Zaprogramowany na sukces

Wtedy, w ostatniej kolejce sezonu 2014/15, ówczesny trener Piasta Radoslav Latal wystawił 17-latka w pierwszym składzie na mecz z Cracovią. Gliwiczanie przegrali 0:3, a „żółtodziób” został zmieniony w przerwie. Bolesny cios dla młodziana… – Może i dobrze, że tak wyszło z tym nieudanym debiutem w ekstraklasie – wraca pamięcią w przeszłość nasz bohater. – Dostałem „strzała” w twarz i może dobrze mi to zrobiło. Ponad rok nie było mnie na treningach pierwszej drużyny, ale udało mi się wrócić. Jestem wychowankiem Piasta i dorastałem w trudnych warunkach. Miałem 16, 17 lat i trenowałem z pierwszą drużyną. Dla mnie to było jak zderzenie ze ścianą. Wtedy był to bardziej doświadczony zespół niż teraz – przyznaje Patryk Dziczek, którego na powierzchnię wyciągnął z kolei trener Dariusz Wdowczyk. – Najważniejszy moment był wtedy, gdy dostałem drugą szansę w ekstraklasie. Bo ten pierwszy raz był nieudany – mówi pomocnik.

Gdyby nie najbliżsi…

W momencie bolesnego upadku łatwo jest już się nie podnieść. Zwłaszcza, gdy się jest tak młodym i niedojrzałym. Dziczkowi udało się wrócić, za co jest bardzo wdzięczny kilku osobom. – Udało mi się wrócić tylko i wyłącznie dzięki moim rodzicom, czy mojej dziewczynie, bo oni powtarzali mi, żebym się nie poddawał i walczył. Gdyby nie to, tak daleko bym nie zaszedł. Pomogli mi w trudnych chwilach, ale teraz też mi powtarzają, żeby być lepszym, trzeba robić więcej od innych – opowiada „Dziku”. – Pracowałem też z trenerem mentalnym przez pół roku, ale później stwierdziłem, że sam wiem czego chcę i jakie powinno być odpowiednie nastawienie. Zawsze na końcu wszystko zależy od ciebie, jeśli w głowie nie ma porządku, planu i motywacji, to trudno osiągnąć sukces. Ważny jest też charakter, a ja taki mam, że ciągle chcę pracować, coś poprawiać, udoskonalać. Zawsze są rezerwy i mankamenty do wyeliminowania.

Młody pomocnik Piasta ma w głowie plan na swoją dalszą karierę Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

Mistrzostwa wizytówką

Wydaje się, że najgorsze 20-latek ma już za sobą. Teraz potrzebna jest tylko dalsza ciężka praca. Z rundy na rundę Dziczek znaczy coraz więcej nie tylko w drużynie Piasta, ale także w reprezentacji Polski do lat 21. – Za mną fajny okres, bo gram regularnie, na horyzoncie są młodzieżowe mistrzostwa Europy we Włoszech. Oczywiście o ile się załapię do kadry, bo wiosną trzeba grać w lidze. Teraz celem jest jak najlepsza gra w Piaście, a wysokie miejsce naszej drużyny z pewnością pomoże także i mnie. Ważne będzie też zdrowie – opowiada wychowanek gliwiczan, który imponuje zdroworozsądkowym podejściem do swoich występów. – Wiem, że nie można się zachłysnąć jednym czy dwoma udanymi meczami w lidze. Jeżeli chce się osiągnąć progres i sukces, to trzeba utrzymać formę przez cały sezon.

Wiadomo, że mogą zdarzyć się słabsze mecze, ale trzeba umieć z nich wyciągnąć wnioski. Nie ma co się podniecać jednym golem. Trzeba dalej ciężko pracować i iść do przodu – mówi jak zaprogramowany. Wspomniana kadra i awans na młodzieżowe Euro 2019, dała pomocnikowi śląskiego klubu kolejny zastrzyk pewności siebie. – Cieszę się, że trener Michniewicz daje znaki, że jest ze mnie zadowolony. Nie tylko ja mogę to odczuwać, bo trener jeździ obserwuje, kontaktuje się. Przed dwumeczem z Portugalią byliśmy skreślani. Jak mierzyć się to z najlepszymi. Teraz też wszyscy mówią, że na mistrzostwach trafiliśmy do grupy śmierci (Włochy, Hiszpania, Belgia – przyp. red.). Według mnie nic lepszego nie mogło nam się trafić. Jestem zadowolony i nasza forma na mistrzostwach będzie zależała od nas – podkreśla Dziczek i dodaje. – Wpadki z Wyspami Owczymi też wyszły nam na dobre, bo musieliśmy się zmobilizować i nie patrzeć się na innych.

Język to podstawa

Dziczek doskonale wie, jaką ścieżką ma iść i jakie etapy ma do pokonania. Plan jest klarowny, ale czy prosty, to już pokaże przyszłość. – Moje marzenia są takie, żeby wyjechać zagranicę i tam się dalej rozwijać. Tak powinna wyglądać droga każdego zawodnika. Najpierw przebić się do pierwszego składu rodzimego klubu, rozwinąć się i iść dalej – mówi, ale gdy pytamy go czy ten newralgiczny moment wyjazdu z rodzinnych Gliwic nadejdzie tego lata, odpowiada. – Na ten moment nie chcę wybiegać w przyszłość. Na razie skupiałem na przygotowaniach do wiosny, teraz zależy mi na jak najwyższym miejscu Piasta w ekstraklasie. Mój plan ma swoje etapy, które się ze sobą łączą i jedno wynika z drugiego. Walczę o miejsce w składzie Piasta, to ma być przepustką na czerwcowy turniej. Mój plan ma swoje etapy, które się ze sobą łączą i jedno wynika z drugiego.

Nie jest też tak, że Patryk leży w łóżku i rozmyśla, gdzie chciałby trafić. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, chce być na ten krok przygotowany. Stąd myśli nie tylko o rozwoju piłkarskim, ale i… językowym.– Co do przygotowań do wyjazdu, to wziąłem się za naukę języka angielskiego, bo komunikacja to podstawa. W Piaście mam spore możliwości, bo mamy wielu piłkarzy posługujących się angielskim, Tom Hateley jest rodowitym Brytyjczykiem. Dlatego w Turcji miałem książki i zeszyty do nauki i robiłem zadania w wolnych chwilach. Po powrocie z obozu załatwiłem sobie prywatne lekcje, będę je miał dwa razy w tygodniu. Samodyscyplina i chęci są najważniejsze. Na początku trzeba przełamać barierę wstydu.

W szkole było tak, że jak ktoś coś palnął, to wszyscy się śmiali. Teraz jest inaczej i lepiej można się nauczyć języka – przyznaje Dziczek, który podpatruje najlepszych i od lat ma słabość do zawodników Barcelony. – Xavi, Andres Iniesta czy Sergio Busquets. To ich podpatrywałem i starałem się naśladować. Ich poruszanie się po boisku i inteligencja są na najwyższym poziomie. Każdy z nich miał cechy, które mogę zaczerpnąć i wykorzystywać na swojej pozycji. W dzisiejszych czasach wpisujesz sobie ich nazwiska i masz filmiki z ich najlepszymi zagraniami, możesz sobie zatrzymać i odtwarzać kawałek po kawałku – kończy 20-letni talent z Piasta.

 

Na zdjęciu: Patryk Dziczek wie, że ekstraklasa to tylko przystanek na drodze do wielkiej piłki