Zbigniew Boniek: Gdzie wielka polska piłka, tam i Śląsk

Z okazji obchodów 100-lecia Śląskiego ZPN zawitał pan na Śląsk.
Zbigniew BONIEK: Byliśmy od piątku, opiekował się nami prezes Kula. Już w piątek było bardzo miło, zjedliśmy wspólną kolację, z tradycyjnymi śląskimi daniami. Pamiętam, gdy byłem tu, kiedy Stadion Śląski nie był jeszcze wykończony. Mówiłem, że jeśli tylko to się stanie, to PZPN na pewno o nim nie zapomni i będą tu rozgrywane mecze reprezentacji narodowej. Niektórzy myśleli, że to kiełbasa wyborcza. Drugiego dnia czytałem, że to element kampanii.

Teraz przed kadrą czwarty mecz na zmodernizowanym Śląskim. Podejmowaliśmy tu Koreę, Włochów i Portugalię, a 31 marca zmierzymy się towarzysko z Ukrainą.
Zbigniew BONIEK: Przyjechać na Stadion Śląski – to znaczy znaleźć się w regionie, gdzie czuje się piłkę i w którym rozwijała się przez wiele lat. Ten stadion to dom historii polskiego futbolu, odbyło się tu wiele ciekawych zdarzeń. PZPN zawsze przyjeżdża tu z wielkim entuzjazmem. Co mnie uderza – to czystość, dbałość o cały ośrodek. Dziękuję prezesowi Widerze, który się nim opiekuje.

Czy Stadion Śląski mieści się w planach PZPN na kolejną edycję Ligi Narodów?
Zbigniew BONIEK: Wiemy dobrze, że mecze reprezentacji Polski możemy rozgrywać na pięciu stadionach: w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie i na Śląskim. Nie mamy innej możliwości, musimy się poruszać na określonym poziomie. 3 marca czeka nas losowanie Ligi Narodów. Zobaczymy, z kim zagramy, w jakich terminach. Mecze w Polsce czekają nas we wrześniu, październiku i listopadzie. Po jednym. Wtedy podejmiemy decyzję. Nasze relacje ze Śląskim ZPN są bardzo dobre. Sekretarz generalny zdzwoni się z prezesem Kulą i zobaczymy, jakie są możliwości, by coś jesienią na Śląskim się działo. Nie chcę składać deklaracji – to niepotrzebne, nie jestem politykiem – ale powiem, że na koniec będzie dobrze.

Zobacz jeszcze: Na Stadionie Śląskim już podgrzewają murawę

Jakie są pańskie skojarzenia ze świętującym 100-lecie Śląskim ZPN-em?
Zbigniew BONIEK: One są bardzo głębokie. O historii śląskiego futbolu można mówić długo. Śląsk był i jest zawsze tam, gdzie wielka polska piłka. Nie można sobie wyobrazić reprezentacji bez śląskich piłkarzy. Tak było w przeszłości, tak jest i teraz, by wspomnieć o Kamilu Gliku. Przeszliście wiele przeobrażeń, kiedyś był mecenat górnictwa, przemysłu, a potem kryzys. Dziś uwarunkowania są inne, ale gdyby wziąć pod uwagę liczbę drużyn grających na poziomie ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi, to wychodzi na to, ze Śląski ZPN nadal ma ją największą spośród wszystkich wojewódzkich związków.

Jakie widzi pan wyzwania przed śląską piłką?
Zbigniew BONIEK: To raczej pytanie do prezesa Kuli i klubów, które są podmiotami niezależnymi. My jako PZPN nie mamy wpływu na działalność żadnego z nich. Śląski ZPN to wiele projektów, przede wszystkim dotyczących masowości, rozwoju piłki, pomagających w tym, by jeszcze większa część młodego społeczeństwa garnęła się do uprawiania sportu. Piłka nożna jest motorem napędowym dla innych dyscyplin. Dzieci, które zaczynają grać w piłkę, w 70-80 procentach odchodzą do innych dyscyplin – biegania, siatkówki, koszykówki. Musimy dbać, by miały dobry rozwój.

Kiedyś nie było to konieczne, bo proza codziennego życia powodowała, że spędzało się po kilka godzin na podwórku. Dziś tego nie ma. A sport profesjonalny? My jako PZPN czy Śląski ZPN nie jesteśmy odpowiedzialni za politykę działalności klubów zawodowych. One robią to, na co mają ochotę, w ramach własnego budżetu, pieniędzy, władz. Zarządzają tym, jak im się podoba, oczywiście w zgodzie z regulaminami, które my tworzymy.


