Zdzisław Bik otwarcie o Ruchu Chorzów. Przekonuje: Najgorsze już za nami!

MACIEJ GRYGIERCZYK: Kilka tygodni temu, gdy był pan jeszcze przewodniczącym rady nadzorczej Ruchu, w oświadczeniu tejże rady pojawiło się zdanie, że „obecna sytuacja finansowa stawia Ruch w jednej z lepszych sytuacji wśród polskich klubów”. W tle bojkot kibiców, strajk pracowników, zawieszone treningi drużyny. No to jak to jest?
ZDZISŁAW BIK: – Dalej potwierdzam, że ta sytuacja jest względnie dobra. Oczywiście rozwinę tę tezę. Staram się nie wracać do przeszłości, a patrzeć w przyszłość, ale w tym przypadku trzeba przywołać kwiecień 2017 roku. Wchodząc do klubu, mieliśmy 56 mln zł długów i zero przychodów. Nawet faktura z PZPN, która i tak miała wpłynąć dopiero we wrześniu, była już zastawiona i „zjedzona” przez wcześniejszych zarządzających. Stykając się z problemem 56 mln zł długów i brakiem przychodów, z kontami pozajmowanymi przez 15 komorników, jedynym rozwiązaniem było przeprowadzenie postępowania restrukturyzacyjno-układowego. To postępowanie – jak wszystkim wiadomo – zakończyło się powodzeniem. Jest to duże osiągnięcie przede wszystkim moich pracowników z działu ekonomicznego, którzy nad tym siedzieli po nocach. Trzeba było dotrzeć do ponad 300 wierzycieli, uzgodnić salda, doprowadzić do zgody układowej.

Udało nam się też przekształcić pożyczkę z miasta na długoterminowe zobowiązanie: 20-letnie, z karencją 10-letnią. Nie ma ono zatem znaczenia dla bieżącej sytuacji, dla bieżącego funkcjonowania klubu. Następnie na podwyższenie kapitału została przeznaczona znaczna część zobowiązań w stosunku do firmy Carbonex, do pana Kurczyka, do największych wierzycieli – łącznie z Urzędem Skarbowym. 8 mln zostało objętych spłatą układową, bez redukcji tych zobowiązań, na okres czterech lat. Następnie pozostało nam zatem do spłaty 16 mln bieżących zobowiązań w stosunku do pracowników, zawodników oraz tych wierzycieli, którzy nie wyrazili zgody na postępowanie układowe.

I nastąpił listopad 2017. Pan Prezydent ogłosił, że jeżeli znajdą się prywatni inwestorzy, którzy dadzą 8 mln zł, to miasto dorzuci drugie 8 mln zł i w ten sposób wyzerujemy wymagalne długi. Bylibyśmy bardzo zadowoleni z takiego stanu, mogąc rozpocząć z czystą kartą naszą działalność. Stało się tak, że znaleźli się prywatni inwestorzy, którzy wyłożyli 8 mln. Niestety, ze strony miasta wpłynęło wówczas w listopadzie 2017 tylko 2 mln. Musieliśmy czekać na nowy budżet miasta. Z tego nowego budżetu, na 2018 rok, miasto w marcu dopłaciło 3 mln. Nie udało się nam zatem tego wszystkiego wyzerować, a wcześniej zdążyły narosnąć nowe odsetki od brakujących nam milionów. Po marcowej wpłacie miasta zostały nam 3 mln zł garbu starych długów. Cały rok 2018 walczyliśmy, by zredukować go, jednocześnie regulując swoje bieżące zobowiązania w rundzie wiosennej i jesiennej.

Sezon drugoligowy zaczęliśmy bez jakiejkolwiek pomocy ze strony miasta. Dopiero po zabezpieczeniach hipotecznych udało nam się uzyskać tę pomoc miasta, co nastało już w 2019 roku, a dokładnie – w lutym. Opierając się tylko na pieniądzach prywatnych inwestorów, którzy de facto utrzymują ten klub w bieżącej działalności, na dziś mamy stan 27 mln zobowiązań całego klubu. Dochodzi jednak do wielu przekłamań związanych z bieżącymi zobowiązaniami. Ich jest tylko – i aż – 4 mln zł. Dlatego też mówienie o 27 mln zł zobowiązań byłoby nadwyrężeniem tego słowa.

Policzmy: 12 z 27 mln zł to pożyczka z miasta, która jest zobowiązaniem 20-letnim z 10-letnią karencją (z terminem spłaty do 2038 roku – dop. red.). Blisko 7 mln zł to zobowiązania układowe, które zaczniemy spłacać dopiero w przyszłym roku. One dzisiaj nas więc też nie bolą. Na kolejne 4 mln składają się dwa 2-milionowe zobowiązania względem akcjonariuszy – miasta i Carbonexu. 12 plus 7 plus 4 – to daje razem 23 mln, których klub nie musi spłacać. Tych bieżących zobowiązań są 4 mln zł. Zestawiając to z wygranym przetargiem na promocję miasta, z którego klub do końca tego roku ma uzyskać 4 mln, widzimy, że te dwie cyfry się kompensują. Na bieżącą działalność są oczywiście sponsorzy. W 50 procentach zabezpieczą nam obecny sezon, a jesteśmy na dobrej drodze, by dopiąć drugie 50 procent.

Przewidujemy, że budżet na trzecioligowy sezon będzie oscylował w okolicach 3 mln zł. Po konsultacjach społecznych w środowisku piłkarskim sądzimy, że będzie to jeden z większych budżetów klubów trzecioligowych. Generalnie zatem pod kątem finansowo-organizacyjnym stwierdzam, że nie ma tragedii. Nie ma też podstaw do mówienia o upadku czy 27-milionowych zobowiązaniach, które są, ale na papierze i niewymagalne. Potrzebna nam jest nie tylko dobra sytuacja organizacyjno-finansowa, ale też aprobata społeczna, zgoda z kibicami. Uważam, że nasze położenie finansowe nie jest złe.

Co składa się na kwotę 4 mln zł zobowiązań Ruchu obecnie wymagalnych?
ZDZISŁAW BIK: – Z tej kwoty największe są zobowiązania licencyjne. To blisko 800 tys. zł. Pozostałe zobowiązania są rozproszone, wynikają z ostatnich 3-4 miesięcy działalności klubu i z bieżącej sytuacji. Wliczam w to już wynagrodzenia wobec pracowników, zawodników – za lipiec czy sierpień. Uważam, że wpłynięcie trzech miesięcznych transz z tytułu promocji miasta przez sport, które łącznie wyniosą około 1,8 mln zł, w zupełności spowoduje, że klub zacznie uzyskiwać płynność finansową.

Ile powinno kosztować miesięczne utrzymanie Ruchu na czwartym poziomie rozgrywkowym?

ZDZISŁAW BIK: – To trudne pytanie, bo każda podana kwota może okazać się zła. Wszystko zależy od celów, jakie sobie postawimy. Ktoś może powiedzieć, że mamy grać na poziomie trzecioligowym i stabilizować naszą sytuację finansową, pracować na pozytywną opinię społeczeństwa. Trzeba pokazać, że Ruch naprawdę jest innym klubem, działa inaczej niż dwa, trzy, cztery lata temu. Mamy informację, że kluby trzecioligowe grają na budżecie między 0,8 a 1,5 mln zł. Nasz 3-milionowy budżet wydaje się bardzo duży, jednak marząc o powrocie do wyższych lig, powinniśmy utrzymywać potencjał lepszych zawodników. Uważam więc, że budżet nie powinien być niższy niż 3 mln.

Ile w tym momencie kosztuje bieżąca działalność Ruchu?
ZDZISŁAW BIK: – Z mojej wiedzy wynika – zastrzegam, że może być nie do końca precyzyjna – iż obecne koszty są na poziomie 300 tysięcy złotych miesięcznie. To przekracza zatem ten nasz zakładany 3-milionowy roczny budżet. Z pewnością potrzebne są redukcje. Będziemy się starali dokonać ich bezboleśnie dla sprawnego funkcjonowania klubu. Dużą część, bo prawie 200 tysięcy, stanowią pensje w drużynie. Około 500 tysięcy w skali roku kosztuje Akademia. Około miliona – pracownicy administracyjni i trenerzy.

Słyszałem, że średnia pensja zawodnika w śląskim trzecioligowcu to jakieś 2500, 2700 zł netto miesięcznie.
ZDZISŁAW BIK: – U nas ta średnia oscyluje na poziomie 6 tysięcy złotych.

Szaleństwo!

ZDZISŁAW BIK: – Staraliśmy się spełnić wszystkie życzenia nowego sztabu szkoleniowego. Część zawodników jeszcze pozostała nam po sezonie drugoligowym. Te dolne wynagrodzenia to około 4000 zł. Mówię oczywiście nie o młodzieżowcach, juniorach, a seniorach. Do tego dochodzi kilku zawodników po 7-8 tysięcy złotych. Może mówię nieprecyzyjnie, ale ta średnia może wynieść około 6000 zł.

Przeznaczając takie środki na drużynę, trudno sobie wyobrazić, by cel był inny niż awans. Tu i teraz!
ZDZISŁAW BIK: – Podobne marzenie miałem rok temu, gdy spadliśmy z pierwszej ligi. Przed inauguracją sezonu w drugiej lidze spotkałem się z drużyną i zaproponowałem 1 mln zł premii za powrót na zaplecze ekstraklasy plus 25 tysięcy za każdy wygrany mecz. Taki regulamin podpisaliśmy – po czym mieliśmy problemy z odnoszeniem zwycięstw. Dziś jestem zatem jak najdalej od nakładania wszelakiego rodzaju presji. Być może trzeba to wszystko najpierw ustabilizować – po to, by dobrą drużyną walczyć w przyszłości o wyższe cele. Już dzisiaj stawiamy sobie cel, by… nie było gorzej.

Jak pańskim zdaniem powinien finansować się Ruch, mając 4-milionowy garb, grając na czwartym poziomie rozgrywkowym, nie mogąc liczyć na przychody z transferów, praw telewizyjnych?
ZDZISŁAW BIK: – Jest trzech głównych akcjonariuszy i 25 procent mniejszych akcjonariuszy. Z pewnością na najbliższym walnym akcjonariusze też powinni odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcą być tylko akcjonariuszami, czy jednak poczuwają się do obowiązku dofinansowania w jakiś sposób swojej spółki. Ruch jest ikoną dla miasta Chorzowa. Często jeżdżę po Polsce, miewam spotkania w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu. Wszędzie Chorzów kojarzy się z Ruchem. Prawdą jest, że Ruch wykonuje zadania promocyjne dla miasta. Uważam, że ono dalej powinno korzystać z usług tej swojej ikony i przynajmniej zabezpieczać kwoty na regulowanie rat postępowania układowego. Te długi zostały wygenerowane w przeszłości, nie dotyczą bieżącej działalności Ruchu. Dopóki te raty nie zostaną spłacone, widziałbym pomoc miasta w zakupie usług promocyjnych. Podczas bieżącej działalności klub powinien się skupić na wypracowaniu sobie z powrotem społecznego zaufania. Uważam, że odbudowując zaufanie, klub nie powinien mieć problemów z pozyskaniem sponsorów, którzy będą chcieli w przyszłości utożsamiać się z Ruchem.

Trudno się dziwić, że ludzie nie mają dobrej opinii o Ruchu, skoro w okresie przygotowawczym do sezonu pracownicy strajkowali, a drużyna nie trenowała?
ZDZISŁAW BIK: – Budżet zawsze jest budżetem – w skali roku on się zamyka, gorzej wygląda to z płynnością miesięczną. Przeżyliśmy bardzo trudny okres przejściowy między redukcją tych wielkich zobowiązań, o których mówiłem na początku, w stosunku do zobowiązań, które mamy dzisiaj. To należy podkreślić. 4 mln zobowiązań to już nie 56 mln. Wszyscy zapłacili swoim cierpieniem za ten czas redukcji, restrukturyzacji – począwszy od akcjonariuszy, którzy wyłożyli pieniądze, poprzez pracowników i zawodników, którzy ciągle czekają na wynagrodzenia, a kończąc na kibicach, będących solą tej całej działalności. Klub utrzymuje się dla kibiców, a nie dla samego siebie. Wydaje mi się, że to, co najgorsze, już przeszliśmy. Osiągnęliśmy apogeum niezadowolenia wszystkich wokół. Teraz może być już tylko lepiej.

Wyobraża pan sobie, że bojkot kibiców nie zostanie w bliżej nieokreślonej przyszłości zawieszony?
ZDZISŁAW BIK: – Byłbym nadto zarozumiały, gdybym powiedział, że sobie nie wyobrażam. To moje marzenie i chciałbym, by został zawieszony. Będę zabiegał o porozumienie z kibicami. To ich decyzja, ale nikomu się nie przysłuży. Nieustannie trwający bojkot odstrasza od działań akcjonariuszy czy potencjalnych sponsorów. To trochę nieracjonalne, kiedy w zamian za to, że wyłożę trochę pieniędzy dla klubu, będę miał pomalowany dom czy poniosę inne kary. Najbardziej obawiam się tego, że jeśli bojkot nie ustanie, w konsekwencji trzeba będzie ogłosić upadłość klubu. Może jest jakaś grupa, której na tym zależy, bo nie trzeba będzie budować stadionu? Albo wypełniać innych zobowiązań? Można snuć różne domysły. Uważam, że powinniśmy się porozumieć i współpracować, a nie nawzajem się zwalczać.

Ma pan pomysł, jak załagodzić bojkot kibiców, którzy bardzo twardo obstawiają przy swoim?
ZDZISŁAW BIK: – Uważam, że jako akcjonariusze staramy się spełniać oczekiwania kibiców. Nie możemy spełnić jednego – usypać górki pieniędzy, 6- czy 8-milionowej, by następnie oddać zarządzanie klubem. Nie może być tak, że ktoś przyjdzie i będzie tylko rozdysponowywał te pieniądze. W każdym klubie, spółce, firmie, cały czas walczy się o przychody. Po to się pracuje, by je uzyskiwać. W żadnej firmie nie jest tak, że leży górka pieniędzy, a ktoś tylko je rozdaje. Wydaje mi się, że otworzyliśmy się mocno na kibiców, spełniając pierwszy z ich postulatów, czyli zatrudniając trenera Łukasza Beretę, będącego niejako wskazanego przez środowisko kibiców. Zaproponowaliśmy też przedstawicielowi kibiców stanowisko prezesa. Może faktycznie doszło do nieporozumienia, nie dogadaliśmy się, ale powtarzam: nikt nie zagwarantuje wiecznych przychodów spółce. O nie trzeba dbać, walczyć, jak w każdej działalności. Proponowałem kibicom – dla wspomożenia Akademii – przejęcie „Grzybka”. W obecnej sytuacji, kiedy walczymy o każdą złotówkę na bieżące funkcjonowanie klubu, trudno wygospodarować jeszcze dodatkowe pieniądze na zatowarowanie „Grzybka”. Takie propozycje były dużym gestem z naszej strony. Jeżeli są inne oczekiwania, to oczywiście jesteśmy otwarci na dialog i znalezienie złotego środka, by zadowolić kibiców.

Liczy pan, że te słowa, które padają – o 4 mln najważniejszych zobowiązań, o przesunięciu spłat układu ratalnego – mogą przekonać kibiców do zmiany optyki?
ZDZISŁAW BIK: – Mam taką nadzieję. Nie jestem osobą medialną, bardzo niechętnie się „spowiadam”. Jestem człowiekiem stworzonym do pracy. Teraz chcę przekazać punkt widzenia drugiej strony. To wszystko liczby do sprawdzenia w dziale księgowości, w raportach giełdowych. Jesteśmy otwarci.

Jednym z postulatów kibiców było opuszczenie stanowiska prezesa przez Jana Chrapka. Został przesunięty do rady nadzorczej, co nadal budzi wśród kibiców kontrowersje. Jak się pan do tego odniesie?
ZDZISŁAW BIK: – Jesteśmy otwarci, by kibice wskazali swojego przedstawiciela do rady nadzorczej. Nie chcemy niczego przed kibicami ukrywać. Zamierzamy działać transparentnie. Stwierdziliśmy, że potrzebny jest ten łącznik starego zarządu z nowym. Pan prezes Chrapek skonstruował całą umowę z miastem, uczestniczył w negocjacjach. Pan prezes Waszczuk nie zna wszystkich szczegółów związanych ze sposobem zarządzania spółką w poprzednim okresie. Trudno byłoby odciąć się całkowicie od poprzedniego prezesa. Pan Chrapek został członkiem rady nadzorczej tylko i wyłącznie na moją gorącą prośbę.

Kibice mogą wskazać pełnoprawnego członka czy tylko obserwatora przy radzie nadzorczej?
ZDZISŁAW BIK: – Mieliśmy zamiary tworzenia rady nadzorczej – tak było za czasów naszej gry w ekstraklasie i pierwszej lidze – do której mogliby wejść akcjonariusze, którzy wyłożą konkretne pieniądze; co najmniej 1 mln zł. Dzisiaj, na poziomie trzeciej ligi, trudno mieć takie wymagania. Nie ma też takich potrzeb budżetowych jak w pierwszej czy drugiej lidze, dlatego nasze oczekiwania są inne. Przedstawiciel może być w charakterze pełnoprawnego członka, a nie tylko obserwatora.

Na czym polega umowa porozumienia z lutego, zawarta między miastem, Ruchem SA a spółką Carbonex? W myśl tego, co podawano do opinii publicznej, suma kwot wypracowanej przez klub i przelanej przez miasto musi być wyrównana identycznej wysokości środkami ze strony Carboneksu. Czy zatem 4 mln z tytułu promocji miasta przez sport obligują do czegoś Carbonex?
ZDZISŁAW BIK: – Te zapisy są deklaracyjne – zarówno ze strony miasta, jak i Carboneksu. Carbonex nie ma zobowiązań z tego tytułu.

Czyli nie jest to prawnie egzekwowalne?
ZDZISŁAW BIK: – Nie jest. Dziś można powiedzieć, że nawet wypłacając te 4 mln, miasto niestety jeszcze nie równoważy wpłat Carboneksu.

Gdy w 2017 roku pomógł pan Ruchowi, wyobrażał pan sobie, że zostanie z klubem na tak długi czas?
ZDZISŁAW BIK: – Był styczeń 2017 roku. Pan Kurczyk zwrócił się do mnie z prośbą, by uratować drużynie punkty, które mogą zostać bezpowrotnie odjęte. Trzeba było zapłacić 600 tysięcy na zobowiązania licencyjne względem zawodników. Pożyczyłem te pieniądze. Później okazało się, że pożyczka nie może być spłacona. Zaczął odwiedzać mnie Pan Prezydent z prośbą o pomoc klubowi. Proponował, bym zaangażował się bardziej; że wolałby mieć jako partnera mnie, a nie pana Smagorowicza. Rozważyłem tę sytuację. Jestem miłośnikiem piłki nożnej, zakochany w futbolu jest też mój syn Michał. Pomyślałem, że to dobra okazja, by pomóc ekstraklasowemu klubowi z potencjałem, tradycją, historią. Bardzo nas to zainteresowało. Podjęliśmy decyzję, by mocniej się zaangażować. Przeraziły nas dokumenty, które otrzymaliśmy w kwietniu 2017 roku. Po audycie okazało się, że długi wynoszą 56 mln zł. To przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Docelowo mieliśmy tylko stanowić pomoc dla klubu jako pożyczkodawca w przejściu trudnego okresu. By na tę pożyczkę nie miał wpływu pan Smagorowicz, należało wykupić od niego udziały. Słyszeliśmy, że potem na pewno będą zainteresowani, którzy kupią akcje od nas. Aż tak bezpośrednio nie chcieliśmy się angażować. Pożyczaliśmy pieniądze panu Patermanowi, który wykupywał akcje. Później okazało się, że pan Paterman nie ma pieniędzy – aż wreszcie trzeba było przejąć od niego udziały. Zostaliśmy „wkręceni”.

