Zbigniew Król: W Tokio jeszcze trzeba urwać

Rozmowa ze Zbigniewem Królem, trenerem Patryka Dobka, który w Chorzowie przebiegł 800 m w 1:43,73 i został liderem listy światowej sezonu.


Gratulacje, ależ pana podopieczny „wykręcił” wynik!

Zbigniew KRÓL: – Dziękuję, ale to jeszcze za mało, żeby coś zwojować w Tokio. Tam w finale trzeba pobiec poniżej 1:43, a najpewniej w granicach 1:42. Patryk musiałby jeszcze urwać z półtorej sekundy.

A „macierzyste” dla Dobka 400 metrów przez płotki? Rezygnujecie?

Zbigniew KRÓL: – Tak, już o tym wiedzieliśmy po halowych mistrzostwach Europy w Toruniu, gdzie Patryk zdobył złoto. Ale żeby nie stracić szkolenia centralnego nie mogliśmy o tym otwarcie mówić, bo minimum miał na płotkach, nie na 800. Poza tym płotki to jednak bardzo kontuzjogenna konkurencja. Przed Drużynowymi Mistrzostwami Europy w Chorzowie, gdzie Patryk został zgłoszony na płotkach, nie mogliśmy praktycznie przez 10 dni zrobić treningu, pojawił się też drobny uraz.

Teraz Chorzów. Bieg był znakomity, aż 9 zawodników ustanowiło rekordy życiowe!

Zbigniew KRÓL: – Jak bieg pójdzie ostro od startu i równo idzie cała grupa, to zawodnicy potrafią wznieść się na wyżyny. Marcin Lewandowski stwierdził, że gdyby nie musiał kilka razy wyhamować, też by pobił życiówkę i stwierdził, że w Rio oprócz 1500 być może będzie też biegał 800 metrów. Dla mnie większym zaskoczeniem jest jednak 18-latek Krzysztof Różnicki, bo zrobił minimum do Tokio, choć gdy mówiłem, że go stać na wynik poniżej 1:45,20, to nie chciano w to wierzyć.

Wygrał jednak o 9 lat starszy Dobek. W czym tkwi jego siła?

Zbigniew KRÓL: – Patryk ma najlepszą budowę somatyczną (m.in. proporcja masy ciała do jego wysokości), porównywalne do rekordzistów świata Davida Rudishy i Wilsona Kipketera, tylko szybkościowo jeszcze im nie dorównuje. Ale skoro w hali wykręcił 1:45 i wygrywa z zawodnikami, którzy mają rekordy po 1:42, to było jasne, że na stadionie jest w stanie biegać przynajmniej 1:43. Jego atutem jest umiejętność taktycznego rozwiązywania biegu, bo mimo wszystko jest szybki, co pozwala unikać kłopotów. Skoro poradził sobie w hali, to na stadionie tym bardziej, gdzie jest trzy razy łatwiej. Pobiegł bardzo dobrze taktycznie, nie tracił, nie przepychał się.

Był upał, a za metą wyglądał jakby zrobił lekki trucht. Robi wrażenie mocnego.

Zbigniew KRÓL: – Trzy dni przed „Kusym” zjechaliśmy z Zakopanego, gdzie – z myślą o igrzyskach – przez 10 dni naprawdę przycisnęliśmy. Przyznaję, ryzykuję w treningu, sprawdzam, ile zawodnik wytrzyma. Patryk zrobił ogromną robotę, dostał w kość i nawet mówiłem Józkowi Lisowskiemu (trener sztafety 4×400 m – przyp. red.), że chyba nic z tego jeszcze nie będzie. A jednak trening oddał, pojawiła się świeżość, a jego organizm widać dobrze reaguje na ciepło. To był dopiero jego czwarty bieg na 800 na stadionie w dorosłej karierze, on się dopiero uczy, ja jego zresztą też.

Pracujecie od końca października. Trafił się panu brylant?

Zbigniew KRÓL: – Można powiedzieć, ale dostałem zawodnika już ukształtowanego, będącego wiele lat w treningu, nie byłbym w stanie w tak krótkim czasie tego dokonać. U trenera Krzysztofa Szałacha Patryk wypracował wytrzymałość, a gdy pracował z Ukraińcem Walentynem Bondarenką – trenerem mistrzyni świata na 100 i 200 m Żanny Pintusewicz-Block – szybkość.

Rekord Polski Pawła Czapiewskiego 1:43,22 drży w posadach?

Zbigniew KRÓL: – Już był zagrożony. W Rio Adam Kszczot był gotowy na 1:42,50, ale w półfinale popełnił parę błędów taktycznych. Awans do finału przegrał o 0,05 sekundy.

Patryk urósł na mocnego kandydata do olimpijskiego podium?

Zbigniew KRÓL: – Nie mogę powiedzieć, że nie, to byłoby demotywujące. Ale też nie można narzucać na kogoś presji. W tym roku najmocniejsi na 800 jeszcze nie biegali, za chwilę zobaczymy, co wykręcą Amerykanie w swoich kwalifikacjach. Anglicy zaczynają być mocni i na dodatek są młodzi, do tego będą Kenijczycy, choć bez Rudishy. Patryk na pewno będzie walczył o finał, to też jest bardzo dużo. Igrzyska to wyjątkowa i najtrudniejsza impreza, poziom jest niesamowicie wysoki.

W swojej bogatej kolekcji wciąż czeka pan na krążek olimpijski…

Zbigniew KRÓL: – Medal Patryka w Toruniu był moim 10. w mistrzostwach Europy, czy to w hali, czy na stadionie. Ale na igrzyskach się nie udawało. Pierwszą potężną szansę miała w 1992 roku Małgorzata Rydz na 1500 m – drugi czas w półfinale. Ale pojawiły się koksiary z Chin i Rosji, które w finale wykręciły 3:56-3:57. Wtedy nie było jeszcze takich kontroli antydopingowych – zwłaszcza między zawodami – jakie teraz przeprowadza WADA. W Pekinie w 2008 medal mógł mieć Czapiewski, ale siedzieliśmy tam za długo, było bardzo ciepło i Paweł się „przepalił”, przegrał półfinał o dwie setne sekundy. A po igrzyskach znów z wszystkimi wygrywał. O Rio rozmawialiśmy.



Kszczot zakończył z panem współpracę po MŚ w Dausze, gdy nie awansował do finału. W Chorzowie przybiegł ostatni, prawie 3 sekundy za Dobkiem…

Zbigniew KRÓL: – Nie chciałbym wypowiadać się na temat Adama, rozeszliśmy się, negował moje metody szkoleniowe, był zmęczony. Nawet nie wiem, kto go teraz prowadzi, może za dużo tych zmian… Widać, że się pogubił, choć jeszcze na HME w Toruniu biegał obiecujące 1:45. Możliwe, że nie służy mu trening w wysokich górach. Gdy jeszcze pracowaliśmy, widziałem jak źle jego organizm zniósł pobyt na 2100 m we Flagstaff w USA, tracił po tym szybkość. Dlatego od tamtego wyjazdu robiliśmy już tylko trening hipoksyjny, imitując warunki wysokogórskie w Zakopanem. Teraz widziałem, że był w tym roku w Kenii, w Pirenejach…

Minimum do Tokio ma pięciu Polaków, wystartować może trzech, ale trudno sobie wyobrazić, by zabrakło w tej trójce Dobka!

Zbigniew KRÓL: – Myślę, że na igrzyskach pobiegnie pierwsza trójka z mistrzostw Polski w Poznaniu, finał w sobotę. Tak przynajmniej wcześniej przekonywał związek. Ale zespół szkoleniowy PZLA może zdecydować inaczej…

Co będziecie robić między mistrzostwami Polski a wylotem do Japonii?

Zbigniew KRÓL: – Z Poznania jedziemy do St. Morritz na wysokość 1800 m. Ale chciałbym, żeby jeszcze choć raz wystartował. Jest na liście oczekujących Diamentowej Ligi w Gateshead 13 lipca, może po wyniku z Chorzowa wskoczy… Z Monaco 9 lipca prawdopodobnie zrezygnujemy, ale jeszcze zobaczymy.

Zbigniew Król
FOTO RAFAL OLEKSIEWICZ / PRESSFOCUS

W Tokio ma być upalnie i wilgotno. Poradzicie sobie?

Zbigniew KRÓL: – Lecimy już 17 lipca, będziemy się aklimatyzować w Zao Botaira,górskim ośrodku na północ od Tokio. Przerabiałem to już przed Rio i Pekinem. Teraz z racji obostrzeń musimy być w wiosce kilka dni wcześniej, choć wolałbym zjechać z gór na sam start. Ale takie są wymogi, musimy się dostosować.


Na zdjęciu: Patryk Dobek uciekł na 800 metrów nie tylko krajowym rywalom.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus