Kręcina: Prezes może wszystko. Nie tylko ten prezes…

Zdzisław Kręcina, były sekretarz generalny PZPN, w rozmowie ze „Sportem”

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Gdzie pan był, kiedy pana w środowisku nie było?

– Wbrew pozorom nie był to długi okres – parę miesięcy. Z Piastem oficjalnie pożegnałem się jesienią 2017 i celowo nie podejmowałem żadnej aktywności publicznej, bo czekałem na zakończenie procesu w sprawie Widzewa.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Proces… Pokręcone bywa życie działacza piłkarskiego?

– W 2008 zarzucono mi, że nielegalnie przekazałem na konto Widzewa pieniądze, które łodzianiom należały się z tytułu udziału w Lidze Mistrzów. Tradycyjny – do dziś – mechanizm transferu tych środków z UEFA polega na tym, że najpierw trafiają one na konto rodzimej federacji, która – ewentualnie – potrąca sobie należności, jakie ma wobec niej dany klub, a reszta przekazywana jest do tego klubu. I tak wyglądało to wówczas w przypadku łodzian. Po ustaleniach między księgowymi Widzewa i PZPN-u, sumę należną klubowi poleciłem wysłać na jego konto. Prokuratura uważała jednak, że związek nie miał do tego prawa; w pierwszej kolejności – jej zdaniem – powinien zaspokoić żądania komornika.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Zaraz, zaraz… Widzew w Lidze Mistrzów grał w drugiej połowie lat 90. Zarzuty – jak pan mówi – postawiono w roku 2008, a proces skończył się…

–… w styczniu 2018, po prawie 7 latach od jego rozpoczęcia. Przesłuchano około 100 świadków.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: I?

– I zapadł wyrok uniewinniający. Prokuratura od niego się nie odwołała. Od 12 stycznia jestem więc człowiekiem wolnym od jakichkolwiek zarzutów, mogłem więc pomyśleć o powrocie do piłki. Traf chciał, że jakiś czas potem zgłosiła się firma bukmacherska i zaproponowała działalność dla mnie zupełnie nową. „Wszystkiego trzeba w życiu spróbować” – pomyślałem. I w końcówce mojej działalności publicznej zostałem „twarzą” tej firmy.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: W jakiej końcówce?! 64 lata ma pan dopiero! Leo Beenhakker, obejmując reprezentację Polski, był dwa lata starszy!

– Wie pan, w moim wieku człowiek – budząc się rano – jest szczęśliwy, że jeszcze żyje!

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Można się zastanawiać, czy działacz PZPN – nawet były – powinien reklamować bukmacherkę. Ale – jak rozumiem – wzorował się pan na wyżej postawionych w strukturze związku?

– Podkreślę, że postanowiłem robić to z legalnym bukmacherem. Na pewno nie zdobyłbym się na takie działanie, jakie było udziałem możniejszych w piłce ode mnie… Moje motto: całe życie zgodnie z prawem!

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Brawo! Co nie zmienia faktu, że – prócz sprawy Widzewa – próbowano panu przyklejać afery i aferki. Jakieś podsłuchy, nagrania…

– Nawet nie było prokuratorskiego postępowania w tych sprawach!

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Jak sobie pan – i najbliżsi – radził z tymi wszystkimi medialnymi informacjami?

– No właśnie; o żonę, o syna najbardziej się martwiłem. Ja – po tylu latach działalności w piłce – miałem świadomość, że to taka mała polityka; a co się dzieje w polityce dobrze wiemy. Już nie będę przypominał, jak świętej pamięci Włodzimierz Reczek – który politykę przecież dobrze znał – ją określał. Widocznie taki jest wymóg polityki – i futbolu też – że trzeba medialnie złowić jakieś ofiary i się nad nimi popastwić. Czasami takie nagonki bywały naprawdę bolesne. Może i w przypadku niektórych ludzi byłyby ponad ich siły. To były po prostu chamskie zagrywki tabloidów. W jednym z nich przedstawiono mnie z… wypatroszonymi wnętrznościami, wstawiając w ich miejsce zdjęcie reklamówki z moimi zakupami – połówką chleba i konserwą – którą to fotkę paparazzi zrobili dzień wcześniej, długo chodząc za mną.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: A pan nie dochodził w sądzie swych racji od szkalujących, od szyderców. Czemu?