„Wszystkie reanimowane przeze mnie spółki, będące w upadłości, mają się dobrze”.
ZDZISŁAW BIK: – To chyba moje słowa… Daleko nie trzeba sięgać, możemy opowiedzieć o Fasingu. W 2000 roku chylił się ku upadkowi, ponad 90 procent przychodów mieliśmy z rynku krajowego, z górnictwa. Tylko 3 procent było z rynku pozagórniczego – w tym eksportu. Dziś, dzięki wyjściu na świat i obraniu na początku naszej działalności tej polityki eksportowej, jesteśmy firmą globalną. Przejęliśmy naszego konkurenta, zbudowaliśmy fabryki w Chinach, jesteśmy numerem 1 na świecie. Opieramy się w 70 procentach na eksporcie, a rynek krajowy stanowi dla nas już tylko 30 procent. Z bankruta staliśmy się numerem 1 na świecie w segmencie łańcuchowym, w którym funkcjonujemy. Podam też przykład Kuźni Osowiec, która stanowi część naszej grupy. Ta firma była skazana na wykreślenie, należała już do skarbu państwa. Dzisiaj jest renesans kuziennictwa i bardzo dobrze funkcjonuje, stanowiąc podstawę zaplecza grupy. Dodam, że trzy lata temu zakupiliśmy firmę w Mysłowicach, która miała ogłoszoną upadłość. Zatrudniała ponad 100 pracowników, a dziś jest ich już ponad 200 i jest liderem spawalnictwa na polskim rynku.

Jak te przykłady przełożyć na grunt chorzowski?
ZDZISŁAW BIK: – Niewątpliwie jestem ambitnym człowiekiem. Ambicja niedopuszczenia do tego, by po raz pierwszy upadła firma, z którą jestem związany – właśnie to trzyma mnie jeszcze przy Ruchu. Chcę mieć poczucie, że zrobiłem wszystko, co mogłem, by przy moim udziale nie doprowadzono do upadku tego klubu. To piękna historia. Szkoda byłoby przed obchodami 100-lecia przyczynić do upadku Ruchu.

Liczył pan, ile pańskie firmy włożyły w Ruch?
ZDZISŁAW BIK: – To informacja, która wielu może szokować, a wielu może mi współczuć. Owiejmy to tajemnicą. Zainteresowane osoby wiedzą, że to są niemałe pieniądze. Nie jest to powód ani do chwały, ani do dumy, dlatego nie ma co o tym mówić.

Jest pan prezesem firmy, będącej w swojej dziedzinie nr 1 na świecie. Czy to, co dzieje się z Ruchem, tak po ludzku nie było dla pana ujmą? Że mimo takich nakładów – tego, że środki przeznaczane na drużynę pozwalały raczej walczyć o awans niż spadać – nie wychodzi? Czy nie miał pan pretensji do swoich podwładnych? I do ludzi, jakimi się w klubie otaczali?
ZDZISŁAW BIK: – W pierwszej kolejności pretensje mam sam do siebie. Wkurza mnie, że wyłożone pieniądze w dużej części zostały zmarnowane. Niestety, mogę w tym miejscu przytoczyć też jedno nazwisko. Uważam, że – nie chcę użyć zbyt mocnego słowa – grabarzem tych pieniędzy był pan Janusz Paterman. Miał lekką rękę do wydawania pieniędzy, do braku nadzoru. To był mój osobisty błąd, że przyczyniłem się do objęcia przez niego prezesury w spółce. Sam ją zresztą proponowałem. Ówcześni członkowie rady nadzorczej weszli do niej z obietnicą zaangażowania się w klub kwotą 1 mln zł. Na obietnicy się jednak skończyło.

Chorzowski cud pod Jasną Górą. „Mogliśmy zamknąć niektórym usta”

Nigdy nie poczuwałem się do tego, by być głównym udziałowcem Ruchu. Mam tylko 25 procent akcji. Cały czas liczyłem na współpracę innych akcjonariuszy. Biorę odpowiedzialność za firmę, jeśli mam w niej większość udziałów. Wtedy staję i walczę o firmę, by była tylko lepsza. Trochę przeliczyłem się ze względu na brak bieżącej pomocy. Można patrzeć na wszystko przez pryzmat całego roku – i wtedy nie można mówić o braku pomocy. Najważniejsze nie jest jednak rozliczenie roczne, a bieżąca płynność. Tej bieżącej płynności spółce brakło. Zbulwersowanie we mnie jest bardzo duże, ale skierowane w stosunku do siebie – że tego nie dopilnowałem. Widzę, że trzeba trochę inaczej podejść do tej sytuacji. Nie mogę sobie z tym poradzić, że w ciągu trzech lat zanotowaliśmy trzy spadki. To trudne dla każdego kibica, czyli również dla mnie. Wierzę mocno, że skoro inne znane marki, które przeżywały kryzys, dzisiaj święcą triumfy, to i my w przyszłości się ich doczekamy.

Myślał pan o tym, by wykupić któregoś z udziałowców?
ZDZISŁAW BIK:
– Nigdy. Kiedyś w ogóle nie sądziłem, że obejmę 25 procent akcji. Pożyczaliśmy pieniądze, potem nie było innego wyjścia i konwertowaliśmy je na udziały. Część tych udziałów trzeba było odkupić od pana Smagorowicza, by go już w ogóle w Ruchu nie było. A że nikt nie miał pieniędzy, by to zrobić, padło na nas… Uważałem, że tylko po to kupujemy akcje, po to konwertujemy pożyczki, by znaleźli się akcjonariusze, którzy to od nas odkupią. Stało się, jak się stało i dziś Carbonex ma 25 procent udziałów.

Dajecie sobie jakiś czas na znalezienie prezesa – do pomocy wiceprezesowi Marcinowi Waszczukowi?
ZDZISŁAW BIK: – Pracujemy nad tym tematem. Myślę, że jeszcze w tym miesiącu wspomożemy pana Waszczuka osobą, która zajmie się stroną prawno-organizacyjną spółki. Nie należy zapominać, że jesteśmy spółką giełdową, która ma swoje określone obowiązki. Przykład prezesa Chrapka pokazał, że brakło mu czasu, by zająć się rozwojem marketingu, pozyskiwaniem sponsorów. Niestety, codziennie zarząd ma do wykonania mnóstwo spraw organizacyjno-prawnych.

Szukacie osoby z doświadczeniem w piłce?
ZDZISŁAW BIK: – Oczywiście, tak byłoby najlepiej – ale niekoniecznie. Przy pomocy kibiców, obecnego sztabu szkoleniowego, nie jest priorytetem na poziomie trzecioligowym, by prezes był superprofesjonalną osobą z ekstraklasy. Raczej ma to być sprawny menadżer, dobry organizator, znający elementy prawa i ekonomii.

Czy wróci pan do rady nadzorczej Ruchu?
ZDZISŁAW BIK: – Moja nieobecność w niej jest związana z moją pracą. Mamy dwie fabryki poza granicami kraju, przymierzamy się do budowy fabryk w innych krajach. Nasza praca jest skupiona bardziej poza granicami kraju niż na miejscu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do rady wrócę – gdy ustabilizuje się też rozwój naszej firmy. Nie mówię nie. Na razie na przeszkodzie stoi brak możliwości czasowych.

