53-letni szkoleniowiec. Dodajmy, że winowajcy włos nie spadł z głowy, bo tak należy potraktować tylko żółtą kartkę dla niego.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus