Boniek: Nie udała nam się piłka klubowa

Zbigniew Boniek w pierwszej części wywiadu ze „Sportem”

Jakie są trzy największe sukcesy pańskiej ekipy w trakcie 6 lat rządów w PZPN?

Zbigniew BONIEK: Jeśli zarządza się przedsiębiorstwem, a PZPN jest przedsiębiorstwem, to nie można tak stawiać sprawy. Można mówić o realizacji pewnej myśli, celów, a nie o odosobnionych sukcesach. Musiałbym się zresztą głęboko zastanowić, żeby określić, czy bardziej strategicznym produktem jest Pro Junior System, czy Centralna Liga Juniorów? Czy lepszy jest Puchar Polski, czy Szkoła Trenerów? Czy ważniejsze było wprowadzenie VAR-u, czy może jednak przejęcie przez PZPN opłat sędziowskich we wszystkich ligach niższych od ekstraklasy?

Prawda jest taka, że zmodernizowaliśmy związek i jego działalność w bardzo wielu aspektach. Podsumowując sześciolecie pracy w PZPN potrafiliśmy wyszczególnić aż 49 obszarów, które są naszymi autorskimi projektami, albo zostały gruntownie zmodyfikowane i poprawione. I, uwaga, w dokumencie opisującym nasze wszystkie działania nie ma ani słowa o reprezentacji Polski. Bo kadra narodowa to tylko dodatek.

Dodatek? Odnosiłem wrażenie, że najlepsza wizytówka i instrument do poprawy wizerunku PZPN.

Zbigniew BONIEK: Poprawa wizerunku polskiej piłki nie wiąże się wcale z sukcesami reprezentacji. Jeśli ktoś w ten sposób stawia sprawę, to myli pojęcia. Odkąd zarządzam związkiem, nie było w polskim futbolu żadnych afer, ani nawet wielkich problemów. Są tylko normalne, codzienne kłopoty. Kiedy przychodziliśmy do związku, PZPN pobierał od klubów opłaty od każdego transferu. Kiedy Legia zatrudniała Danijela Ljuboję, federacja dostała 3 procent od wysokości transakcji. Myśmy uwolnili kluby od tego haraczu. Pozostała tylko 1,5-procentowa opłata od sprzedaży zawodnika z polskiego klubu.

Dlatego, że PZPN pośrednio, a nawet bezpośrednio bierze udział w kształtowaniu każdego piłkarza. To my organizujemy rozgrywki, dajemy sędziów, i promujemy kadrowiczów w juniorskich i starszych reprezentacjach kraju. A prawda jest taka, że w ostatnich latach 99 procent zawodników wyjeżdża z Polski nie dlatego, że świetnie zaprezentowali się w klubach, tylko dlatego, że występowali w drużynach narodowych. Arek Milik, Bartek Kapustka i wszyscy inni znaleźli dobrych pracodawców za granicą, bo pokazali się w kadrach, które prowadzi PZPN. Koniec i kropka.

Owszem, utarło się, że wyniki pierwszej reprezentacji Polski, kiedy są złe, to najlepszy bat na federację, ale to tak nie działa. Choć rzeczywiście trzeba mocno się napracować, żeby dobre wyniki kadry miały pewną powtarzalność. Kiedy jednak wszyscy zachwycali się szóstym, siódmym, czy dziewiątym miejscem Polski w rankingu FIFA, nie chowałem się za tą klasyfikacją, tylko powtarzałem, że jest to fałszywy obraz. Bo pod względem sportowym nasze miejsce jest między 15 a 30 na świecie.

FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Jeśli natomiast chodzi o organizację, przed mundialem sytuował pan PZPN w Top 5 na świecie. Po MŚ coś się zmieniło?

Zbigniew BONIEK: Nadal jako federacja jesteśmy w czołowej piątce globu! Widzimy jak oceniane jest nasze zarządzanie przez inne zagraniczne związki, z jaką przyjemnością jesteśmy wszędzie witani i goszczeni, jak chętnie UEFA i FIFA powierzają nam kolejne poważne turnieje i konferencje do zorganizowania. Cieszymy się powszechnym szacunkiem i zaufaniem na całym świecie. W Polsce odbiór jest różny, bo kraj jest ogromnie podzielony politycznie, i te podziały przechodzą na życie codzienne, także do sportu i futbolu. Pewnie, ten rok nie był najlepszy dla naszej reprezentacji….

…był zdecydowanie najgorszy w okresie, kiedy rządzi pan związkiem.

Zbigniew BONIEK: W kadrze są miesiące lepsze i gorsze, ale na pewno w mijającym roku zabrakło nam sukcesu. Udało się jednak zremisować na wyjeździe z Włochami, a na Stadionie Śląskim niewiele zabrakło do remisu z tym rywalem, więc nie było też katastrofy. To jest sport, a w sporcie są zarówno zwycięstwa, jak i porażki. Założenia przed mundialem były takie, żeby wyjść z grupy, i nie zostały zrealizowane. Choć generalnie w mojej ocenie zaważył na tym jeden mecz – z Senegalem. Gdybyśmy nie przegrali tego spotkania, gralibyśmy w 1/16 z Anglią lub Belgią. I nikt mnie nie przekona, że byłoby inaczej.

Naprawdę nie frustrują pana wyniki i brak stylu reprezentacji Jerzego Brzęczka?

Zbigniew BONIEK: W najmniejszym stopniu! Celem jest awans do finałów Euro 2020, i jestem przekonany, że reprezentacja, która ma dziś swoje problemy, wystąpi w tym turnieju. Sport to nie jest taśma produkcyjna, na której ma pojawić się perfekcyjnie uwarzone piwo albo znakomicie wykonany telefon komórkowy. Jest bardziej skomplikowany, dlatego na efekt trzeba poczekać z większą cierpliwością.

Spadliśmy jednak do dywizji B w Lidze Narodów, więc będzie mniejsza kasa do ugrania w tych rozgrywkach.

Zbigniew BONIEK: Poważnie? Kiedy powstawała National League, za uczestnictwo w dywizji A miało być zagwarantowane 1,5 miliona euro. Kiedy jednak wylosowaliśmy grupy, okazało się, że budżet UEFA jest na tyle duży, że Komitet Wykonawczy mógł podnieść startowe do 2,25 miliona euro. Zatem w dywizji B, w której wystąpimy – jeśli nie zmieni się regulamin, a to nie jest przesądzone – w następnej edycji Ligi Narodów, dostaniemy 1,75 miliona euro. Czyli więcej niż pierwotnie mieliśmy otrzymać za start w elicie. Nie szukałbym tu zatem problemu.

Ceny biletów na listopadowy mecz z Czechami PZPN jednak obniżył, bo ewidentnie spadła atrakcyjność reprezentacji Polski.

Zbigniew BONIEK: Ceny zostały obniżone, bo PZPN do października wykonał założenia budżetowe dotyczące sprzedaży biletów na mecze reprezentacji w 170 procentach. A zmieniliśmy nie tylko ceny, ale też i porę rozgrywania spotkania w Gdańsku – z 20.45 na 18.00 To będzie listopad, mecz towarzyski, więc ludzie z Wybrzeża muszą mieć możliwość powrotu do domu. I takie podejście związku spotkało się fajnym odzewem, bo na koniec ubiegłego tygodnia sprzedaliśmy już 22 tysiące biletów. 90 tysięcy ludzi obejrzało dwa ostatnie spotkania kadry na Stadionie Śląskim, więc – choć entuzjazm pewnie lekko osłabł przy gorszych wynikach – ludzie nie odwrócili się od reprezentacji Polski.

FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Mówi pan, że nie ma afer w związku, tymczasem w zeszłym tygodniu „WP” poinformowała o nierozliczeniu dotacji z Unii Europejskiej na kursy szkoleniowe, wynoszącej około 2 miliony złotych, w wojewódzkim związku na Dolnym Śląsku zarządzanym przez Andrzeja Padewskiego, czyli pańskiego bliskiego współpracownika.

Zbigniew BONIEK: To śmieszna sprawa, sprzed dwóch lat. Była już sprawdzana przez nadzór finansowy oraz przez ABW. Od tamtej pory nikt nie ma postawionych zarzutów. A nawet gdyby się okazało, że ostatecznie sprawa znajdzie finał w sądzie – nie dotyczy PZPN. Bo pan Padewski nie ma statusu podejrzanego w sprawie o niegospodarność. Poza tym wrocławski ZPN i PZPN to dwa zupełnie różne podmioty prawne.

Zainteresował się pan, że na przykład katowicki baron chce – podobno bezprawnie – likwidować lokalne struktury, choćby w Częstochowie?

Zbigniew BONIEK: Okręgi i podokręgi nie są członkami PZPN. Proszę darować, ale to już naprawdę nie moja sprawa.

O ile wzrósł budżet PZPN w ciągu minionych 6 lat? Kiedy ze związku odchodził Grzegorz Lato wynosił 120 milionów rocznie.

Zbigniew BONIEK: Chwileczkę, normalnie u Laty budżet sięgał niespełna 80 milionów, a jedynie ostatni rok był znacznie bogatszy ponieważ organizowaliśmy finały Euro 2012 i UEFA solidnie za to zapłaciła. I tylko dlatego pojawiła się duża nadbudowa. Dziś mamy 240 milionów, więc realnie zwiększyliśmy budżet związku trzykrotnie.

A jest coś, czego nie udało się zrobić przez półtorej kadencji?

Zbigniew BONIEK: Największy problem mamy z piłką klubową, w której wyniki od lat są słabe. I podejrzewam, że jeszcze długo się nie poprawią. Bo nie wyciągamy wniosków. Nie mamy know-how, a to żadna tajemnica, że aby zarządzać klubem nie wystarczy być dobrym menedżerem. Trzeba się jeszcze znać na piłce.

Credit: Rafal Oleksiewicz / PressFocus