Zobacz jeszcze: Bitwa o kształt ligi



W ostatnich dniach zarząd PZPN uchwalił kolejną reformę ekstraklasy, która od sezonu 2021/22 będzie liczyć 18 klubów i 34 kolejki.
Zbigniew BONIEK: To najbardziej rozsądne wyjście. Polska piłka klubowa, jeśli chodzi o jej postrzeganie, jest na bardzo niskim poziomie. Z prostej przyczyny: nie odnosimy żadnych sukcesów na poziomie europejskim. Gdybyśmy wprowadzali drużyny do Ligi Europy, Ligi Mistrzów, odbiór byłby zupełnie inny. Żaden format rozgrywek nie zmieni poziomu. Poziom a forma – to coś zupełnie innego. Uważamy, że w takim kraju jak Polska, w którym idziemy do przodu pod względem bazy, trzeba zapewnić klubom normalność. Liga będzie normalna. 34 kolejki, mecz, rewanż – to jeden z fundamentów dalszego rozwoju piłki klubowej.

Spowodowany był również apelem samych klubów, które nie chciały dalej grać w takiej 16-zespołowej lidze. Powtarzam jednak: niech nikt nie myśli, że to coś zmieni pod względem poziomu sportowego. On pójdzie w górę, jeśli będą ludzie z lepszą koncepcją, lepiej kupujący piłkarzy, lepiej przygotowujący ich do gry, z lepszym managementem. Często używa się stwierdzeń: „A Czesi, Słowacy, Bułgarzy potrafią!”. W 90 procentach poziom jest wyższy u nas, tyle że tam są jedna-dwie drużyny flagowe – i reszta przeciętnych. A u nas są tylko przeciętne, flagowych brak.


Zobacz jeszcze: Ligowiec. Szkoła znęcania się


18-zespołowa liga będzie lepsza?
Zbigniew BONIEK: Nie tyle lepsza, ile normalna. Posłużmy się przykładem z ubiegłego roku. Mistrz Polski wywodzi się ze Śląska. Piast Gliwice po podziale na grupy miał 7 punktów straty do Legii, a potrafił to odrobić. Wisła Kraków, która po 30 kolejkach plasowała się na 9. miejscu, już nie mogła odrobić 6 punktów do czwartej Cracovii. Wydaje mi się, że piłka w każdym poważnym kraju musi opierać się na normalności. Mistrzem powinna być drużyna, która jest najlepsza przez dziewięć miesięcy, a nie jeden. Będę stale powtarzał, że zmiana formatu rozgrywek nie spowoduje zmiany poziomu. O tym decyduje management, ludzie, mądrość kupowania piłkarzy, inwestowania w Polaków, umiejętna taktyka i wiele innych kwestii.

Z waszego województwa wywodzi się taka drużyna, jak Raków Częstochowa, która w tym sezonie w żadnym meczu nie grała na własnym boisku. Gdyby zrobić dzisiaj przetarg na piłkarzy Rakowa, to podejrzewam, że zainteresowanie wzbudziłby jeden, może dwóch. Okazuje się jednak, że grają fajną piłkę, są zorganizowani, odpowiednio wyglądają taktycznie i fizycznie. Czyli jeśli jest dobry właściciel, prezes, trener, to zrobienie piłki nie jest żadnym problemem.

Dziś nasza piłka klubowa jest w marazmie pod względem rozgrywek europejskich, ale wystarczy tylko pomyśleć, zrobić dobre zakupy, mieć odpowiednią strategię – i w przeciągu roku, dwóch, to można odbudować. Chcemy zacząć od normalności. Kluby nie chciały grać dalej w obecnym systemie. System z 18 zespołami jest alternatywny. Z 296 meczów przechodzimy na 306. Mam nadzieję, że nikt nie będzie już przy tym grzebał przez najbliższych 20 lat.

Zobacz jeszcze: Górna ósemka jest w zasięgu Rakowa Częstochowa?

Dobiega końca pańska prezesura w PZPN. Start w wyborach ogłosił w ostatnich dniach Marek Koźmiński.
Zbigniew BONIEK: Nie ma ludzi niezastąpionych. W październiku będziemy mieli nowego prezesa, ale to już nie mój problem. Moim problemem jest to, by w jak najlepszej kondycji doprowadzić PZPN do października. W odpowiednim momencie podsumuję to, co robiliśmy przez osiem lat. Następcy będą mogli kontynuować, ulepszać to, nad czym pracowaliśmy.

Gdy zwołamy konferencję i pokażemy, co było w 2012 roku, a co jest teraz, to dojdziemy do wniosku, że na każdym polu została wykonana gigantyczna praca. Mamy 20-30 programów, które realizujemy. Tu są największe rezerwy. Zobaczymy, kto wystartuje w wyborach. Natomiast na razie zgłosił się tylko Koźmiński i nie wiem, czy będą inni. Słyszę różne nazwiska, ale nie chcę spekulować. Mnie jako Zbigniewa Bońka już to nie interesuje.

Czy po gali Śląskiego ZPN miał pan w planach wizytę w Gliwicach na meczu Piasta z Cracovią?
Zbigniew BONIEK: Rozmawiam z wami, ale patrzę w telefon. Moja córka jest na oddziale położniczym, za chwilę urodzi mi się czwarty wnuk. Dlatego po sobotniej gali uciekam do Warszawy, a w niedzielę rano lecę do Londynu, w którym mieszka moja córka.


Zobacz jeszcze: Rozmowa z Henrykiem Kulą, prezesem ŚlZPN