– Nie jestem mściwy, nie szukam rewanżu. Jeżeli doznawałem z czyjejś strony krzywdy, uznawałem, że ten ktoś albo robił to na zlecenie, albo po prostu był niedowartościowany.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Gorzkie słowa o piłce – że jest jak mała polityka. Ale pan w tej piłce trwa od…

–… prawie 50 lat. Deklarację przystąpienia do Koszarawy Żywiec wypisałem w 1969 roku. I pewnie w świetlicy klubowej Koszarawy będę ten jubileusz 50-lecia świętować.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Może – na jubileusz, a raczej tuż po nim – warto jeszcze wystartować jako kandydat w jakichś wyborach piłkarskich? Bo ostatnie próby niespecjalnie się powiodły.

– Te PZPN-owskie to… taktyka była. W 2008 musiałem wykonać ruch w postaci kandydowania, by w ogóle… pozostać w związku. Przecież Grzegorz Lato miał swojego kandydata – Kazimierza Grenia – na sekretarza generalnego. Moja reakcja – zgłoszenie się do elekcji – sprawiła, że pozostałem na stanowisku po zwycięskich dla Grzesia wyborach. A 2012? Kilka miesięcy wcześniej wywołano medialną aferę z podsłuchami, taśmami itp. Musiałem zademonstrować, że to wszystko jest niepoważne. Kandydując, pokazałem, że – mówiąc kolokwialnie –  wciąż żyję.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: A Śląski ZPN?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Miałem swój plan na ten związek. Przegrałem, ale teraz – z perspektywy czasu – Bogu dziękuję, że tak się stało. Nie wyobrażam sobie kierowania związkiem w Katowicach połączonego z życiem w Warszawie. Bo tego drugiego wymaga ode mnie bycie „ambasadorem” wspomnianej firmy bukmacherskiej.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: „Ambasador” brzmi lepiej niż „twarz”… Tyle że budzi pytanie o… pańską samodzielność w tworzeniu – skądinąd wielce trafnych – wpisów na portalach społecznościowych. „Wirtualny” Zdzisław Kręcina to prawdziwy Zdzisław Kręcina?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Oczywiście. Owszem, udostępniam firmie mój profil na treści reklamowe. Ale wpisy merytoryczne – komentarze, opinie – są w pełni prywatne, odzwierciedlające moje zdanie. Nie jestem podatny na czyjeś sugestie. Powiem więcej: bardzo polubiłem taką formę jedno-, dwuzdaniowej oceny niektórych wydarzeń, postaw, ludzi. Wcześniej mnie te nowinki nie interesowały, teraz z przyjemnością korzystam z FB i TT.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Mam wrażenie – sądząc po liczbie polubień i komentarzy, a raczej dyskusji, w jakie próbują się z panem wdawać użytkownicy mediów społecznościowych – że z sympatią powitano pański powrót.

ZDZISŁAW KRĘCINA: Rzeczywiście. Niektórzy czasem chcą mnie testować. Na mój wpis o Vejvodzie – jako trenerze Legii – jeden z użytkowników zapytał mnie, czy wiem, że w Ruchu był Viczan. „A prezesem był wtedy Ryszard Trzcionka, menedżerem Alojzy Dzielong, o boisko i sprzęt dbał Ewald Sikora” – odpisałem mu. Zdziwił się, że wiem takie rzeczy.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: No właśnie. Może jednak trzeba wykorzystać tę – i inną wiedzę – do pracy w lub przy klubie?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Na razie zabrania mi tego kontrakt. Nie mogę roli „ambasadora” łączyć z pracą klubową.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: A prezes PZPN mógł być „ambasadorem” i… prezesem właśnie!

ZDZISŁAW KRĘCINA: Cóż… Prezes może wszystko. Nie tylko ten prezes. Ale ja nie chciałbym takich działalności łączyć.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Dostaje pan czasem od dzisiejszych władz PZPN-u zaproszenia do loży na meczach reprezentacji? Albo na związkowe wigilie?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Do tej pory się nie starałem. Skoro jednak już nie jestem trędowaty, to może spróbuję.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Przejdźmy do poważniejszych tematów. Kilka miesięcy po klęsce piłkarzy w Euro 2012 ze związkiem pożegnał się Grzegorz Lato. Po klęsce na rosyjskim mundialu obecny prezes – poprzez analogię – też powinien odejść?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Przed Euro 2012 byliśmy – jako władze PZPN – tak zaaferowani organizacją turnieju; dbaniem o to, by wszystko było OK, że zaniedbaliśmy nieco sferę sportową. Przyznanie nam tamtej imprezy samo w sobie było przecież wielkim sukcesem ekipy, która – powiedzmy sobie uczciwie – nie cieszyła się dobrą opinią wśród rządzących. Tym bardziej chcieliśmy zorganizować wszystko na błysk. I to się udało. Natomiast sportowo… Prawdę mówiąc, nie mieliśmy wielkiego wpływu na wybór selekcjonera, który wskazany został w drodze „referendum kibiców”, „audiotele”. W związku nikt nie próbował protestować, przyjęto głos ludu. A mogło to – moim zdaniem – inaczej wyglądać… Mniejsza z tym. Warto za to przypomnieć, że za czasów, w których pracowałem w związku, polska reprezentacja zagrała dwukrotnie w finałach mistrzostw świata oraz – po raz pierwszy w historii – w finałach mistrzostw Europy. I jeszcze zorganizowaliśmy Euro 2012. Myślę, że całkiem nieźle, jak na 10 lat.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Uciekł pan od odpowiedzi na pytanie: po wpadce w Rosji ktoś jeszcze – poza Adamem Nawałką – powinien odejść?

ZDZISŁAW KRĘCINA: To wewnętrzna sprawa związku. Ja – jako kibic – czekam tylko na raport szkoleniowy sztabu.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Podobno go nie będzie?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Napisałem to również w jednym z tweetów: szybkie powołanie nowego selekcjonera ma przykryć brak rozliczenia jego poprzednika.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Raportowanie chyba nie jest mocną stroną polskiej piłki. Trenerzy Engel i Janas też raczej epokowych analiz nie zostawili po dymisjach, prawda?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Zdaje się, że nie. A myślę, że taki dzisiejszy raport – choćby z informacją, jak zmieniał się stan zdrowia i stan fizyczny zawodników reprezentacji na przestrzeni ostatnich lat – miałby swoją wartość.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: No i parę decyzji personalnych selekcjoner pewnie też powinien wyjaśnić?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Zwłaszcza że nie były chyba tak do końca przedmiotem jego osobistych przemyśleń.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Peszkę na przykład?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Czytałem sugestie, co kierowałem selekcjonerem, kiedy go brał do kadry. Skoro Robert – jako lider ekipy – tak dobrze się w jego towarzystwie czuł, to chciał mu stworzyć maksymalnie sprzyjające warunki. Jeśliby ten zabieg wyszedł, Nawałka byłby bohaterem. Ale nie wyszedł, bo nie miał prawa wyjść. W przeszłości – jak wiemy – selekcjonerzy pod presją podobnych sugestii się nie ugięli i nie zabrali na mundial tych, do których zabrania ich namawiano. Oczywiście wynikowo wyszło na to samo, ale teraz – po nieudanym eksperymencie Adama – przynajmniej mogą już przestać mieć wyrzuty sumienia, że zdecydowali tak, a nie inaczej.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: No dobrze, idźmy dalej z rozliczeniami personalnymi.

ZDZISŁAW KRĘCINA: Mocno mnie zdziwiło postawienie na Szczęsnego. Sądziłem, że po doświadczeniach z Euro 2012 – mówię o meczu z Grecją – numerem jeden będzie Fabiański. Bo Szczęsny – mimo upływu 6 lat – wciąż pozostał „elektrycznym” bramkarzem. Ale… może selekcjoner chciał mu pomóc, by się dobrze w Juventusie zaaklimatyzował? W końcu to klub włoski… Pewnie gdyby nie kontuzja Skorupskiego, na mundial pojechałby też on, a nie Białkowski. I tak możemy o tym „śladzie włoskim” długo mówić – ale pewnie doszlibyśmy wówczas to różnych, niekoniecznie właściwych, wniosków…

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Śladzie włoskim?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Tak sobie myślę, że wpływ prezesa Bońka na trenera Nawałkę był jednak bardzo mocny. Tak mocny, że dziś były już selekcjoner naprawdę jest na siebie wk…, no dobra, zły. Pewnie wie, gdzie popełnił błędy; i pewnie – mam wrażenie – doskonale też wie, że nie był w pełni samodzielny w podejmowaniu różnych decyzji. Wiele z nich mi zupełnie do Adama nie pasowało – a znam go przecież ładnych parę lat. To on powiedział: „Dobry trening nigdy nie zastąpi meczu”. A potem sam złamał tę zasadę, której był wierny przez całą swą kadencję.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: W przypadku Krychowiaka na przykład?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Na przykład. Swoją drogą – jeżeli taki zawodnik, jak Krychowiak, ma miejsce w reprezentacji, to… źle to o tej reprezentacji świadczy. Jak widziałem, w jaki sposób wykonuje „pięćdziesiątkę Bońka”, byłem przerażony. Drewienko! Właśnie tego typu decyzje trenerowi Nawałce będą odbijać się czkawką do końca życia! Dziś już wie, że powinien z polskiej ligi wyciągnąć jeszcze dwóch–trzech chłopaków, którzy bardzo by mu się przydali w Rosji. Żurkowski, Szymański… Ostatnio spotkałem się ze Zdziśkiem Kapką. Tym, który w wieku niespełna 20 lat w meczu o trzecie miejsce w mistrzostwach świata rozprowadził akcję, po której Grzesiu Lato strzelił Brazylijczykom zwycięskiego gola. I to on – przecież świetnie znający Adama ze wspólnych lat w Wiśle – zwrócił uwagę na ważną rzecz: „Przecież – mówił mi – on gdzieś zupełnie stracił swoją odwagę, rozdając nominacje na mundial”. Rzeczywiście; Górski miał w Niemczech nie tylko Kapkę, ale też przede wszystkim 20-letniego stopera Władka Żmudę, miał w kadrze Kustę i paru 21-latków. To była autentyczna mieszanka rutyny z młodością. A w tym roku? Tylko średnio i staro. Czyli asekuracyjnie…

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Pogadaliśmy o personaliach. A pańska ogólna recenzja mundialu w naszym wykonaniu?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Ja już przed pierwszym meczem – i znajdzie pan tego świadectwo w Internecie – pytałem: „Na bazie czego ludzie oczekują wspaniałych mistrzostw od tej kadry?”. Bo przecież w eliminacjach zagraliśmy tak naprawdę tylko dwa dobre mecze: z Rumunią na wyjeździe i z Danią w Warszawie. Cała reszta to było prześlizgiwanie się przez eliminacje, z łutem szczęścia. Z Armenią mogliśmy przegrać w 89 minucie, a wygraliśmy fartownie w 93. Powie ktoś: „Dobra, a 4:0 z Litwą tuż przed mundialem?”. Ludzie, trener Litwinów ściągnął chłopaków prosto z urlopów – a nie miał do dyspozycji grajków pokroju Duńczyków, którzy w 1992 w takich okolicznościach zostali mistrzami Europy. No to nastrzelaliśmy im goli jak trzecioligowcom. Ale ja i tak byłem pełen trwogi i – mówię to bez satysfakcji – miałem sporo w tym racji. Nawet zespół Panamy walczył, nie mówiąc już o Iranie, Maroku czy Egipice.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Ale to nie pan był tym, co po meczu biało–czerwonych telewizor wyrzucił przez balkon?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Nie. Jestem już w tym wieku, w którym takie emocje traktuję trochę z przymrużeniem oka.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Kiedy cofam się pamięcią do roku 2002, przypominam sobie naszych reprezentantów na torebkach zupek błyskawicznych. W tym roku jednak – mam wrażenie – przegięcie było jeszcze większe. Adam Nawałka latał helikopterem i konsumował parówki, a Robert Lewandowski wyskakiwał z każdej lodówki zaraz po jej otwarciu.

ZDZISŁAW KRĘCINA: Znak czasów… Z jednej strony – jest to nieuchronne. Z drugiej – mam wrażenie, że w tym szaleństwie brakło koordynacji, a każdy chciał wyszarpać dla siebie jak najwięcej. W przyszłości musi to mieć bardziej zorganizowany charakter. Nagraniom i kontraktom nie powinno towarzyszyć takie rozdmuchanie, a i sam efekt tworzenia tych reklam nie powinien być tak rozdęty. Również i sam portal „Łączy nas piłka” – notabene stworzony jeszcze za moich czasów w związku! – zbyt głęboko wchodził w środowisko piłkarzy. Nagrania z pokoi hotelowych, z szatni… Mam wrażenie, że to wszystko rozpraszało zawodników, nawet jeżeli mieli obowiązek owych młodych ludzi tworzących te filmiki traktować z sympatią.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Rozpraszało?!

ZDZISŁAW KRĘCINA: Oczywiście. Koncentracja piłkarzy przed meczem to rzecz święta. Mieliśmy przykład tego podczas mundialu 2006, kiedy dość brutalnie przerwano reprezentacji mobilizację przed potyczką z Ekwadorem. Pewnie nie tylko z tego powodu przegraliśmy, ale jednak chłopcy wyszli na boisko zupełnie zdekoncentrowani, gdy przed samym meczem wpadł im do szatni premier Kazimierz Marcinkiewicz. Pół biedy, gdyby był sam. Ale otaczał go wianuszek 20 asystentów. Na własne oczy widziałem piorunujące wrażenie – w sensie utraty owej koncentracji – jakie na chłopakach ta niezapowiedziana wizyta zrobiła.

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Chce pan powiedzieć – wracając do tego roku i tego mundialu – że selekcjoner, przez blisko pięć lat imponujący surową i perfekcyjną organizacją, w najważniejszym momencie swej kariery stracił nad częścią zadań kontrolę?

ZDZISŁAW KRĘCINA: Trochę inaczej powiem. Jest takie dobre powiedzenie, które chyba się sprawdza w tym przypadku: „Gorliwość jest gorsza od sabotażu”. Maksymalne dopieszczenie wszystkiego powoduje przekonanie, że dzięki temu i na boisku przez 90 minut będzie mieć do czynienia z założonym przez trenera ideałem. Ale piłka jest przekorna… Ja znam sytuacje, w których drużyna spóźniała się na mecz – kiedyś Białorusini, jadąc do Polski na mecz z naszymi rówieśnikami, utknęli na tak długo na granicy, że przebierali się w jadącym autokarze – a potem wybiegała na murawę i lała rywala 3:0! Widziałem to osobiście! Wydaje mi się więc, że przegięcie w drugą stronę może odnieść skutek odwrotny od zamierzonego. W 1974 piłkarze mieszkali w hotelu „Sonnen Post”, ale do stołówki chodzili 200 metrów. W Hiszpanii w 1982 przyszło drużynie mieszkać przed jednym z meczów w hotelu bez klimatyzacji. W 2002 naszą bazę – ośrodek Samsunga w Korei – otaczał kordon wojska, a żołnierze w każdej chwili gotowi byli do oddania strzału z broni ostrej. Nie była to – mentalnie – sytuacja idealna. Tymczasem teraz kadrowicze wszystko mieli podane na tacy. I jeszcze utrzymywani byli w przeświadczeniu, że osiągnęli mistrzowski pułap: „Co nam tam Kolumbia, o Senegalu czy Japonii nie mówiąc”…

DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Coś mam wrażenie, że z przyjemnością próbuje pan szczypnąć media…

ZDZISŁAW KRĘCINA: Owszem, dziennikarze odegrali niechlubną rolę. Nawet ci najbardziej rozsądni – a bywają w waszym środowisku fachowcy, muszę to przyznać – wpisywali się w ową „propagandę sukcesu”. No i skończyło się, jak się skończyło… Miały być najlepsze mistrzostwa biało-czerwonych w tym stuleciu, tymczasem wyklinani przed laty Engel i Janas mogą już spokojnie z tych „kanałów” wyjść. To oni byli prekursorami odnowy polskiej piłki w XXI wieku.

 

Z twittera @KrecinaZdzichu

* Spośród polskich dwóch gwiazd na Rosję, tylko Pan Prezes ma „wolną głowę” (wydał córkę za mąż). Natomiast kadrowicz szuka lepszego klubu niż… Mistrz Niemiec. No cóż, chyba niedoczekanie nasze…

* Po co jechać do Rosji. Mistrzostwo Świata dla … Widzewa. Na kolejkę przed końcem sezonu zwolnili trenera. I to jakiego…

* Do dzisiaj żałuję, że stworzyliśmy w czasach G. Laty projekt „Łączy nas piłka”. Nie sądziłem, że następcy wykorzystają to w dziwaczny sposób…

* A mówiłem, że #mundialsamsieniewygra.

* Niebywała zagrywka PR (nie pokerowa) Prezesa PZPN. Po co rozliczać udział w MŚ, jak – po niedzielnym finale – można mówić już tylko o … „świetlanej” przyszłości kadry, z nowym selekcjonerem.

* Trenera–selekcjonera wybiera wyłącznie Prezes. Ja nie byłem nigdy i nigdzie Prezesem. Nawet w GS–ie. Jestem tylko trenerem I klasy piłki nożnej, dr AWF w Krakowie i dr filozofii Uniwersytetu Toronto w Kanadzie.

* Niektórzy mi zarzucają, że za mało śpię…