Boniek: wielka czwórka, a potem niespodzianki

Adam GODLEWSKI: Jakiego mundialu spodziewa się pan w Rosji?
Zbigniew BONIEK: Każdy mundial jest inny. Ze względu na tradycje kraju, który organizuje ten turniej, na jego obszar, a także na mentalność ludzi, co przekłada się na intensywność zachowania kibiców. W Rosji mundial rozłożony jest w różnych strefach czasowych, klimatach, a nawet kulturach. Zupełnie inna jest też struktura społeczna na przykład w Soczi, gdzie zamieszkała nasza reprezentacja, niż w Kazaniu, albo miastach położonych najbardziej na północy rosyjskiej federacji. Dlatego spodziewam się, że będzie to mundial bardzo wyczerpujący dla wszystkich uczestników, trzeba było przygotować się na wielkie jeżdżenie, i związane z tym straty czasu. Natomiast pod względem piłkarskim powinno być tak, jak wszędzie. Wymiary boisk są przecież takie same, kompetencje sędziów – również. Aczkolwiek VAR spowoduje, że polemik i dyskusji będzie pewnie więcej niż dotychczas na mundialach. A w każdym razie bardzo dużo.

Oczekuje pan dobrego poziomu rywalizacji?
Zbigniew BONIEK: Mundial będzie pod względem sportowym dobry. Który zresztą był zły, czy choćby słaby? Ja takiego nie przeżyłem. Przyznam szczerze, iż nie rozumiem takiego podejścia, że jeśli zespół, któremu kibicujemy odpadnie już po pierwszej fazie, to turniej będziemy uważali za gorszy. Bo tak to nie działa w normalnym świecie. Wygrać mundial to zawsze była – i będzie – wielka sprawa, nie ma bowiem w świecie futbolu żadnej imprezy ważniejszej do wygrania. Igrzyska olimpijskie akurat w piłce nożnej mają dużo niższą rangę, mistrzostwa kontynentalne to również inna półka. Jaki jest zresztą współczynnik trudności, najlepiej przekonaliśmy się cztery lata temu, kiedy Brazylijczycy po pokonaniu naprawdę łatwej drogi do półfinału, w dwóch ostatnich spotkaniach dostali 1:10 w plecy. U siebie!

To chyba dobrze, że Rosja nie ma takich wygórowanych ambicji sportowych?
Zbigniew BONIEK: Ależ Rosja ma bardzo wygórowane ambicje sportowe, tylko nie może ich teraz ujawniać! Deklaracje o zajściu wysoko w turnieju, w sytuacji, gdy wyniki ostatnich meczów towarzyskich nie były dobre, gra się specjalnie nie układała, a spotkań o punkty nie było od dwóch lat, byłyby po prostu niepoważne. Dlatego rozumiem, że żadnej z silnych reprezentacji Rosjanie nie wyzywają na piłkarską wojnę, natomiast jestem przekonany, że oczekiwania mają trzy razy większe niż my.

Jako kraj Rosja podoła wyzwaniom związanym z przeprowadzeniem mundialu, czy to bardziej FIFA organizuje turniej na terenie każdego z państw, którym powierza rolę gospodarza?
Zbigniew BONIEK: To nie jest tak, że FIFA lub UEFA coś organizuje. Jeżeli turnieje czy ważne finałowe mecze są w Polsce, to europejska federacja coś wskazuje, coś sugeruje, natomiast wszystko robimy własnymi siłami. Owszem, FIFA na pewno wszystko dotąd kontrolowała, i tak będzie postępować do ostatniego dnia turnieju, ale gros obowiązków spadnie na Rosjan, to absolutnie będą rosyjskie mistrzostwa. A wiadomo, że Rosjanie są bardzo gościnni, wręcz wylewni, i na pewno każdemu będą starali się załatwić wszystko, o co poprosi. Z drugiej strony wiemy jednak, że nieprzypadkowo zapracowali sobie na opinię, że organizacja u nich bywa dziełem przypadku i splotu okoliczności. Drobne incydenty, czy niedociągnięcia mogą się więc zdarzyć, ale jestem przekonany, że generalnie będzie to fajny mundial. Pod wieloma względami inny od poprzednich, czy nawet od naszych wyobrażeń, ale na koniec gra się przecież w piłkę. I poprzez pryzmat futbolu będziemy wyciągali końcowe wnioski.

Pan nieprzypadkowo nie poleciał na losowanie grup finałowych. Dlatego zapytam wprost: teraz ma pan obawy, że w Rosji polityka będzie mocno obecna na tych mistrzostwach?
Zbigniew BONIEK: Polityka nigdy nie była obecna na mistrzostwach, nigdy nie była dominująca. To znaczy nikt nikomu nie zabrania przyjechać na mecze, prezydenci, premierzy i ministrowie z poszczególnych krajów, podobnie jak zwykli obywatele mogą pojawić się na turnieju. Nawet w oficjalnych delegacjach, w protokole FIFA jest przecież punkt, który stanowi o zaproszeniu dla 8-10 polityków z każdego państwa, którego reprezentacja rozgrywa akurat mecz. Nikt przecież nie zabroni żadnemu politykowi z jakiekolwiek części świata być kibicem własnej drużyny narodowej.

Kiedyś opowiadał mi pan o wielkiej ingerencji reżimu Jorge Videli w Argentynie, w 1978 roku, gdy jako piłkarz debiutował pan na mundialu…
Zbigniew BONIEK: …ale to były inne czasy, słusznie minione, od których upłynęło już 40 lat. Argentyną rządziła junta wojskowa, która wpływała też na wyniki na mundialu. Dziś – na szczęście – jest to jednak już nie do pomyślenia. Teraz mamy system VAR, 32 kamery na meczu i procedurę, który nakazuje w trzeciej serii meczów grupowych rozgrywać spotkania o obligatoryjnej porze; i nie dopuszcza, aby drugi mecz mógł rozpocząć się pięć godzin po zakończeniu pierwszego. Dlatego stawiam tezę, że polityka nie będzie odgrywała żadnej roli w Rosji, bo już jakiś czas temu została przez FIFA odseparowana od mundiali.

Czyli nie pan obaw, że mundial może służyć tubie propagandowej administracji prezydenta Władimira Putina?
Zbigniew BONIEK: W ogóle nie interesuje mnie rosyjski rząd, ani jego propagandowe tuby. Interesuje mnie tylko, by turniej był przeprowadzony profesjonalnie, a przede wszystkim – aby nasza drużyna dobrze zagrała. Kwestie podejścia, czy motywacji rosyjskiej strony do ubiegania się o mundial w ogóle mnie nie dotykają.

Kogo widzi pan w gronie faworytów?
Zbigniew BONIEK: To wbrew pozorom bardzo trudne pytanie, bo między teorią a praktyką w finałach mistrzostw świata jest bardzo wielka różnica. Na pewno Brazylijczycy mają bardzo dobry zespół, naprawdę ciekawy, ale cztery lata temu też wydawało się, iż mają właśnie taki. A skończyli bez medalu, w turnieju – powtórzę – który organizowali. Bardzo mocni są Francuzi, ale też do końca nie wiadomo, jak ich głowy będą działały, mimo wielkiego potencjału nie wygrali przecież przed dwoma laty Euro, które organizowali u siebie. Jakość mają rzeczywiście dużą, ale czasami szampańskie podejście do gry w piłkę niweluje ich teoretyczne przewagi. Niemcy zawsze są drużyną turniejową, i nie sądzę, aby wyłamali się z tej zasady w Rosji. Do tego trzeba doliczyć Hiszpanów, których na kartce też śmiało można zaliczyć do głównych faworytów (rozmawialiśmy przed wczorajszym zaskakującym zwolnieniem selekcjonera reprezentacji Hiszpanii Julena Lopetegui – przyp. red.). Wszyscy inni uczestnicy mundialu – w teorii – powinni być daleko w tyle za tą wielką czwórką.

A kto jest bezpośrednio za jej plecami?
Zbigniew BONIEK: Potem są już wyłącznie… niespodzianki, i może się praktycznie wszystko zdarzyć. I to w każdej grupie! Nawet jeśli to banał, to będzie decydować dyspozycja dnia, kontuzje, infekcje i kartki.

Czy w gronie czarnych koni rosyjskiego turnieju można sytuować zespól Adama Nawałki?
Zbigniew BONIEK: Trudno jako czarnego konia wskazywać zespół, który był losowany z pierwszego koszyka. Zatem teoretycznie, biorąc to pod uwagę, powinniśmy wyjść z grupy. Cel jest zresztą właśnie tak postawiony: jeśli po powrocie chcemy czuć się usatysfakcjonowani, to powinniśmy rozegrać minimum cztery spotkania. Czyli zająć pierwsze, w najgorszym razie drugie miejsce w grupie. A potem, proszę mi wierzyć, wszystko może się zdarzyć, takie są uroki fazy pucharowej. Trudno wyznaczać plany na tę kolejną fazę, bo można zagrać fantastyczny mecz z Anglią, zremisować 3:3 i przegrać po serii rzutów karnych. Nie jesteśmy Niemcami ani Brazylią, więc nie możemy powiedzieć, że dla nas mistrzostwa zaczynają się od półfinałów. W każdym meczu będziemy mieli ciężko, w każdym musimy więc starać się na maksa, aby w ogóle cokolwiek ugrać.

Jeżeli zatem nie Polska czarnym koniem, to kto?
Zbigniew BONIEK: Specjalnie w czarnego konia nie wierzę, ale jeśli już miałbym wskazywać zespół, który może sprawić dużą niespodziankę, to postawiłbym na Egipt. Jest niezwykle utytułowany w afrykańskich rozgrywkach, ostatnio też wygrywał najwięcej trofeów w Pucharze Narodów Afryki, a do tego ma Mohameda Salaha, który jeśli tylko będzie w najwyższej formie, może naprawdę daleko pociągnąć kolegów z zespołu. Z Europy do takiego miana pretenduje Chorwacja, która w teorii zawsze jest niebezpieczną drużyną. Przecież w El Clasico w środku pola – po obu stronach – biega zawsze kilku naprawdę znaczących przedstawicieli tej nacji, z Ivanem Rakiticiem i Luką Modriciem na czele. Mają zatem taką jakość w drugiej linii, że to się w głowie nie mieści! Indywidualności są znakomite, natomiast zespołowego sukcesu brakuje im od dawna. Dziwię się więc, że jeszcze nic z tym nie zrobili. Bo aż prosi się, aby taka generacja nie wracała do domu z każdego dużego turnieju z pustymi rękoma.

Będzie stać Roberta Lewandowskiego, żeby powalczyć o tytuł króla strzelców rosyjskiego mundialu?
Zbigniew BONIEK: Będzie to uzależnione od postawy całej drużyny. Jeśli rozegramy w Rosji tylko trzy mecze, to absolutnie nie. Gdyby jednak spotkań zebrało się pięć, sześć a najlepiej siedem, na pewno miałby szansę. Każdy zawodnik musi dziś liczyć na zespół, polscy piłkarze – Grzegorz Lato, Kazmierz Deyna, czy Boniek – których po mundialach doceniano też indywidualnie, musieli mieć oparcie w partnerach. Mistrzostwa świata są taką imprezą, że tylko Diego Maradona mógł sobie pozwolić, by mając 10 robotników – każdego zresztą w wysokiej formie – u boku, sięgnąć po złoto. Dziś Diego już jednak nie gra, na dodatek piłka zmieniła się, więc nie ma też zawodnika, który w pojedynkę może decydować o wartości zespołu.