Dlaczego – o czym mówi się oficjalnie – na jednym ze spotkań z kibicami powiedział pan, że nie jest dla pana ważny temat stadionu, a doraźna pomoc klubowi płynąca ze strony miasta?
ZDZISŁAW BIK: – Nie, to jakiś skrót myślowy. Podstawą rozwoju klubu sportowego, jego przyszłości, zarabiania pieniędzy, jest stadion. Całym sercem jestem za budową stadionu, choć mam uwagi co do zbyt małej liczby lóż uwzględnionej w obecnym projekcie. Wiem, że wśród znajomych mam reprezentantów 10 albo i 15 podmiotów, którzy chętnie miejsce w takiej loży by wykupiły. Ten projekt nie broni się finansowo. Widzę, że władze miasta idą teraz w takim kierunku, by go rozszerzyć. Ma stać się bardziej biznesowy, a nie tylko stanowić zaplecze dla samego futbolu. Ten skrót myślowy może polegał też na tym, że mówiłem o sytuacji w danej chwili. To, czy prace związane z budową stadionu rozpoczną się miesiąc wcześniej, czy dwa miesiące później, dla bieżącego funkcjonowania nie ma znaczenia. Klub ma zobowiązania układowe, zmierzające do odcięcia długów. Jeśli ich nie odetniemy, to długi będą rodziły nowe długi i zobowiązań będzie coraz więcej. Trzeba w końcu raz odciąć te wszystkie długi. Jesteśmy teraz na najlepszej drodze ku temu, by zacząć z czystą kartą. A klub bez stadionu to nie klub.

Co z Kopalnią Barbara, którą chce uruchomić Fasing?
ZDZISŁAW BIK: – Po wielu latach zrobiliśmy mały krok do przodu. Otrzymaliśmy pozytywną opinię Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Jesteśmy na dobrej drodze, by finalizować ten temat. Mam nadzieję, że w tym roku otrzymamy koncesję i zaprosimy na Barbórkę. Pełne wydobycie to jeszcze kwestia uzbrajania terenu i 3-letnich prac. W 2022 roku kopalnia powinna ma być rentowna.

Piłka w Chorzowie może coś z tego mieć?
ZDZISŁAW BIK: – Nasze firmy starają się wypełniać społeczną misję biznesu. Uważam, że kopalnia w Chorzowie z pewnością nie będzie obojętna na różne cele społeczne zakładane w mieście. Ze wstępnych wyliczeń podatków, które kopalnia będzie płacić na rzecz miasta, wynika, że to około 3 mln zł. Nie mówię nawet o podatkach pośrednich – zatrudnionych pracowników, podatku dochodowego, VAT-owskiego, napędzeniu koniunktury. Uwzględniając to, ta kwota może zostać nawet podwojona.

Jako biznesmen wyobraża pan sobie jeszcze, by akcje Ruchu kiedykolwiek można było sprzedać?
ZDZISŁAW BIK: –
Walczę z określaniem mnie mianem biznesmena. Uważam, że nim nie jestem, bo biznesmen maksymalizuje zysk, a ja tego staram się nie robić; wypośrodkowuję oczekiwania pracowników względem potrzeb przedsiębiorstwa. Uważam, że nadejdzie jeszcze dobra koniunktura dla Ruchu. Przyznam się, że kiedy byliśmy na poziomie drugoligowym, prowadziliśmy rozmowy z dobrymi klubami europejskimi odnośnie współpracy, tworzenia zaplecza dla europejskich ekstraklasowiczów. Spotykałem się z pozytywnym odzewem – ale pod warunkiem, że będziemy co najmniej w pierwszej lidze. Należy robić wszystko ku temu, byśmy do tej – co najmniej! – pierwszej ligi wrócili. Wtedy będziemy na dobrej drodze, by walczyć o dalsze zaszczyty, czyli miejsce w ekstraklasie.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem