Zaprzepaszczona szansa Rakowa

Raków Częstochowa zremisował z Cracovią czym skomplikowali sobie rywalizację o mistrzostwo Polski.


Częstochowianie nie mieli łatwego zadania. By wygrać z Cracovią musieli wynieść się na wyżyny szczególnie, że poprzednie rywalizacje z krakowianami nie szły po myśli Rakowa. Podopieczni Marka Papszuna mieli dodatkowo utrudnione zadanie poprzez brak Andrzeja Niewulisa, Marcina Cebuli, ale przede wszystkim Deiana Sorescu, który podobnie jak wcześniej wymienieni nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych.

Solidny początek

Mimo początkowych problemów Raków przejął inicjatywę i próbował przełamać defensywę Cracovii. Swoje okazje mieli choćby Mateusz Wdowiak czy Ivan Lopez. Brakowało jednak wykończenia. Goście z Krakowa skutecznie się bronili, choć również mieli problemy. W 21 minucie boisko opuścił Jewgen Konoplanka. Był to kolejny kłopot ofensywy, która nie stworzyła sobie dogodnej sytuacji bramkowej. W defensywie radzili sobie jednak nad wyraz dobrze.

Wszystko co dobre dla Cracovii skończyło się w 38 minucie. Wówczas piłkę w pole karne dośrodkował Ben Lederman. Przy wybiciu pomylił się Cornel Rapa. Piłka spadła na głowę Vladislavsa Gutkovskisa, który dobił piłkę do bramki Cracovii. Łotysz mógł jeszcze podwyższyć prowadzenie w końcówce pierwszej połowy. Mimo dobrej sytuacji uderzył wysoko nad poprzeczką.

Znów ten Kakabadze

Po przerwie częstochowianie mieli swoje sytuacje na podwyższenie prowadzenia. Wdowiak zdobył nawet gola, jednak bramka nie została uznana przez spalonego. Raków nie dał rady podwyższyć prowadzenia, za to Cracovia doprowadziła do wyrównania. Otar Kakabadze będzie śnił się częstochowianom po nocach. W poprzednim spotkaniu obu ekip zdobył decydującego gola. W Częstochowie dograł piłkę do Sergiu Hancy, który pokonał Vladana Kovaczevicia.

Sytuacja Rakowa była daleka od idealnej. Częstochowianie musieli wygrać mecz, aby utrzymać prowadzenie w lidze niezależnie od Lecha. Problem w tym, że coraz mniej wskazywało na to, by podopieczni trenera Papszuna mieli zdobyć decydującą bramkę. Szkoleniowiec gospodarzy długo czekał ze zmianami. Poza wprowadzeniem Wiktora Długosza w miejsce bezbarwnego Fabio Sturgeona nikt z rezerwowych nie pojawił się na murawie, a czas płynął nieubłaganie.

Nerwówka bez happy-endu

Częstochowianie naciskali, jednak brakowało im sił i pomysłu na ratowanie wyniku. Trener Papszun próbował odwrócić losy meczu wprowadzając do gry Jakuba Araka, Władysława Koczrgina i Waleriana Gwilię. Pierwszy z wymienionych miał bardzo dobrą sytuację w polu karnym. Świetnie przyjął piłkę, jednak uderzył niecelnie.

Końcówka spotkania była niezwykle emocjonująca. Raków napierał na Cracovie i próbował przełamać jej defensywę. Goście z kolei zacięcie się bronili. Wszyscy obecni na stadionie ostatnie minuty obserwowali na stojąco. W polu karnym także zaczęło się gotować. W pewnym doszło nawet do spięcia między zawodnikami obu stron. Ostatecznie Raków nie dał rady zdobyć bramki i tylko zremisował z Cracovią. W tunelu było słychać krzyk wielkiej wściekłości trenera gospodarzy. Nie ma co się dziwić – częstochowianie zaprzepaścili szansę na zwycięstwo i większy spokój w ostatnich dwóch meczach sezonu.


Raków Częstochowa – Cracovia 1:1 (1:0)

1:0 – Gutkovskis, 38 min (bez asysty), 1:1 – Hanca, 62 min (asysta Kakabadze)

RAKÓW: Kovaczević – Tudor, Petraszek, Arsenić – Sturgeon (46. Długosz), Papanikolaou, Lederman (84. Gwilia), Kun – Wdowiak (85. Koczergin), Gutkovskis (82. Arak), Lopez (90+3. Musiolik). Trener: Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Trelowski, Krzyżak, Sapała, Czyż, Musiolik.

CRACOVIA: Hroszszo – Rodin, Ghita, Jablonsky – Rapa, Konoplanka (21. Hanca), Rasmussen, Siplak (60. Kakabadze) – Myszor (90+2. Ogorzały), van Amersfoort, Rakoczy (60. Rivaldinho). Trener: Jacek ZIELIŃSKI. Rezerwowi: Niemczycki, Loshaj, Rocha, Lusiusz.

Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 5500. Żółte kartki: Papanikolaou (24. faul), Tudor (71. próba wymuszenia faulu), Petraszek (90+5. dyskusje z arbitrem) – Jabłoński (49. faul), Rakoczy (55. faul)

Piłkarz meczu: – Sergiu HANCA


Na zdjęciu: Raków zmarnował okazję, by utrzymać bezpieczny dystans nad Lechem Poznań.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus