Zbigniew Boniek: Wskrzeszenie nie był łatwe

Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem, prezesem PZPN-u.


W przyszłym tygodniu rusza sezon w Polsce, choć jeszcze niedawno wydawało się to praktycznie niemożliwe…

Zbigniew BONIEK: – Wydaje mi się, że można być optymistą, ponieważ jesteśmy przygotowani w każdym elemencie. Oczywiście co innego, gdyby nastąpiła druga fala zakażeń. Swoją drogą, z przymrużeniem oka patrzę na zachowanie niektórych naszych klubów, które dokooptowują kolejnych piłkarzy, zapominając zrobić im odpowiednie badania. Ponadto słyszę, jak jedne kluby skarżą się na drugie, że tamte robią potajemne sparingi. Wiadomo że sparingi można organizować jedynie we własnym gronie, wewnętrzne. Z udziałem tych graczy, którzy są już zbadani. Niestety, chęć bycia mądrzejszym od innych czasami przeważa nad zdrowym rozsądkiem.

Jeżeli uda się dokończyć sezon, to będzie wielka sprawa!

Zbigniew BONIEK: – Uważam, że PZPN jest od tego, żeby pewne rzeczy nadzorować, przypilnować, wykorzystywać swoją pozycję i wiarygodność, którą dzisiaj mamy w świecie ludzi decydujących o ważnych kwestiach. Dzięki temu mogliśmy doprowadzić do powrotu ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi. To trzeba szanować, ale wykonawcami tego projektu są – tam na dole – kluby i piłkarze. I to im powinno najbardziej zależeć. Przyznaję, że wskrzeszenie rozgrywek w takim terminie jak nasz nie było łatwe. Proszę zauważyć, że mogliśmy wznowić sezon nawet 23-24 maja, ale chcieliśmy dać drużynom kilka dni więcej na przygotowania.

Być może dzięki temu będzie mniej kontuzji?

Zbigniew BONIEK: – Kilka treningów więcej na pewno się przyda, natomiast z tymi kontuzjami nie przesadzajmy. Słyszę z różnych stron, że ryzyko urazów będzie teraz większe, ale ja tego nie rozumiem. Bo niby dlaczego? Po prostu trzeba się dobrze przygotować. Wydaje mi się, że trzy, cztery tygodnie plus wcześniej dwa miesiące indywidualnych zajęć, bo nikt nikomu nie zabraniał ćwiczyć w taki sposób, to wystarczający czas, żeby zacząć grać.

Dokończenie sezonu oznacza być może uratowanie niektórych klubów dzięki np. otrzymaniu ostatniej transzy z praw telewizyjnych. Czy polskie kluby wyciągną wnioski i w przyszłości będą lepiej zabezpieczone?

Zbigniew BONIEK: – Dobre pytanie. W czasach wyjątkowych wszyscy żyją w sposób wyjątkowy, a później, gdy wróci normalność, to każdy robi to, do czego był wcześniej przyzwyczajony. Jeżeli obecna sytuacja nie nauczy klubów niczego, to będzie smutne. Natomiast gdybym chciał komuś głębiej zajrzeć do kieszeni, to niektórzy teraz wcale tak dużo nie stracili. Przecież obniżyli pensje piłkarzom, zmniejszyli wydatki, dostaną pomoc z tarczy PZPN-owskiej oraz państwowej. Tak naprawdę niewiele klubów w Polsce zarabia na dniu meczowym. Straty dotyczą może pięciu, sześciu najlepszych drużyn, a pozostałe – nie wydaje mi się, żeby miały z tym jakiś wielki problem.

Gdy np. Francja, Holandia czy Belgia ogłaszały przedwczesne zakończenie sezonu, myślał pan, że skoro oni nie dają rady, to my też nie?

Zbigniew BONIEK: – Nie, ponieważ my jesteśmy inni. W ciężkich sytuacjach umiemy się zjednoczyć i działać. Natomiast każdy przypadek jest inny. Czasami uśmiecham się, gdy analizujemy polską piłkę i mówimy, że np. w Niemczech to, a we Włoszech czy Hiszpanii tamto… Tam jeden piłkarz zarabia tyle, ile u nas cała drużyna. My mamy inną rzeczywistość, dlatego dostosowywanie naszych problemów do kłopotów innych jest niepotrzebne.

A gdyby mimo wszystko nie udało się dokończyć sezonu?

Zbigniew BONIEK: – Już dzisiaj jesteśmy na to przygotowani. Mamy tabelę, z której wiadomo wówczas, kto mistrzem, kto spada, kto wchodzi. To jest proste.

Pan podobno nie jest zwolennikiem wprowadzenia pięciu zmian w meczu?

Zbigniew BONIEK: – Nie jestem. Będziemy tradycyjnie stosować trzy zmiany. W Niemczech pięć zmian robili głównie ci, którzy przegrywali. Ja uważam, że w ogóle zmiana regulaminu to bardzo poważna ingerencja w rozgrywki, które zostały tylko zawieszone. Poza tym pamiętajmy, że pięć zmian można zrobić w trakcie maksymalnie trzech przerw. Czyli jeżeli ktoś będzie musiał dokonać szybko trzech zmian spowodowanych kontuzjami, to już następnych nie zrobi! Na przykład drużyna musi zrobić trzy już w pierwszej połowie, bo trzeba zdjąć piłkarza z pola za ukaranego czerwoną kartką bramkarza, a później przytrafiają się dwie kontuzje. W drugiej połowie ten zespół już nie może zrobić żadnej, a przeciwnik dokona aż pięciu zmian. I co wtedy? W Polsce dokończymy rozgrywki zgodnie z dotychczasowymi zasadami i świat się nie zawali.

Wiele umów piłkarzy kończy się 30 czerwca…

Zbigniew BONIEK: – To jest najprostsza sytuacja. Jeżeli komuś kończy się kontrakt 30 czerwca, to i tak jest zatwierdzony do końca lipca w klubie, ale oczywiście żeby grał, musi się z tym klubem dogadać. Bo jeżeli nie, to może odejść i nikt mu nic nie zrobi. Gdyby Christianowi Gytkjaerowi nie chciało się po 30 czerwca grać dla Lecha, to mógłby odejść i pojechać np. łowić ryby, bo i tak w żadnym innym klubie nie miałby prawa grać do zakończenia sezonu. Z logicznego punktu widzenia temat wygasających teraz kontraktów w ogóle nie powinien być problemem. Gdybym mógł w swoim klubie dokończyć rozgrywki, a nie mógłbym nigdzie indziej występować, to zostałbym bez zastanowienia.

Czy przerwa w rozgrywkach zmieni układ sił w naszej ekstraklasie i pomoże np. nieco słabszym? Czy jednak silni pozostaną silnymi?

Zbigniew BONIEK: – Kiedy patrzę na wyniki naszych drużyn w europejskich pucharach, to tych silnych za dużo nie widzę… Więc powiem tak – ci najwięksi pozostaną największymi, a ci mniejsi będą wciąż mniejszymi. Wszyscy mieli identyczne warunki do przygotowań i mogli tak samo pracować. Nic się wielkiego nie stało, mieliśmy po prostu dwumiesięczną przerwę, a już od pewnego czasu drużyny mogą normalnie trenować.


Czytaj też: Czasu próby być nie mogło


Gdzie się odbędzie finał Pucharu Polski?

Zbigniew BONIEK: – Gdy już będziemy wiedzieć, kto gra w półfinale, to będziemy mogli podjąć decyzjęco do finału. Nawet w trudnych czasach musi mieć oprawę i wygląd. Chcemy jakiegoś fajnego, małego stadionu. Jeżeli będziemy grać bez kibiców, to zamierzamy za jedną i drugą bramką ułożyć tzw. sektorówki obu klubów, myślimy również o innych rzeczach. Z wiadomych względów nie możemy grać na PGE Narodowym, ale poczekajmy na wcześniejsze rozstrzygnięcia.

W sierpniu 2021 kończy się pana kadencja na stanowisku prezesa. Czy to przesądza sprawę daty wyborów nowego szefa?

Zbigniew BONIEK: – Moja kadencja może teoretycznie trwać do 30 września 2021, natomiast skończy się na pewno przed 31 sierpnia. Zobaczymy, kiedy będą mogły się zebrać wojewódzkie związki i kiedy my będziemy mogli przeprowadzić zgromadzenie wyborcze. Na ten moment nigdzie nie nastąpiły żadne wybory, ponieważ nie można ich zrobić, skoro jest zakaz zgromadzeń. Możemy zrobić wybory zaraz po mistrzostwach Europy 2021, ale jakieś 20-30 dni po turnieju, żeby dać kandydatom możliwość przeprowadzenia kampanii. Przecież w trakcie Euro nie będzie klimatu do tego, żeby mówić, kto zostanie prezesem PZPN. Jeżeli zdecydujemy się na wybory przed turniejem, to może w marcu lub w maju. Ale spokojnie… Najpierw dokończmy sezon.

Miał pan jakieś wątpliwości, czy przedłużać umowę z selekcjonerem Jerzym Brzęczkiem?

Zbigniew BONIEK: – Jak sobie dobieram współpracowników, to wydaje mi się, że nie robię błędów w momencie ich doboru. Natomiast później, żeby się ze mną rozstać, to naprawdę muszą dziać się dziwne rzeczy. Ja mam do Jurka stuprocentowe zaufanie i uważam, że gdyby nie nazywał się Brzęczek, tylko np. „van Brenk” czy coś takiego i mówiłby w innym języku, to byłby inaczej odbierany. Reprezentacja wygrała osiem z 10 meczów w ostatnich eliminacjach. Oczywiście zawsze można lepiej grać. Słyszę jakieś teorie, że mamy najlepszą grupę zawodników w całej historii polskiego futbolu i odpowiadam – nie przesadzajmy… Mamy dwóch, trzech piłkarzy światowej klasy, kolejnych trzech, czterech znakomitych i wielu dobrych. Mamy fajny, mocny zespół, który jednak – żeby dobrze funkcjonować – musi grać na maksymalnym spięciu psychicznym. Pamiętam twarze naszych piłkarzy, gdy wygrali z Niemcami 2:0 w eliminacjach Euro 2016 albo po rzutach karnych ze Szwajcarią w 1/8 finału tego turnieju. I to trzeba odbudować. Należy też wprowadzać młodych graczy do kadry i po to również jest trener Brzęczek.

Jak wygląda dokończenie Ligi Mistrzów i Europy? 27 maja miał obradować Komitet Wykonawczy UEFA, w którym pan zasiada, ale został przełożony na 17 czerwca.

Zbigniew BONIEK: – Został przełożony, ponieważ wciąż jest dużo znaków zapytania. W czerwcu będzie wiadomo znacznie więcej. Poczekajmy na rozwój sytuacji w ligach poszczególnych krajów.

Jednym z powodów przesunięcia obrad Komitetu Wykonawczego UEFA jest też podobno kwestia gospodarzy przełożonych mistrzostw Europy. Nie wiadomo, czy wszyscy dadzą radę…

Zbigniew BONIEK: – Tego nie komentuję, natomiast jeżeli chodzi o europejskie puchary, na stole leży kilka scenariuszy zakładających dokończenie rywalizacji w sierpniu. Trzeba jeszcze poczekać na konkretne decyzje.

Rozmawiał Maciej Białek

Fot. Adam Starszyński/PressFocus