Zatrważająca niemoc GieKSy

GKS Katowice przestał strzelać gole z ataku pozycyjnego, czyli w stylu, jaki preferują i jaki powinien ich cechować. – Nasza gra musi zmienić się o 180 stopni – nie kryje Arkadiusz Woźniak, jeden z najbardziej doświadczonych zawodników II-ligowca.

W ofensywie drużyna z Bukowej zupełnie się zablokowała, a pierwszy mecz sezonu – wyjazdowy z Garbarnią Kraków – zamiast wstrzyknąć kibicom dawkę optymizmu, spotęgował tylko niepokój. Dobre wrażenie po jedynym tego lata sparingu, efektownie (5:1) wygranym z GKS-em 1962 Jastrzębie, prysło jak mydlana bańka. GKS w Krakowie zagrał bezbarwnie, przegrał 0:1 i pożegnał się z Pucharem Polski.

8 meczów, 7 goli

Ten mecz przywołał demony z ostatnich tygodni poprzedniego sezonu, które przesądziły, że nie skończył się awansem. GieKSa przestała strzelać gole po ataku pozycyjnym. Stwarza też dzięki niemu coraz mniej sytuacji. To o tyle zatrważające, że właśnie taki sposób gry wpaja swoim zawodnikom trener Rafał Górak.

Nie dość, że nie ma oczekiwanego progresu, to na razie – patrząc na statystyki – można wręcz mówić o regresie. Biorąc pod lupę 8 ostatnich spotkań GieKSy o stawkę, żadnej bramki nie zdobyła z ataku pozycyjnego! Poprzednio ta sztuka udała jej się 27 czerwca we Wronkach.

W 88 minucie przegranego (2:3) meczu z Lechem II Poznań z prawej strony dośrodkował Marcin Urynowicz, piłki nie zdołał złapać golkiper rywali, a z jego błędu skorzystał Dawid Rogalski, którego – nota bene – dziś już w GKS-ie nie ma. Nie przedłużono z nim umowy, wylądował w Resovii i w odróżnieniu od byłych kolegów będzie grać w I lidze.

Po wizycie we Wronkach katowiczanie w 8 występach strzelili 7 goli. Dwa – z rzutów karnych (1:2 z Górnikiem Polkowice, 1:1 z Resovią), jednego – z kontry (1:1 z Widzewem) trzy po rzutach rożnych (2:1 z Elaną, 2:0 w Siedlcach – dwukrotnie) i jednego po rzucie wolnym (2:1 z Elaną). Ze Stalą Stalowa Wola czy Stalą Rzeszów nie wpadło nic. Posucha…

Nie będą ich atakować

Pytaliśmy o to po zakończeniu poprzedniego sezonu trenera [Rafała Góraka]. – Gdy grasz w ataku pozycyjnym i zdobywasz pierwszy bramkę, masz ogromną przewagę, bo przeciwnik musi zaatakować. Wszyscy w tej lidze grali przeciwko nam tak, że cofali się, oddawali inicjatywę, mówili: „grajcie!”. Jeśli nie strzelaliśmy gola na 1:0, a czynił to rywal, robiły się problemy, a działo się tak często.

Wynikało to najczęściej z naszej słabszej postawy w defensywie przy stałych fragmentach gry, indywidualnych błędów. Nasza drużyna była skazana na budowanie ataku pozycyjnego w kierunku 9-10 zawodników przeciwnika. Wiele z tych meczów mogło zupełnie inaczej wyglądać. Obejmując prowadzenie jestem przekonany, że sporo strzelalibyśmy z kontrataku.

No, ale niestety… To nam ciążyło, zbyt często nie potrafiliśmy trafić do siatki jako pierwsi. Trzeba zdawać sobie sprawę, że mało kto będzie chciał zaatakować nas jako pierwszy. Mądrość, wiedza taktyczna, umiejętność prowadzenia meczu musi nam dać takie środki, byśmy byli w stanie proponować na boisku coś innego. Być może zabrakło nam pewnego rodzaju alternatywy. By drużyna wedle zasad mojej pracy chłonęła wiedzę, stale się rozwijała, 10 czy 12 miesięcy to jednak czas zbyt krótki – tłumaczył szkoleniowiec ekipy z Bukowej.

Złapać się za gęby

Latem klub zakontraktował dobrze znanych Górakowi zawodników Elany Toruń, skrzydłowego Dominika Kościelniaka czy napastnika Filipa Kozłowskiego, którzy dobrze czują się w ataku pozycyjnym i powinni podnieść wartość GKS-u, ale w sobotę w Krakowie nie było to jeszcze widoczne.

Drużyna zagrażała rywalom z rzadka i głównie po… stałych fragmentach gry egzekwowanych przez Adriana Błąda. – Słabo graliśmy, nie ma żadnego usprawiedliwienia. Słabo wykorzystywaliśmy błędy rywali. Odpadliśmy, okazaliśmy się słabsi. To nie byliśmy my… – smucił się [Arkadiusz Woźniak], jeden z najbardziej doświadczonych graczy, ale na nieszczęście dla kibiców można sparafrazować, że to właśnie „byliśmy my”, czyli taki GKS, jaki wyrył się w najświeższą pamięć jego sympatyków.

Na wyciąganie większych wniosków i rozliczenia przyjdzie czas. Nastroje powinny być odmienne już w niedzielne popołudnie. Katowiczanie znów zagrają na stadionie Garbarni, tyle że z Hutnikiem. Beniaminek, dostosowujący dopiero swój obiekt do wymogów szczebla centralnego, w sparingach tracił worki bramek ze śląskimi III-ligowcami, Ruchem czy Polonią, dlatego trudno przypuszczać, by nie dała mu rady GieKSa. Schody pewnie zaczną się później.


Czytaj jeszcze: GieKSa to niepucharowa drużyna

– Trzeba wziąć się w garść, złapać za gęby i zacząć wyrywać punkty. Nie mogą nam uciekać takie mecze, jak ten z Garbarnią. Wiadomo, to był Puchar Polski, ale chcieliśmy wygrywać, by zajść jak najdalej. Wypadliśmy słabo. Nie ma co mówić, że nie wykorzystaliśmy szans, bo mieliśmy w tym meczu może jedną czy dwie. Pozostała nam liga. Musimy zmienić naszą grę o 180 stopni, bo Hutnik się przed nami nie położy i nie odda punktów. Musimy dobrze grać w piłkę i pracować na maksimum zaangażowania – podkreśla Arkadiusz Woźniak.


8 MECZÓW bez gola z „klasycznej” akcji ma na koncie GieKSa, która trafia ostatnio tylko z kontry albo po stałych fragmentach gry. To już ponad 720 minut!

Na zdjęciu: By mogły padać bramki, potrzebne jest pełne zaangażowanie i walka o każdą piłkę…

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus